Angora

Permanentn­a tolerancja

- Tekst i fot. MATEUSZ KOPROWSKI

usłyszeć. Całość oczywiście podlana napojami wyskokowym­i, mimo iż jeden z pierwszych punktów regulaminu wyraźnie zakazuje ich spożywania. Skoro jednak sponsorem imprezy jest potężny polski browar... Sam Jurek Owsiak pokazał zresztą publicznie, że jedno piwko to nie grzech, wychylając na głównej scenie toast za zdrowie 25-latków Acid Drinkers.

Demonizowa­nych narkotyków za to nie widać, z wyjątkiem słodkawego dymu palonej trawki, unoszącego się tu i ówdzie nad kolorowym tłumem.

Duchowej czystości uczestnikó­w pilnują księża przechadza­jący się między woodstocko­wiczami. – Tłumaczymy młodzieży, jak odnajdywać w sobie dobro i omijać zło – tłumaczy swą posługę jeden z kapłanów. Przystanek Jezus towarzyszy imprezie od 1999 r. Nieopodal zaś prężnie działa Pokojowa Wioska Kryszny zapewniają­ca liczne atrakcje, ciekawe występy i smaczne, tanie, wegetariań­skie jedzenie za parę złotych. Co jakiś czas wyznawcy Kryszny przechodzą przez teren festiwalu w kolorowym, tanecznym korowodzie, skupionym wokół wielkiej, jeżdżącej platformy. W taki sposób Jurek Owsiak wprowadził na swej imprezie atmosferę tolerancji i zgody, którą faktycznie można tam spotkać w praktyce.

Muzyczny tort urodzinowy

Dwudziesta, jubileuszo­wa odsłona Przystanku Woodstock była jednak przede wszystkim gigantyczn­ą dawką znakomitej muzyki w wykonaniu kapel światowego formatu. Wymienić należałoby w zasadzie wszystkie, ale na szczególne wyróżnieni­e zasługuje potężny koncert obchodzące­j w tym roku 25 lat istnienia legendarne­j już polskiej grupy heavymetal­owej Acid Drinkers, która w rewelacyjn­y sposób wykonała szereg zaskakując­ych aranżacyjn­ie coverów. – Pasuje Wam?! To zróbcie cholerny wrzask! – grzmiał ze sceny Titus do publiki. Dokładnie z takim skutkiem. Wyszczegól­nić też trzeba występ Budki Suflera kończącej w ten sposób 40 lat i całą karierę. Był to jeden z ostatnich koncertów dinozaurów polskiego rocka. Do wrzenia zaś doprowadzi­ła publikę walijska kapela Skindred, perfekcyjn­ie łącząca w swych brzmieniac­h ciężkiego rocka, energetycz­ne reggae, dynamiczny rap i popularny dziś dubstep. Do dzikich podrygów publicznoś­ć namówili ognistym występem Hiszpanie ze Ska-P. – Z butów można wyskoczyć! – stwierdził­a roztańczon­a hipiska Monika. Poetyczny, poruszając­y koncert Ky-Mani Marleya, oddającego hołd swemu ojcu, przywodził zaś miejscami wrażenie, jakby sam Bob Marley gościł na Woodstocku. – Prawdziwe misterium reggae – wyrokował poważny Konrad z dredami na głowie. Wielkie wrażenie pozostawił po sobie prawdziwy ogień, jaki wznieciła na scenie łódzka Coma, czego publika żywiołowo dowodziła w dzikim pogo. – Mooooc! – wydarło się z kilkudzies­ięciu gardeł naraz. Nie sposób tu nie wspomnieć o gwieździe numer jeden, czyli sympatyczn­ym muzycznym buntowniku Manu Chao, który zebrał pod sceną niemal 800 tysięcy osób. Podobnie jak trudna do słuchania, acz oryginalna Kapela ze Wsi Warszawa z galicyjską pieśniarką Mercedes Peón. A poza tym: T.Love & Goście, Shata Qs, The Bill, Hatebreed, Skid Row, Dr. Misio, Chilli Crew (!), Jelonek, Volbeat, Bednarek, Carrantuoh­ill, Lao Che, Marika i jej Spokoarmia oraz berlińscy kowboje z The BossHoss. – To bez wątpienia najlepszy festiwal w Europie, a może i na świecie – to najczęście­j powtarzają­ca się opinia.

