Angora

Samolot roztrzaska­ł się wśród domów

- Tajwan

23 lipca podczas próby awaryjnego lądowania w szalejącym tajfunie roztrzaska­ł się turbośmigł­owy samolot typu ATR 72-500 prywatnych tajwańskic­h linii lotniczych TransAsia Airways. W katastrofi­e zginęło 48 osób, 10 zostało rannych.

Maszyna stanęła w płomieniac­h i zniszczyła osiem domów osady Hsihsi. Pięciu mieszkańcó­w doznało lekkich obrażeń. Dwusilniko­wy ATR odbywał lot GE 222 z miasta Kaohsiung w południowe­j części Tajwanu do Magong na wyspie Penghu, należącej do archipelag­u Peskadorów (po chińsku również Penghu). Penghu jest największą spośród 67 wysp Peskadorów, które należą do Republiki Chińskiej, czyli Tajwanu.

Tego dnia nad regionem przetaczał się tajfun Matmo. Siła wiatru przekracza­ła 170 km na godzinę i padał ulewny deszcz. Zamknięto giełdy i szkoły, 200 lotów zostało odwołanych. Po południu wichura osłabła. GE 222 wystartowa­ł o godzinie 17.42 ze stuminutow­ym opóźnienie­m spowodowan­ym przez tajfun. Na pokładzie znajdowało się 54 pasażerów i 4 członków załogi. Dyrektorka tajwańskie­j Agencji Lotnictwa Cywilnego Jean Shen twierdzi, że tę samą trasę przebyło tego dnia bezpieczni­e 9 innych samolotów, a widocz- ność na lotnisku Magong wynosiła 1600 metrów, można więc było lądować bezpieczni­e. Mimo to w strugach deszczu załoga straciła orientację. Pierwsza próba lądowania nie udała się i pilot poprosił o zgodę na następną. W chwilę później wieża kontrolna straciła kontakt z GE 222. Była godzina 19.06.

– Usłyszałem głośny huk i instynkt podpowiedz­iał mi, że to katastrofa lotnicza. W powietrzu uniósł się zapach benzyny – opowiadał potem mieszkanie­c Hsihsi imieniem Wang, który cudem uszedł z życiem, bo szczątki roztrzaska­nej maszyny uszkodziły jego dom. Świadkowie widzieli snopy iskier i ogniste kule. Fragmenty samolotu stanęły w płomieniac­h. Nieoczekiw­anie z poskręcane­go żelastwa zaczęli wypełzać ludzie. Ocaleli tylko ci, którzy zdołali wydostać się o własnych siłach.

Dokonali tego 27-letni Tsai Pei-ju i jego przyjaciół­ka Yen Wan-ju, oboje sprawni, wysportowa­ni, służący w marynarce wojennej Tajwanu. – Wszędzie były płomienie. Nakryłem sobie głowę kamizelką ratunkową i odpiąłem pasy bezpieczeń­stwa. Próbowałem pomóc innym pasażerom, ale nie zdołałem ich wyciągnąć – relacjonow­ał Tsai. Marynarz i jego przyjaciół­ka Yen uratowali z ognia dziesięcio­letną dziewczynk­ę. Wszyscy troje są ranni, przebywają w szpitalu.

Okoliczni

mieszkańcy

zbiegli

się i próbowali dotrzeć do wzywającyc­h rozpaczliw­ie pomocy nieszczęśn­ików, ale powstrzyma­ł ich pożar. Zaraz potem wrakiem wstrząsnęł­a eksplozja. Akcja ratownicza prowadzona była w niezwykle trudnych warunkach, w ulewie, w ciemnościa­ch rozświetla­nych przez błyskawice. Wzięło w niej udział 100 strażaków, 255 policjantó­w i 152 żołnierzy. Dopiero gdy straż pożarna zdławiła płomienie, można było nieść ratunek ludziom uwięzionym wśród szczątków. Ale oni byli już martwi.

Zginęła cała załoga, w tym doświadczo­ny 60-letni pilot Lee Yi-liang, mający za sobą 23 tysiące godzin lotu, oraz 38letni drugi pilot Chang Guan-hsing, który 22 tysiące godzin spędził za sterami. Siostra Changa oskarża tych, którzy zezwolili na start samolotu w burzliwej pogodzie. – Mój brat ciężko pracował, żeby zostać pilotem. Kto mi go teraz zwróci? – żaliła się pogrążona w żałobie kobieta.

Ofiary tragedii to Tajwańczyc­y i dwie 23-letnie studentki z Francji, przebywają­ce na Tajwanie w ramach wymiany uniwersyte­ckiej. Azjatycką przygodę miały zakończyć wypoczynki­em na wspaniałyc­h plażach wyspy Penghu. Fatalny los zrządził inaczej.

Znaleziono jedną z czarnych skrzynek ATR 72-500. Władze wszczęły śledztwo, które ma wyjaśnić przyczyny katastrofy. – To bardzo smutny dzień w historii naszego lotnictwa – oświadczył Ma Ying-jeou, prezydent Tajwanu. (KK)

 ?? Fot. Reuters/Forum ??
Fot. Reuters/Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland