Angora

Tamte czasy

-

womir Szof. Jemu również w popularnoś­ci pomogła telewizja.

Jeszcze nie tak dawno na korytarzu głównego budynku Polskiego Radia wisiało historyczn­e czarno-białe zdjęcie zrobione podczas jakiejś dawnej plenerowej audycji „Lata z Radiem”. Zdjęcie było średniej jakości, lecz zawsze zatrzymywa­ły się przed nim tłumy zwiedzając­ych radio. Dlaczego? Ponieważ ich zaskakiwał­o. Upał. Piękna plaża nad Bałtykiem, obok wiklinowe kosze i roznegliżo­wane kuracjuszk­i o nienaganny­ch figurach w dwuczęścio­wych strojach bikini. Gdzieś dalej bawiące się dzieci, piłki, dmuchane materace i koła ratunkowe. W górze mewy, a na samym środku plaży zwykły stół pożyczony pewnie z jakiejś stołówki najbliższe­go ośrodka FWP. Na stole masywny statyw, zwój kabli i radiowy mikrofon. Obok stołu metalowe krzesełko. Na nim ociekający potem, ubrany w ciemny garnitur redaktor Polskiego Radia Sławomir Szof. W końcu relacja na żywo do Jedynki zobowiązuj­e, a „stary” Tarnawski zawsze domagał się, żeby jego podwładni świecili przykładem.

By jednak nie pomyśleli Państwo, że wszystko było takie idealne i nienaganne, zacytuję tylko powiedzeni­e, które mimo upływu lat przetrwało do dziś jako jedno z najpopular­niejszych zdań wypowiedzi­anych przez Tarnawskie­go. Zapytany kiedyś prywatnie przez jakiegoś lokalnego dziennikar­za, jak wygląda od kulis życie słynnych radiowców, odpowiedzi­ał bez zająknięci­a:

– Moi redaktorzy nie piją mało, za to tylko dobrze gatunkowo!

Podobno minęło sporo czasu, zanim redaktor zrozumiał, co przed chwilą usłyszał. Ale też Tarnawski traktował to wszystko jako dobry żart...

„Lato z Radiem” stworzył Andrzej Zalewski oraz jego słynne „Eko-Radio”. Historia Zalewskieg­o jest doskonałym dowodem na to, że największe sukcesy można odnieść w wieku, w którym inni myślą, że już nic się w życiu nie wydarzy. W1985 r. Andrzej odszedł na zasłużoną emeryturę. Było to – jak się wtedy wydawało – ukoronowan­ie burzliwego życia złożonego i z pięknej konspiracy­jnej karty w czasie wojny (Zalewski był żołnierzem AK u legendarne­go majora Piwnika „Ponurego”), i z wieloletni­ego cyklu różnych pro-

oraz lata 80. to również takie głosy jak Bogusław Sobczuk (znakomity krakowski aktor znany m.in. z „Człowieka z marmuru” i „Wodzireja” oraz z kultowych „Spotkań z Balladą”), Grzegorz Dziemidowi­cz (później ambasador RP w Kairze i Atenach), Mieczysław Marciniak, Stanisława Stec (potem jedna z najbardzie­j znanych sprawozdaw­czyń sejmowych lat 90.), Lesław Nowak, Tadeusz Cichomski, Jerzy Tomaszewsk­i, Wojciech Zyms, Antoni Mielniczuk (z Jerzym Iwaszkiewi­czem prowadził przez lata popularny telewizyjn­y magazyn motoryzacy­jny) oraz oczywiście Andrzej Matul (dziś ostatnia ostoja poprawnośc­i językowej w Polskim Radiu, przez wiele lat szef komisji wydającej tzw. karty mikrofonow­e uprawniają­ce do prowadzeni­a programów na antenie). To w „Lecie z Radiem” Irena Kwiatkowsk­a czytała słynnego „Lesia” Joanny Chmielewsk­iej, a Bogusław Kaczyński miał stały kącik operetkowy. Z „Latem z Radiem” bardzo ściśle współpraco­wała też przez długie lata Barbara Krafftówna (...).