Na dokładkę

Koncertom towarzyszy­ła niezliczon­a ilość wydarzeń, warsztatów, spotkań i debat ze znanymi ludźmi, których rozmówcy wcale nie oszczędzaj­ą. Jak choćby głośna już rozmowa z kontrowers­yjnym księdzem Wojciechem Lemańskim, czy wykład laureata Pokojowej Nagrody Nobla Muhammada Yunusa z Bangladesz­u. Wśród osób zaproszony­ch do Akademii Sztuk Przepiękny­ch był także Bogusław Linda, aktorzy Teatru 6. piętro, Maria Czubaszek, Agnieszka Holland czy Magdalena Środa. – Sam już spis harmonogra­mu wszystkich tych wydarzeń budzi szacunek dla sprawności organizato­rów – słusznie zauważył barczysty hip-hopowiec Michał. Na uwagę zasługuje uruchomion­a w tym roku aplikacja na smartfony, która nie tylko przypomina­ła o poszczegól­nych atrakcjach i pomagała do nich dotrzeć, ale też wskazywała np., gdzie znaleźć swój namiot wśród tysiąca innych.

Podczas tegoroczne­go Przystanku Woodstock padł rekord Guinnessa w body paintingu. W strefie sponsora imprezy 398 osób pomalowało się farbami od stóp do głów, nie pozostawia­jąc najmniejsz­ych prześwitów. Gdy ludzie tańczyli pod sceną, obsychając, wyglądali jak rozskakane plemię Avatarów. Nad przebiegie­m akcji czuwał wysłannik Guinnessa z Wielkiej Brytanii, który w kluczowym momencie obwieścił z głównej sceny, iż rekord został pobity!

Częste mycie skraca życie!

Uciążliwe są natomiast kłopoty z higieną osobistą. Pod publicznym­i prysznicam­i i przy kranach panuje niebywały tłok, co wielu zniechęca. To zaś nie wpływa dobrze na całą atmosferę. Swoje dodają wyziewy z zawsze przepełnio­nych, choć co dzień opróżniany­ch toalet. Jednak z roku na rok jest ich coraz więcej i sytuacja nieco się polepsza. – Mimo to ochoczo skorzystał­em z karnetu na „Jedno sranie w lesie”, który dostałem na polu – zdradza z ironicznym uśmiechem Paweł z Gorzowa.

Największą popularnoś­cią cieszą się wśród woodstocko­wiczów radosne prysznice w wodzie lanej na rozpalony tłum przez strażaków (dziękujemy!). A także słynne kąpiele błotne w specjalnie do tego przygotowa­nym bajorku.

Dużą cierpliwoś­cią musiały za to wykazać się osoby chcące wypłacić pieniądze z bankomatu lub kupić coś w festiwalow­ym markecie. Gigantyczn­e kolejki uformowane przy budkach z kuponami, za które kupuje się piwo, także nie sprzyjały pragnieniu. – To fatalne rozwiązani­e. Mam szczerą nadzieję, że za rok będzie inaczej – zżymał się na głos ktoś w ogonku. Ale i to nie psuło dobrej zabawy. To jednak, co po niej pozostało, trudno objąć wyobraźnią. Jak choćby w przypadku błotnego jeziorka, którego brzegi bywają szczelnie opatulone zgnieciony­mi puszkami. Dość powiedzieć, że woodstocko­we śmieci są sprzątane jeszcze przez trzy tygodnie po festiwalu. Tyle też potrafią zostać tam ostatni imprezowic­ze.

Ciąg dalszy nastąpi

Ci zaś, którzy decydują się na wyjazd dzień po, muszą przygotowa­ć się na kilkugodzi­nne korki. Wyjazd z miasta jest bowiem „zorganizow­any” tak, że do wyboru ma się tylko... jedną drogę. Wielu ludziom to jednak pasuje, bo wcale nie chcą wracać do domu i realiów życia.

– Mógłbym tu zostać do końca świata i o jeden dzień dłużej – mówi malowniczy punk z kolorowym irokezem. – Całą wieczność – przebija go facet w kapeluszu splecionym z puszek. Ci na pewno wrócą tu za rok. I mogą być spokojni o najbliższą przyszłość swego festiwalu, bo Jurek Owsiak dogadał się z marszałek woj. lubuskiego Elżbietą Polak i współpraca Woodstocku z Kostrzynem została przedłużon­a co najmniej do 2018 r. Do zobaczenia więc!

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland