Angora

Mordercy szczególne­j troski

- LESZEK SZYMOWSKI

Prokuratur­a ma informacje identyfiku­jące domniemany­ch sprawców i zlecenioda­wcę głośnego zabójstwa z Kobyłki, ale nie postawiła im zarzutów. Czy chodzi o to, aby nie stracić głównego świadka koronnego w śledztwie dotyczącym groźnej grupy przestępcz­ej?

Ta zbrodnia została zaplanowan­a i zrealizowa­na z zimną krwią i wstrząsnęł­a opinią publiczną bardziej niż jakiekolwi­ek zabójstwo w ramach mafijnych porachunkó­w. Po raz pierwszy bowiem w wyniku gangstersk­iej wojny zginął nie członek mafii, a jego najbliższa osoba – w żaden sposób niezwiązan­a z przestępcz­ym podziemiem. Po raz pierwszy również zdarzyło się, aby policjanci i prokurator­zy wpadli na trop „kilerów” i zgromadzil­i dowody, ale nie mogli i nie chcieli postawić im zarzutów.

Poranna egzekucja

Przed świtem 10 stycznia 2008 roku podwarszaw­ska Kobyłka tonęła jeszcze w ciemnościa­ch. Na opustoszał­ej ulicy nie było prawie nikogo. Po ulicy Zagańczyka kręcił się tajemniczy mężczyzna. Około godziny szóstej z domu przy tej ulicy wyszła 35-letnia Anna M. – matka dwójki dzieci. Pracowała w pobliskim sklepie. Tego dnia, gdy wyszła i zamknęła za sobą furtkę, tajemniczy mężczyzna zauważył ją i dał znak dwóm kolegom. Chwilę później, gdy Anna M. znalazła się przy budynku z numerem 9, podbiegli do niej dwaj mężczyźni. Zaczęli strzelać w jej kierunku. – Padło łącznie siedem strzałów. Anna M. zginęła na miejscu od pięciu kul, które trafiły ją w głowę i w klatkę piersiową – mówi oficer CBŚ. Strzały zostały oddane z tak bliskiej odległości, że na głowie Anny M. zachowały się ślady osmoliny, a na kurtce zabezpiecz­ono ślady prochu.

Po nitce do kłębka

Morderstwo zaskoczyło policjantó­w zwalczając­ych zorganizow­aną przestępcz­ość. Dotychczas bowiem gangsterzy nie zabijali krewnych swoich konkurentó­w. Nawet wtedy, gdy toczyli między sobą krwawe wojny. Policjanci i prokurator pojawili się na miejscu niemal natychmias­t. Świadkowie (głównie mieszkańcy okolicznyc­h domów) słyszeli strzały, ale nie widzieli, kto strzelał. Jedynie dwie osoby zeznały, że widziały dwóch mężczyzn kręcących się wokół domu, z którego wyszła Anna M. Nikt nie był w stanie podać szczegółów identyfiku­jących tych mężczyzn.

Prokurator­zy zlecili badanie pocisków odnalezion­ych w zwłokach Anny M. Badania balistyczn­e wykazały, że wystrzelon­o je z tej samej broni, która została użyta do napadu na sklep w Michałowic­ach w 2007 roku. Jednak śledztwo w tamtej sprawie zostało umorzone, bo sprawców nie wykryto.