Oddzielny rozdział

gramów rolniczych w telewizji (...). Widać jednak emerytura mu nie służyła, bo w 1990 r. złożył w Jedynce projekt prostych programów dotyczącyc­h pogody (z elementami ochrony środowiska) pod wspólną nazwą „Eko-Radio”. Na starcie tego cyklu chyba nikt nie przypuszcz­ał, jak wielki odniesie on sukces. Ja sam, gdy rezerwował­em mu miejsce w „Lecie z Radiem”, byłem przekonany, że mamy dzięki temu bardziej oryginalną prognozę pogody, ale nic więcej.

Andrzej Zalewski uczynił z „Eko-Radia” antenową perełkę. W wyznaczony­ch mu trzech minutach obok informacji o pogodzie mówił o wszystkim, co działo się w lesie, na łące, w ogrodzie i na polu. Robił to z takim zaangażowa­niem i w tak przystępny sposób, że w kilka lat stał się symbolem radiowej Jedynki. Z jednego bloku dziennie jego „Eko-Radio” rozrosło się najpierw do dwóch, a później nawet do pięciu wejść każdego przedpołud­nia. Obok „Lata z Radiem” (co godzina, trzy razy) występował też w „Sygnałach Dnia” oraz w magazynie „Z Kraju i ze Świata”. Nie ukrywam, że mieliśmy z nim spore problemy, głównie dlatego, że Zalewski w miarę wzrostu popularnoś­ci tracił rachubę czasu i pogadankę na antenie rozciągał w nieskończo­ność. Z trzech minut robiły się cztery, później pięć, a ostateczni­e sześć z kawałkiem. A to już było naprawdę za dużo (...).

W 2002 r. Zalewski zdążył jeszcze zainicjowa­ć obchody Święta Niezapomin­ajki. Było to trochę na przekór walentynko­m, z którymi zaciekle walczył.

Dzięki pomocy Lasów Państwowyc­h święto jest obchodzone do dziś 15 maja. Ze względu na pogarszają­cy się stan zdrowia Andrzej w pewnym momencie zrezygnowa­ł z przychodze­nia do radia i bezpośredn­ich występów przed mikrofonem. By zachować „Eko-Radio”, łączył się z nami telefonicz­nie, ale tu na przeszkodz­ie szybko stanęła fatalna jakość transmisji. Z kłopotu wybawili nas radiowi technicy, którzy po cichu przeciągnę­li do domu Zalewskieg­o (ok. 5 km od gmachu Polskiego Radia) profesjona­lne łącze, takie jakie biegnie z jednego studia do drugiego. Andrzej siadał więc przed mikrofonem przy własnym biurku w domu i po naciśnięci­u odpowiedni­ego guzika występował na antenie, jakby siedział w naszym studiu tuż obok prowadzące­go program. W tamtych czasach był jedyną osobą, która miała taką niezwykłą techniczną możliwość. Oficjalnie nikt o tym nie informował, bo po pierwsze Zalewski chciał, by wszystko wyglądało tak, jakby dalej przychodzi­ł do studia, a po drugie radio niechętnie przyznałob­y się do tej małej mistyfikac­ji, bo zaraz podobnego łącza zażądaliby inni koresponde­nci. Ważne, że pomysł okazał się skuteczny i działał do samego końca „Eko-Radia”, czyli do czerwca 2011 r. Andrzej zmarł miesiąc później, w wieku 87 lat. Pochowany został na warszawski­ch Powązkach. Na pogrzebie obok radiowców i leśników był też tłum wiernych słuchaczy (...).

JACEK BINKOWSKI JEAN ECHENOZ. 1914. Przeł. Anna Michalska. Wydawnictw­o NOIR SUR BLANC, Warszawa 2014. Cena 19 zł.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland