Polowanie na Maszę
Nie od dziś wiadomo, że Władimir Putin jest mistrzem kamuflażu. Szczególnie starannie ukrywa szczegóły swojego życia osobistego, co jest powodem rodzenia się plotek. A to o losie jego byłej już żony Ludmiły (może zamknięta jest w klasztorze?), a to o małżeństwie z mistrzynią olimpijską Kabajewą. Teraz, po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu pasażerskiego, na pierwszy plan wysunęły się córki prezydenta, a głównie Maria, która od lat miała mieszkać w Holandii, z której pochodzi większość ofiar tragicznego ataku rakietowego.
Szczególne emocje wzbudziło zamieszczone na jednym z portali społecznościowych zdjęcie szeroko uśmiechniętej pulchnej blondynki, pozdrawiającej „ Gejropę”, jak w niechętnej homoseksualistom Rosji nazywa się naszą, zdaniem niektórych, nazbyt tolerancyjną część świata. Niezbyt ostra fotografia ma przedstawiać właśnie Maszę Putinę. Odnaleziono nawet luksusowy apartament w wieżowcu w miejscowości Voorschooten niedaleko Hagi, gdzie podobno mieszka z młodym Holendrem Jorritem Fassenem. Mieszkający w pobliżu Ukraińcy już się skrzyknęli, by urządzić demonstrację pod oknami prezydenckiej córki, a burmistrz pobliskiego Hilversum Pieter Broertjes zaapelował, by ją deportować z kraju, z czego potem się zresztą wycofał.
Z fotografiami i szczegółami dotyczącymi córek prezydenta media od zawsze miały problem. Nie pozostawiają wątpliwości tylko zdjęcia z ich dzieciństwa.
Sam Władimir Putin w wywiadzie udzielonym słynnemu Larry’emu Kingowi powiedział: – Niestety, mamy wiele problemów związanych z terroryzmem, a my po prostu musimy myśleć o bezpieczeństwie członków rodziny, zwłaszcza dzieci, córek. Żyją normalnie, zwykłym życiem, studiują na uniwersytecie. Są szczęśliwe, mają przyjaciół, wszystko u nich w porządku. Ale żeby wyciągać je na widok publiczny, one same tego nie chcą.
Mimo to, a może właśnie dlatego dociekanie, co się z nimi działo, jak dorosły, a co więcej, jak wyglądają, jest ulubionym zajęciem wielu mediów. Kilka lat temu poważne „dochodzenie” w tej sprawie przepro- wadził dziennikarz popularnego tygodnika „Sobiesiednik”.
Maria Putina urodziła się 28 kwietnia 1985 roku w Leningradzie, Jekatierina Putina – 31 sierpnia 1986 roku w NRD. Właśnie w Niemczech upłynęły pierwsze lata dziewcząt, a nawet jeszcze w latach 90. po powrocie do Petersburga uczyły się w niemieckim prywatnym gimnazjum Peterschule. – Trudno było się tam dostać – wspominał były uczeń z równoległej klasy Maszy. – Wtedy to była pierwsza prywatna szkoła w mieście, do której starało się oddać swoje dzieci wiele szanowanych osób.
Irene Pietsch, niemiecka przyjaciółka Ludmiły Putiny, opowiadała dziennikarzom, że Katię w drugiej klasie prześladowano, doprowadzając prawie do załamania nerwowego, ale jej dawnego kolegę zaskoczyło to stwierdzenie: – W klasach początkowych było raczej spokojnie. A potem Putiny od nas odeszły.
Dyrektor Peterschule Elena Jupatowa odmówiła komentarza. Również na stronach internetowych elitarnej szkoły próżno by szukać nazwisk córek prezydenta, jak również ich zdjęć, mimo że jest tam wiele fotografii i informacji o osiągnięciach absolwentów.
W 1996 r. małżonkowie Putin przenieśli się do stolicy, ale nawet tutaj dziewczyny nie porzuciły ścieżki niemieckiej edukacji. Ich „Niemiecka Szkoła w Moskwie” nadal mieści się w dzielnicy ambasad na Wiernadskim Prospekcie. Ciekawskich wita solidne ogrodzenie z kamerami i tabliczką „Achtung!”. Brakuje tylko szczekających owczarków niemieckich. Tutaj uczęszczają dzieci pracujących w Rosji ważnych Niemców i potomstwo rosyjskich elit.
Maria zdała maturę w 2002 roku, Katia – w 2003. Na Petersburski Uni- wersytet Państwowy obie wstąpiły w 2005 roku. Gdzie były przez te lata? Wyjechały z kraju? Dokąd? Mówi się, że ukrywały się w Monachium. Putin stwierdził kiedyś, że to kłamstwo. Nikt z rosyjskiej diaspory w mieście nie słyszał niczego o prezydenckich córkach, nikt nie widział dziewczyn na własne oczy.
Masza studiowała biologię, Katia – japonistykę. Co ciekawe, koledzy z roku też nigdy nie widzieli Maszy na zajęciach. Podobno wykładowcy spotykali się z nią w niektóre niedziele albo przeprowadzali zajęcia w domu, ale nikt nie chciał tego potwierdzić. To samo dotyczy również studenckich lat Katii.
– Wydział orientalistyki to osobny świat, nie zauważyliśmy, że z nami uczyła się córka Putina – to głos stu- dentki Zariny Denisułtanowej. – Ona miała indywidualny tok studiów, mówiono, że nauczyciele akademiccy jeździli do niej – opowiadała jej koleżanka Jelena. – Wyobrażasz sobie Putinę w czasie jakiegoś egzaminu, przepychającą się przez tłum przed salą wykładową? Zaprosić wykładowcę łatwiej, niż zapewniać bezpieczeństwo na uczelni.
Dziennikarze zainteresowali się, kto i jakie ponosi koszty tego rodzaju nauki. Zapytali na uczelni. Na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi powiedziano: „Wszystkie dostępne informacje zamieszczono na stronach internetowych uczelni i wydziału. Jeżeli jakakolwiek informacja nie występuje, to znaczy, że nie może być udostępniona”. Dziekan Wydziału Orientalistyki Jewgienij Zeleniew zawsze był w delegacji, na naradzie, spotkaniu, wykładzie. A w końcu, jak powiedziała jego sekretarka, „stracił głos”. – Czasem lepiej stracić głos niż fotel – skonkludował dociekliwy (i odważny) dziennikarz tygodnika „Sobiesiednik”.
– Dziewczyny prowadzą normalne życie. Chodzą na wykłady, podobnie jak wszyscy inni studenci, i są regularnie widziane na uczelni, tylko nikt nie wie, jak wyglądają – powiedział Dmitrij Pieskow, rzecznik Władimira Putina. Czyli, córki Putina studiowały pod fałszywymi nazwiskami!
Aby stwierdzić, jak mogły wyglądać ówczesne tajemnicze studentki, poproszono o konsultację eksperta sądowego, specjalistę od identyfikacji na podstawie zdjęć. Porównując fotografie z dzieciństwa i przedstawione mu „podejrzane” zdjęcia, wskazał niektóre. Według niego Maszę fotoreporter „złapał” w grudniu 2007 roku podczas głosowania, a Katię pokazano w południowokoreańskiej telewizji, kiedy wałkowany był temat jej ewentualnego ślubu z Jun Jong Gu, synem południowokoreańskiego admirała. Opowiedziała o tym prasie skrzypaczka Lettice Rowbotham, uczestniczka brytyjskiej wersji „Mam talent”. W 2010 roku miała grać podczas trwającego trzy dni wesela Jekatieriny, odbywającego się w luksusowym hotelu La Mamounia w marokańskim Marrakeszu.
Śledztwo trwało dalej. Zdjęcia oglądali studenci petersburskiego uniwersytetu. Na biologii Maszy nie zidentyfikowano. A na orientalistyce dziewczynę podobną do Katii rozpoznano, chociaż nie od razu: – Wariant z innym nazwiskiem był możliwy. Była w grupie taka dziewczyna, Jewgienija Jerofiejewa, podobna do tej na zdjęciu. Niepozorna, bliższych przyjaciół na uczelni nie miała. Teraz trudno będzie ją znaleźć.
Osoby z takim imieniem i nazwiskiem oraz rokiem urodzenia Katii Putiny, nie udało się znaleźć w książkach telefonicznych i adresowych w Petersburgu i Moskwie. Nie udało się także potwierdzić (lub zaprzeczyć) informacji o Jerofiejewej vel Putiny u oficjalnych czynników. Więc może to wszystko tylko jedna z wersji. Niektórzy studenci nie wykluczali, że Putina w rzeczywistości studiowała na Wydziale Historii Iranu i Afganistanu jako... chłopak. Putinowi-agentowi wywiadu wykładowcy mogą postawić „bardzo dobry z plusem” za konspirację.
Jeśli chodzi o słynne zdjęcie Maszy Putiny, to zajęła się nim rosyjska blogosfera, kwestionująca jego autentyczność. Najpierw znaleziono podobieństwo do białoruskiej królowej piękności Katii Burej. Wreszcie, blogerka Marina Judenicz, stanowczo stwierdziła, że na fotografii w rzeczywistości uwieczniono miss Puerto Rico Umę Blasini.
Tymczasem najświeższe doniesienia tabloidów mówią, że Maria Putina opuściła swój wart dwa miliony dolarów apartament i udała się w nieznanym kierunku. Polowanie trwa. (AB)