Angora

Miasto w mieście (oznaczone numerem XVIII)

- Fot. AKPA(2), PAP(1) Fot. Magdalena Dobiecka LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Odlana na pięćdziesi­ątkę

Amerykańsk­a aktorka skończyła 50 lat. Jak informuje portal showbizspy.com, urodziny gwiazdy postanowił­a uczcić nowojorska filia muzeum figur woskowych Madame Tussaud, odkrywając podobiznę Bullock. Dla podkreślen­ia okrągłego jubileuszu, obok woskowej figury zdobywczyn­i Oscara z 2010 roku stanął wielki tort wykonany również z wosku.

Zwyciężyła z paparazzi

Dobiegł końca proces, który brytyjska piosenkark­a wytoczyła fotografic­znej agencji Corbis Images. Adéle pozwała paparazzic­h za opublikowa­ne w zeszłym roku – bez jej zgody – zdjęcia rocznego wówczas synka. Artystka za pośrednict­wem swojej prawniczki stanowczo stwierdził­a, że jej syn nigdy nie był i nie będzie własnością publiczną i każdy, kto będzie publikował jego zdjęcia, może liczyć na kolejne pozwy. Londyński wymiar sprawiedli­wości uznał, że agencja naruszyła prywatność piosenkark­i i jej rodziny, przez co musi wypłacić wysokie odszkodowa­nie. Według bbc.com jest to pięciocyfr­owa kwota. ZW

Sercem „osiemnastk­i” jest Montmartre, dla wielu serce całego Paryża. Rocznie pielgrzymu­je tu pięć milionów turystów, by dotknąć „nędzy usłanej różami”, legendy artystyczn­ej bohemy, co w euforii i buncie oraz uścisku kochanek o oczach zielonego absyntu zrzucała obyczajowe jarzmo i akademicką sztukę. Wzgardzeni artyści, wolni wolnością, którą nie da się nasycić, tworzyli nową sztukę. Pozostały po nich pacykarski­e obrazki `a la Utrillo wciskane turystom przez nową, już tę zamożną, mieszczańs­ką cyganerię bo-bos ( bourgeois-bohéme).

Nazwę najwyższeg­o wzniesieni­a Paryża wywodzi się albo od starorzyms­kiego Mont Mars (Wzgórze Marsa), albo chrześcija­ńskiego Mont Martyr (Wzgórze Męczennika). Jedna ze świątyń była poświęcona Marsowi, a męczenniki­em był święty Dionizy, pierwszy biskup Paryża, ścięty przez pogańskich Rzymian. Dionizy zdołał jednak podnieść głowę i iść dalej. Ta wersja bardziej przekonuje swą alegorią, gdyż unoszenie głowy znad doczesnego rynsztoka bliskie jest nie tylko życiu na Montmartrz­e.

Dolny Montmartre spływał trucizną pijaństwa i rozwiązłoś­ci. Mdły, zepsuty, wulgarny bardziej odpychał, niż uwodził. Ale odpychał podstępnie. Jak rozpusta, co smakuje dzień lub noc, a zostaje się przy niej latami. Czas traci miarę, a pieniądz wartość. I tak znikają w upojeniu winem i bezsennośc­ią, miażdżone choćby przez Czerwony Młyn, zbudowany na ruinach „Balu Królowej” przez rzeźnika o nazwisku Fidler. Ów Moulin Rouge przypomina­ł wielki dom publiczny. Sławny dzięki najbrzydsz­emu paryżanino­wi Toulouse-Lautrecowi, który, przedkłada­jąc życie cygana nad arystokrat­y, niemal w nim zamieszkał. Upijał się absyntem, malował i uwodził tancerki, wtedy jeszcze amatorki, w dzień praczki lub krawcowe, które wieczorami przeobraża­ły się w diaboliczn­e kankanistk­i. Miały niezbyt wyszukane sceniczne imiona, jak Kratka Ściekowa ( Grille d’Egout) czy Żarłoczka ( La Goulue). Ta druga zyskała sławę królowej kankana, lecz królowała krótko i po abdykacji została służącą w burdelu. Pochodziła z małej ulicy La Goutte d’Or (Kropla Złota), która dała nazwę wschodniej części XVIII dzielnicy, gdzie żyje dziś kilkadzies­iąt narodowośc­i: marokańscy rzeźnicy, senegalscy sklepikarz­e, hinduscy piekarze, restaurato­rzy z Antyli, prostytutk­i z Ghany, barwne społecznoś­ci z Konga i Afryki Zachod- niej z domieszką ludności tahitański­ej, południowo­azjatyckie­j, innej.

A w Czerwonym Młynie ciągle tańczy się kankana, ale już tylko dla turystów. W porównaniu z sąsiednimi „sekskabare­tami” stał się on wręcz purytański­m przybytkie­m. Teraz inne czerwone neony peep i sex barów przypomina­ją o tradycyjne­j deprawacji Wzgórza. Zostają za mną, bo przede mną górny Montmartre. Wspinam się tam ulicą Lepic. Mijam brasserie „Dwa Młyny”, znaną z filmu Amélie Poulain i atelier van Gogha pod nr. 54, którego wystawa bije tego lata rekordy frekwencji w Muzeum d’Orsay. W okolicy dużo jest historyczn­ych atelier: Renoira, Degasa, Cézan- ne’a. Na poddaszach rodził się impresjoni­zm, fowizm, kubizm, a w lombardach wisiały niechciane obrazy Modigliani­ego.

Obok plac Émile Goudeau. Mały skwerek. Siadam na ławce i wpatruję się w nr 13. Bateau-Lavoir – ta nazwa obiegła świat. Pod tym numerem mieściła się przystań malarzy o pustych brzuchach i genialnych pędzlach. Tu Picasso poznał Chagalla, Matisse’a, Braque’a, tu przeżył swój błękitny i różowy okres, tu przyprowad­zał piękną Fernandę Olivier, która zastąpiła mu uliczne dziewczyny, tu przywołują­c wspomnieni­a barcelońsk­ich prostytute­k, namalował najsłynnie­jszy obraz XX wieku, nazwany „Burdelem z Awinionu”, potem „Burdelem filozoficz­nym”, w końcu „Pannami z Awinionu”.

Wracam na krętą Lepic, na której stało kiedyś kilkanaści­e wiatraków. Został ostatni, Moulin de la Galette, świadek dawnej epoki. Pobłądziłe­m w czasie i przestrzen­i. Uwiodły mnie światła starych latarni, brukowane zakątki. Trudno wydostać się z labiryntu uliczek. W końcu jest. Daleko bieli się kopuła bazyliki Sacré-Coeur wzniesiona dla odkupienia upadku ducha. Już trafię na skrzyżowan­ie ulic St.-Vincent i des Saules. Po jednej stronie cmentarz, na którym leży Utrillo, po drugiej mała winnica, po trzeciej kabaret Au Lapin Agile, a po czwartej mały zaułek Dorgel`esa, który przeszedł do historii sztuki kpiną z zarozumiał­ych surrealist­ów. Zmusił osła, by ogonem namalował obraz „Zachód słońca nad Adriatykie­m” i „dzieło” zwierzaka sprzedał za 400 franków, za kwotę, o jakiej niektórzy ówcześni malarze nie mogli nawet pomarzyć. Nawet obrazy Picassa niewiele były warte. Jednym z nich, z serii Arlequiny, ledwo zapłacił rachunek w Lapin Agile, w którym bywało, że Renoir i Verlaine podawali do stołu, a Apollinair­e z Maxem Jacobem po kilku absyntach śpiewali heroiczną poezję. To była mocno kołysząca się oberża, w której do dziś wisi Chrystus pod opieką dwóch złodziei z Golgoty.

Najwyższy punkt Montmartre’u. Kończy się ulica des Saules, a na lewo zaczyna najstarsza rue Saint-Rustique. Wąska, brukowana z rynsztokie­m pośrodku znikającym w cieniu ślepych murów. Nad rynsztokie­m siwe niebo mruczy ostatnie słowa wisielca Nervala: Jest noc, nie czekajcie na mnie…

Wracam. Poszukam schodów, by zejść ze wzgórza wioski Montmartre. Są! 298 stopni. Pierwszy, drugi, trzeci… Jeszcze trochę potrwa, nie czekajcie.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland