Prawdziwy pies
31
Trocki: – Będąc policjantem, jesteś troszeczkę ponad prawem. Masz niebieskie światełko, stawiasz je sobie na dach i korki cię nie interesują. Jak cię kopnę w dupę jako policjant, to nie odezwiesz się nawet słowem. Bo co, pójdziesz się poskarżyć? Sorry, ale nie uwierzą ci. Jak jesteś operacyjniakiem, to możesz prawie wszystko. Gdy to się kończy, czujesz potworne ograniczenie.
Vega: – On chciał poukładać sobie życie, ale byłym operacyjniakom rzadko się to udaje. Bo niby w jakiej pracy ci ludzie mają się odnaleźć? W papierniku? Wszystkie historie zawodowe – od agencji Rutkowskiego począwszy – były wpadaniem z deszczu pod rynnę.
nielegalne posiadanie broni, nadużycia władzy i działania na szkodę interesu publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i osobistej. Gdy prokurator recytował zarzuty, on z trudem przełykał ślinę. W środowisku zawrzało. Leszek Goławski z katowickiej prokuratury przekazał mediom, że Sławomir Opala przez sześć lat współpracował z grupą pruszkowską. Miał za to otrzymywać pieniądze i kokainę.
To wtedy Opala musiał przypomnieć sobie o Kapuście. Swoim informatorze sprzed lat, znajomym, którego zmusił do oddania skradzionych pieniędzy. Tylko że teraz Kapusta posługiwał się pseudonimem Broda i był świadkiem koronnym w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały. Człowiekiem, którego zeznania posłużyły do aresztowania Opali.
Jeszcze jako czołowa postać Pruszkowa Broda słynął z wybujałej fantazji. Bliscy Opali ostrzegali go przed nim; sugerowali, żeby do informacji zdobytych od niego podchodzić w pracy operacyjnej z dystansem. Miał opinię gościa, który każdą informację jest w stanie wyssać z palca.
Śledztwo „Frondy” ujawniło, że już po aresztowaniu Opali, siedząc w zaciszu swojego domu, pisał z różnych kont wiadomości do córki i jednej z przyjaciółek Opali. Na własną rękę przekonywał o winie Opali, zastraszał je i nastawiał przeciwko niemu. Do córki pisał: „Ty młoda Damo jesteś niegrzeczna bo tak wychował Ciebie tata, a raczej nie wychowywał bo nie było go na Ciebie stać”.
Vega: – Prokurator zarzucił Sławkowi, że kiedy wynajmował mieszkanie,
Udział w mafii pruszkowskiej
rzekomo użyczał go dwóm ruskim gangusom do obserwacji bloku Papały przed zabójstwem. Totalny absurd. Nie wiem, czy ten prokurator był w tym wynajmowanym mieszkaniu, ale ja w nim byłem. Mieściło się z pięć kilometrów od bloku Papały, nie sposób było robić z niego obserwacji nawet za pomocą teleskopu Hubble’a. I jeszcze jedno. Okna tego mieszkania... wychodziły na zupełnie inną stronę.
Ale prokuratura z uwagą wysłuchała zeznań Brody.
Michał Trocki, który poznał Opalę kilka lat później, jest przekonany, że śledczy wpadli w zasadzkę, którą sami na siebie założyli. – Czy prokurator może nagle powiedzieć: „To był błąd, pomyliłem się”? Nie. Takie sprawy ciągnie się już do końca. Jeśli prokuratura potrzebuje utopić np. pana dziennikarza z Onetu, to bierze się świadka koronnego, przynosi akta i mówi: „Ucz się!”. No i jak już wiadomo, że np. babkę znaleziono nad wodą, auto jest czerwone, a tu leżał jakiś telefon, to jak się w to wplecie konkretną osobę, to się robi z tego fajna historia. Był świadek? No był. Z innymi dowodami coś nie tak? No trudno – tłumaczy Trocki.
To, że początkowo oparto się tylko na zeznaniach świadka koronnego, od początku budziło sprzeciw. Zarzut o łapówkarstwie był druzgocący. Opala w zasadzie od zawsze chodził spłukany. Zresztą, jego bliscy mówią, że za pieniądze nie postawiłby swojego życia na szali.
Vega: – Policjanci z wydziału zabójstw to była elita. Nie brali łapówek nie dlatego, że byli ponadprzeciętnie moralni, tylko dlatego, że wykonywali pracę, dla której stracili zdrowie, życie prywatne i rodziny. Ci policjanci w większości poza pracą nie mieli nic. Nie wierzę w sprzedajność Sławka, bo był charakternym psem. Zresztą on całe życie chodził pusty. Gdyby brał łapówki, to chociaż raz postawiłby wódkę, a nie ciągle na nią pożyczał. Tacy ludzie jak on byli nieprzekupni. Bali się stracić pracę, dla której poświęcili życie.
Walka? Opala potrzebował tylko chwili, by stwierdzić, że to słowo nie ma teraz żadnego sensu. Odpuścił szybko. Stwierdził, że „prokuratura ma w dupie” i „odsiedzi swoje”.
Status „szczególnie niebezpiecznego przestępcy” miał ułatwić mu odsiadkę. Łącznie z aresztem wolność stracił na 2,5 roku. Osadzony w pojedynczej celi, z dala od pozostałych więźniów, przenoszony do różnych zakładów karnych i eskorto-
A życie to była praca w policji.
wany przez wyższych funkcjonariuszy. Był traktowany specjalnie.
W więzieniu rzucił palenie i przestał pić. Zaczął myśleć, co dalej. – Dało mu to nową energię do życia, chciał pokazać, że jest psem, którego nie złamie pucha – mówi Vega.
