Jak nie prośbą, to groźbą
sław. To jeden ze stosowanych trików. Oszuści dzwonią do ofiar przeważnie w ciemno. Wybierają ich z książek telefonicznych i najczęściej niewiele o nich wiedzą. Ofiarą najczęściej padają osoby starsze. Tu przestępcy kierują się staromodnymi imionami, a także dzielnicami miast. Zwykle wiadomo, w których najczęściej można spotkać seniorów. Gdy w słuchawce usłyszą głos, który uznają za odpowiednio wiekowy, przechodzą do kolejnego triku – na popularne imię. Anna, Maria, Jan czy, jak w tym przypadku, Wiesiek. Nie zawsze się udaje, ale tym razem zadziałało.
– Kiedy usłyszałem imię, byłem przekonany, że dzwoni mój kuzyn Wiesiek z Sosnowca – zeznał w trakcie śledztwa pan Władysław.
Procedura była standardowa. Prośba o pożyczkę, kolega pod bramą kamienicy, ponieważ kuzyn nie mógł sam odebrać pieniędzy. Pan Władysław wręczył oszustowi bez problemu 1000 euro i 10 tysięcy złotych. Wszystko odbyło się tak gładko, że gangsterzy postanowili raz jeszcze wykorzystać naiwność i łatwowierność ofiary.
– Władek, załatw jeszcze... – po kilku godzinach od przekazania gotówki pan Władysław znowu usłyszał w telefonie głos „kuzyna Wieśka z Sosnowca”.
– Tłumaczyłem, że nie mam, ale przekonał mnie i postanowiłem pożyczyć po rodzinie – opowiadał swoją historię mężczyzna coraz bardziej zdziwionym policjantom.
I pożyczył zaledwie w kilka godzin 19 tysięcy złotych od syna, niewiele mniej od kuzyna i jeszcze 8 tysięcy złotych dołożyła żona. Wszystko przelał na konto, jakie wcześniej podali mu oszuści. Dopiero wówczas Władysław A. sam postanowił skontaktować się z kuzynem z Sosnowca.
Naiwność i łatwowierność to najbardziej pożądane cechy ofiar. Oszuści wykorzystują je bezlitośnie. – Dzień dobry, babciu. – A to ty, Arturku – odpowiedziała natychmiast pani Agata G. (80 l.), bo była przekonana, że słyszy po drugiej stronie słuchawki głos swojego wnuczka.
Oszust natychmiast przystąpił do działania. Jak zwykle łzawa historia i prośba o pożyczkę. Babcia Agata bardzo chciała pomóc wnusiowi, ale nie miała w domu żadnych oszczędności. Na wyjście z domu do banku nie miała zaś siły ze względu na wiek i choroby. To nie powstrzymało bandziora. Ustalił, że babcia Agata ma kartę bankomatową. Oczywiście kobieta przekazała ją koledze „ wnuczka Artura”, podając do tego także PIN.
Kiedy ofiara jest już namierzona i złapana, czyli w rozmówcy rozpoznała swojego wnuka lub kuzyna, przestępca nigdy nie odpuszcza. Za wszelką cenę wyłudza od niej pieniądze, nawet gdy ich nie ma. W kilku przypadkach przestępcom udało się namówić starsze osoby na pożyczki od najbliższych sąsiadów.
Historia rodziców Zbigniewa J. pokazuje, że oszuści są tak zdeterminowani, iż użyją wszelkich możliwych trików i sztuczek, aby wyłudzić pieniądze od ofiar. Zwykle osoba dzwoniąca stara się być miła, sympatyczna i przyjazna. Robi wręcz wszystko, żeby nie spłoszyć ani nie przestraszyć starszych ludzi. Tym razem było inaczej.
– Rodzice mówili mi już wcześniej o jakichś dziwnych telefonach, dwóch, może trzech – to zeznania Zbigniewa J. ze śledztwa.
Świadek określił je jako telefony „badawcze”. Przestępcy próbowali określić, czy jego rodzice mają wnuki, czy mieszkają sami. Robili to starymi i znanymi już metodami. Gdy starsza osoba podnosi słuchawkę, słyszy radosne powitanie – „witaj, babciu”, „witaj, dziadku”, ciociu lub wujku. Przeważnie nie chce się przedstawić, nawet wtedy, gdy rozmówca żąda tego wprost. Zamiast tego padają pytania naprowadzające: „zgadnij, kto dzwoni?”, „babciu, a kogo najbardziej kochasz?”.
– Ten ostatni telefon do rodziców był już konkretny – zeznaje dalej Zbigniew J. – Jakiś mężczyzna powiedział, że miałem wypadek samochodowy, że to ja go spowodowałem i potrzebne będą pieniądze na odszkodowanie. Rozłączył się. Telefon odebrała moja mama. Była już roztrzęsiona, gdy po chwili zadzwonił kolejny mężczyzna. Tym razem podał już konkretną kwotę „odszkodowania” – 15 tysięcy złotych. Mama powiedziała, że tyle nie ma i od razu dodała, ile może dać. Rozmówca ponownie się rozłączył.
Matka świadka była już wtedy w fatalnym stanie psychicznym. Na szczęście, kiedy telefon zadzwonił ponownie, odebrał go już mąż kobiety.
– Tym razem dzwonił policjant, to znaczy tak się przedstawił – relacjonuje syn starszego małżeństwa. – Stwierdził, że ja leżę w szpitalu, a rodzice mają natychmiast szykować pieniądze, bo pójdę siedzieć. Ojciec chciał dostać adres szpitala, żeby do mnie jechać. To rozsierdziło „policjanta”. Zaczął krzyczeć, zastraszać, ale bez skutku. Tym razem, gdy się rozłączył, ojciec natychmiast zadzwonił do mnie.
Dobrze, że zrobił to z telefonu komórkowego, bo kolejnym sposobem oszustów jest ciągłe blokowanie telefonu stacjonarnego. Wszystko po to, aby potencjalna ofiara nie mogła się porozumieć z prawdziwym wnuczkiem. wyraźnie nie był zadowolony. Początkowo pozował na przykładnego męża, który rano wychodzi do pracy. W końcu wydało się, że nigdzie nie pracuje, tylko siedzi z kolegami nad Wisłą. Kobieta nie mogła patrzeć na pasożyta, który żerował na jej dziecku. Nie pytając córki o zdanie, znalazła jej pracę w Niemczech. Kobiety zaczęły załatwiać formalności i zaraz po świętach miały wyjechać. Zięć, gdy się o tym dowiedział, przestał wychodzić z domu na kumpelskie spotkanka, interesował się dzieckiem, pomagał żonie. Bał się, że w przypadku wyjazdu żony straci wszystko. Mieszkanie, pieniądze, rodzinę.
Teściowa obstawała, że tylko córka z wnukiem mogą z nią jechać. Mężczyzna więc postanowił ją zabić. Gdy zostali sami w domu, zaatakował. Dusił długo, by mieć pewność, że kobieta nie żyje. Później ją poćwiartował. Do domu wrócił późnym wieczorem. Żona panikowała, że jej matka zniknęła. Wtedy zaczął jej tłumaczyć, że stara się wściekła i wyjechała do kochasia w Niemczech. Zapewnił, że teściowa pewnie zadzwoni do nich. Z jej telefonu przez miesiące wysyłał uspokajające SMS-y...
Podczas sekcji ustalono, że kobieta została zamordowana między listopadem 2002 a marcem 2003 roku. Każdy kto może pomóc policji
proszony jest o kontakt: rzecznikksp@policja.waw.pl