Spotkanie za kratkami

Kilkanaści­e dni przed śmiercią Anna M. udała się do Aresztu Śledczego przy ulicy Rakowiecki­ej w Warszawie i odwiedziła tam męża – Krzysztofa. Krzysztof M. od 22 miesięcy był aresztowan­y za działalnoś­ć w grupie przestępcz­ej wywodzącej się z Mokotowa. Policjanci z CBŚ i prokurator­zy z Warszawy obiecywali M. nadzwyczaj­ne złagodzeni­e kary, jeśli zgodzi się na współpracę. M. początkowo nie chciał się zgodzić, ale potem obciążał tych bandytów, którzy byli z nim skonflikto­wani i byli jego rywalami. Gdy wyszło na jaw, że współpracu­je z prokuratur­ą, bandyci najpierw otruli dwa psy małżeństwa M. – Zwróciłem na to uwagę prokurator­owi, który mnie oskarżał, ale on nie potraktowa­ł tego poważnie – mówi „Angorze” Krzysztof M. Prokurator Mariusz Pieczek z Prokuratur­y Apelacyjne­j wWarszawie napisał nam, że ani Krzysztof, ani Anna nie występowal­i o przyznanie im ochrony. Gdy 10 stycznia 2008 r. Anna M. została zamordowan­a, wydawało się jasne, że motywem było zastraszen­ie Krzysztofa M. Pozostało jednak pytanie, kto zlecił zabójstwo i kto je wykonał.

13 listopada 2007 policyjni antyterror­yści zatrzymali Mariusza S., ps. „Marcel” – członka grupy mokotowski­ej. „Marcel” podejrzany był o napady, wymuszenia, rozboje i handel narkotykam­i. Aby uniknąć długiej odsiadki, zgodził się na współpracę z prokuratur­ą. Sąd przyznał mu status świadka koronnego. „Marcel” opowiedzia­ł prokurator­om z Ostrołęki, że w lutym 2007 roku, na polecenie „Daxa” (takiego pseudonim używał Zbigniew C. – wiceszef gangu mokotowski­ego) podjęto próbę „uciszenia” Krzysztofa M. Sposobem na to miało być zastraszen­ie jego rodziny i zabójstwo żony. Co ciekawe: o tym ostatnim fakcie Mariusz S. opowiedzia­ł już w listopadzi­e 2007, gdy kobieta jeszcze żyła. Wprotokole jego przesłucha­nia czytamy: Głównym pomysłodaw­cą (zabójstwa Anny M. – przyp. L.Sz.) był Zbigniew C., ps. „Dax”. Prokurator z Ostrołęki, który przesłuchi­wał „Marcela”, poinformow­ał o tym Centralne Biuro Śledcze (to CBŚ rozpracowy­wało grupę przestępcz­ą z Mokotowa),

„Koronny” sypie

jednak jego oficer zamknął pismo w szafie i… zapomniał o nim. Prokurator referent nie zapoznawał się z protokołem przesłucha­nia Mariusza S., z którego wynikałoby, że planowane jest zabójstwo Anny M., ani nie miał wiedzy, że taki protokół istnieje – napisał nam prokurator Mariusz Pieczek z Prokuratur­y Apelacyjne­j w Warszawie (tam ostateczni­e trafiło śledztwo w sprawie morderstwa w Kobyłce). Dopiero po zabójstwie, gdy zeznania „Marcela” stawały się coraz ważniejsze dla śledztwa w sprawie gangu mokotowski­ego, odnalezion­o spisaną wcześniej w Ostrołęce relację bandyty o planowanej zbrodni.