Z kamienną twarzą mówił, że trzydzieści miesięcy przesiedział za free.
Po wyjściu z więzienia
znowu musiał układać sobie życie na nowo. Miał kilka propozycji pracy – m.in. od agencji detektywistycznych. Ale wiedział, że to już jest dla niego rozdział zamknięty. Choć kiedy został poproszony o poradę, w kilku sprawach kryminalnych nie odmówił. Wciąż lubił zajrzeć do akt. Od dawnych kolegów z policji jednak się odciął.
Katarzyna Dąbrowska, przyjaciółka i rzeczniczka Opali: – Mając nowe życie, ciężko spotykać się z kolegami z wydziału zabójstw i mówić o rzeczach, które dawno wyprały się już z mózgu.
Długo się wahał, czy powinien napisać książkę. Nie chciał „świecić gębą”, rozdrapywanie świeżych ran też nie wydawało mu się dobrym pomysłem. Kolejne propozycje odrzucał. Udało się w końcu Michałowi Trockiemu. – Ale to nie miała być mowa obronna ani akt oskarżenia wobec systemu – zapewnia. W styczniu mówili, że książka ma szansę ukazać się po wakacjach.
Opala zagrał też epizod w najnowszej produkcji Vegi. – Sądziłem, że to będzie dla niego dobra aktywność po wyjściu z puchy, która zakomunikuje światu, że pudło go nie złamało. Sławek chciał też siąść ze mną do pisania scenariusza filmu o swojej odsiadce. Ale na planie „Służb specjalnych” mówił, że jest teraz totalnie zabiegany, nadrabia czas, ma nowe interesy i nawet nie ma czasu zająć się tą swoją książką, którą ktoś będzie musiał za niego napisać. Umówiliśmy się na później – mówi Vega.
Opala miał też inne plany. Chciał zarobić trochę pieniędzy, spędzić czas z bliskimi, a za kilka lat wyjechać za granicę i otworzyć knajpę. Łapał wiatr w żagle. Ogolony, zadbany, z energią do życia. Po odsiadce pisał: „Cieszę się, że udało mi się przejść przez ten życiowy epizod bez żadnych uszczerbków, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Byłoby miło już więcej nie testować w ten sposób własnej odporności”.
Nie wiadomo, jak Sławomir Opala spędził ostatnie dwa miesiące życia.
Bliscy Opali czuli, że dzieje się coś złego. Sławek co prawda często wyjeżdżał za granicę, ale nigdy nie znikał. Teraz nie mogli się z nim skontaktować od kilku tygodni. Nie odbierał telefonów. Nie dawał żadnego znaku życia. – Coś mu groziło. Chciał chronić osoby ze swojego otoczenia – opowiada nam osoba, która z Opalą kontaktowała się często po jego wyjściu z więzienia.
Od jednej z osób słyszymy też, że mogło chodzić o sprawy, którymi Opala ostatnio zajmował się w życiu. Te sprawy zmuszały go do częstych wyjazdów, także za granicę. Wokół niego pojawiali się jacyś nowi ludzie. – On chciał zacząć nowe życie, nie chciał się zabić.
Mówił bliskim, że drugi raz nie da się zamknąć żywy.
Katarzyna Dąbrowska: – Zastanawiające jest to, że Sławek powiesił się w domu rodziców, o których tak się troszczył. Kiedy powiedziałam głośno w dniu jego pogrzebu, że w to nie wierzę, odezwali się też inni, mający takie samo zdanie. Byli to ludzie, którzy znali go kilkanaście lat... Sławek często ze mną rozmawiał o swoich rodzicach io Martynie. I kiedy przypominam sobie to, co mówił, to nie jestem w stanie uwierzyć, że to zrobił. A już na pewno, że zrobił to w taki sposób i w takim miejscu.
Patryk Vega twierdzi,
że samobójstwo
kiełkowało w głowie Sławka od dłuższego czasu. – Kiedy dowiedziałem się o samobójstwie, powędrowałem myślami do czasów, gdy wyrzucili go z policji. Przypomniałem sobie, jak wówczas przy wódce wyjął z portfela pocisk i powiedział mi, że będzie go nosił, bo jest fartowny. Gdy spytałem, dlaczego, wyjaśnił, że nie odpalił, kiedy próbował sobie strzelić w łeb. W tamtej chwili myślałem, że ściemnia i opowiada to jako kolejną niezłą historię. Jak to on – Sławek, legenda. Ale dziś zmieniam zdanie. I myślę, że umarł wtedy, gdy stracił kobietę, którą kochał, i nie pozwolono mu być dłużej psem. Jego śmierć po prostu rozciągnęła się w czasie.
9 listopada 2013 roku, na 246 dni przed swoją śmiercią, pisał: „To, kim jesteśmy naprawdę, jest wypadkową opinii własnych oraz tego, co myślą osoby nas znające. Zdanie innych jest nieistotne, gdyż nie opiera się na wiarygodnych przesłankach”.
Oraz: „Mam tylko nadzieję, iż to, co mnie spotkało, było wynikiem pomyłki, a nie celowego działania. Zakładam, że osoby, które brały udział w tym procederze, w głębi siebie nie są złe, jedynie zabrakło im odwagi, by stawić czoła faktom i ujawnić prawdę. Zdaję sobie sprawę z wszelkich konsekwencji, jakie mogłyby ponieść w wyniku takiej decyzji, i rozumiem, dlaczego jej nie podjęły. Nie każdy potrafi i chce walczyć z własną słabością”.