System oszczędza na moim zdrowiu!
Postanowiłam zabrać głos w sprawie listu Czytelnika Pana R. pt. „Sztuczne kolejki” (ANGORA nr 26), gdyż moje doświadczenia w kontaktach ze służbą zdrowia są bardzo podobne (...).
W maju ubiegłego roku złamałam rękę. Złamanie było skomplikowane i kwalifikowało się do operacji. Ale jako że był to okres przedświąteczny (majowy weekend) lekarze zdecydowali, że założą mi gips ciężki, zwany opatrunkiem Caldwella, co miało spełnić określone zadanie. Następnie zalecili co miesiąc kontrolę w poradni ortopedycznej. Na wizytę czekałam w kolejce 6–8 godzin. Następnie wchodziłam do lekarza, dostawałam skierowanie na rentgen w tym samym dniu i wracałam do lekarza z wynikiem (organizacja pracy...).
Gdybym otrzymała skierowanie na rtg. w czasie poprzedniej wizyty i przyszła już z wynikiem do gabinetu – czas wizyty skróciłby się o połowę. Można by przyjąć kilku innych pacjentów. Korzystając z pobytu w przychodni, chciałam zgłosić i leczyć dolegliwości kręgosłupa i haluksów, ale pan doktor powiedział mi, że muszę przynieść skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. Nie rozumiem, dlaczego lekarz ortopeda musi mieć skierowanie na każdą, ewidentną w moim przypadku, chorobę? Kolejka się wydłuża? Moim zdaniem tak.
Ponieważ leczenie złamania nie dawało rezultatów i w dalszym ciągu miałam ograniczone ruchy ręki, za radą rehabilitantki poprosiłam o skierowanie na usg. tego przedramienia. Pan doktor odmówił, ale zalecił wykonanie badania na własny koszt (120 zł), gdyż NFZ nie refunduje takiej diagnostyki. Zadzwoniłam do NFZ z pytaniem, dlaczego nie ma refundacji i usłyszałam, że jest, ale pan doktor w ten sposób oszczędza, gdyż musiałby ze stawki otrzymanej na mnie zapłacić za badanie. Jak to jest, że system pozwala lekarzowi oszczędzać na moim zdrowiu? Co powinnam z tym zrobić, kogo powiadomić?
Nic nie zrobię, choć to moje zdrowie. Nie będę się ponownie ustawiać w kolejce do ortopedy po skierowanie. A jeśli znów uzna je za zbędne? Uważam, że system jest zły i nie działa w in-