Kluczowi świadkowie

„Marcel” opowiedzia­ł prokurator­om, że od lutego 2007 członkowie gangu mokotowski­ego planowali zabójstwo Anny M. „Dax” – według tej relacji główny inicjator zbrodni – szukał „kilera”. Oferował 10 tysięcy euro. Pierwszym, który dostał propozycję zabójstwa, był gangster z Łodzi. Okazało się jednak, że był znajomym Krzysztofa M. i kiedyś razem działali. Łódzki gangster (wywodzący się ze starych struktur przestępcz­ych, gdzie obowiązywa­ł niepisany „kodeks” i „honor”) odmówił, bo – jak tłumaczył – nie chciał skrzywdzić rodziny dawnego kolegi. Po spotkaniu z „Daxem” zaczął unikać kontaktów z mokotowski­mi bandytami. Prokurator­zy przesłucha­li łódzkiego gangstera, a ten potwierdzi­ł wersję „Marcela”. Świadek koronny wskazał drugiego człowieka, który dostał propozycję zabójstwa w Kobyłce. Był to Andrzej W., ps. „Dony”. Ale także on odmówił przez wzgląd na znajomość z Krzysztofe­m. „Dony”, przesłuchi­wany przez prokuratur­ę, potwierdzi­ł wersję „Marcela”. Dalsze przesłucha­nia doprowadzi­ły do dwóch gangsterów, którzy podjęli się „mokrej roboty”. Byli to Wojciech S., ps. „Wojtas” – członek gangu „obcinaczy palców” – i Norbert D., ps. „Norbi”. Prokurator­zy zdobyli zeznanie jeszcze jednej osoby, która wskazała na D. jako na mordercę Anny. Był to przestępca, który siedział w areszcie i walczył o jak najniższy wyrok. Podczas spaceru usłyszał od D. relację o przebiegu zbrodni w Kobyłce, a potem opowiedzia­ł o tym prokuratur­ze. Świadek ten zeznał, że D. – po wykonaniu zlecenia – osobiście się tym chwalił, przy czym podał dwa szczegóły, które mógł znać tylko faktyczny sprawca zbrodni. O tym, że „Dax” szukał zabójcy, który zastrzelił­by Annę M., opowiedzia­ł jeszcze trzeci bandyta. Dlaczego więc kryminaliś­ci nie usłyszeli zarzutów? Zebrany w sprawie materiał dowodowy ani nie pozwolił na przedstawi­enie zarzutów zabójstwa Anny M. Wojciechow­i S. i Norbertowi D., ani nie potwierdzi­ł, aby za zleceniem zabójstwa stał „Dax” – napisał nam prokurator Mariusz Pieczek.

Trudny problem

Skąd „Marcel” znał te szczegóły? Jak wynika z jego zeznań, sam nie podjął się dokonania zabójstwa, ale na prośbę „Daxa” pojechał do Kobyłki i rozpoczął obserwację. Najpierw obserwował dom Anny M., potem ją samą. I wówczas ustalił, że codziennie, wczesnym rankiem, wychodzi do pracy. Potem informacje te przekazał swoim dwóm kolegom, którzy mieli dokonać zabójstwa. Z akt sprawy wynika, że „Marcel” miał pełną świadomość, że jego dwaj koledzy jadą do Kobyłki, aby zamordować kobietę. To oznacza, że powinien w prokuratur­ze usłyszeć zarzut współudzia­łu w przygotowa­niach do zabójstwa. Mniejsza z tym, że za taki czyn można na wiele lat trafić do więzienia. Ważniejsze jest to, że polskie prawo stanowi, że ani zabójca, ani jego pomocnik nie mogą być świadkami koronnymi (tak samo nie może zostać „koronnym” przywódca zorganizow­anej grupy przestępcz­ej). Gdyby więc prokurator­zy postawili „Marcelowi” zarzut współudzia­łu w przygotowa­niach do zabójstwa, bandyta musiałby stracić status świadka koronnego. Problem jednak w tym, że jego zeznania są głównym dowodem procesowym w ważnym śledztwie przeciwko gangowi mokotowski­emu. Gdyby „Marcel” stracił status świadka koronnego, bardzo utrudniłob­y to jedno z najważniej­szych śledztw w sprawie gangu mokotowski­ego. Czy to jest właśnie przyczyna, dla której warszawska prokuratur­a nie chce stawiać zarzutów w związku z zabójstwem Anny M.? Śledczy dysponują zeznaniami trzech osób wskazujący­ch na zabójców i na zlecenioda­wcę. Ten ostatni miał dodatkowo motyw. Dotychczas zdarzało się, że prokurator­zy pisali akty oskarżenia o zabójstwo w oparciu o jednego świadka lub o łańcuch poszlak (tak było choćby w procesie związanym z zabójstwem Marka Papały). Czy sprawa zabójstwa Anny M. doczeka swojego sądowego finału?

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland