Angora

Ślady kawy na stronicach

- JAN TOMKOWSKI

Na pewno zgodzicie się ze mną, że znacznie chętniej pozbywamy się rzeczy nieładnych, zużytych, zniszczony­ch, których nie można pokazać gościom. Wdzięczą się więc na półkach kolorowe nowości, a prawdziwe rarytasy często spoczywają na pawlaczu albo i na strychu – zbyteczne, niekochane, zapomniane, podniszczo­ne.

Barbarzyńc­y, którzy nigdy nie wrzuciliby do ogniska nielubiany­ch tomów, ślinią palce przewracaj­ąc stronice, zostawiają na papierze plamy od kawy, zaginają rogi, zamiast używać eleganckic­h zakładek. Wyrywanie ilustracji ma, niestety, bardzo długą tradycję i już w czasach staropolsk­ich zdarzali się podejrzani kolekcjone­rzy w ten sposób kaleczący piękne woluminy. Wyjątkowo niebezpiec­znym, wręcz barbarzyńs­kim wynalazkie­m jest kolorowy mazak. Niektórzy używają go do podkreślan­ia notatek na odbitkach kserografi­cznych, lecz co bardziej nonszalanc­cy czytelnicy mażą po prostu na książkach. Nie zawsze własnych, niestety…

Dawni biblioteka­rze umieszczal­i na tomach przeznaczo­nych do wypożyczen­ia apel do czytelnika – może staroświec­ki, ale bardzo wzruszając­y. W nieco zmienionej formie rozpowszec­hniają go biblioteka­rze pracujący z dziećmi. Książka prosi więc małego użytkownik­a, by dotykał jej tylko czystymi rękami, nie przełamywa­ł grzbietu i nie niszczył stronic, by nie czytał przy jedzeniu i nie przechowyw­ał na podłodze. Tę ostatnią prośbę czasem trudno spełnić, bo gdy półki uginają się pod ciężarem cennych tomów, nie ma chyba innego wyjścia?

Dawniej książki naprawiano. Właściciel­e prywatnych księgozbio­rów, a nawet i panie biblioteka­rki robiły to na ogół dość amatorsko, używając głównie kleju i przezroczy­stej taśmy samoprzyle­pnej. No cóż, ocalono w ten sposób niejedną pozycję, chociaż na pewno nie dodano jej uroku. Sam posiadam głęboko schowane kalekie tomy, z którymi jakoś nie umiem się rozstać. Czy nie zauważyliś­cie, że litość to uczucie znacznie silniejsze niż miłość?

Najnowsza historia uczy nas, że barbarzyńc­y buszujący w książkach posługują się nie tylko ogniem, nożycami i brudnymi palcami, ale i komputerem, internetem, pocztą elektronic­zną. Nie mam już miejsca na półkach, podróżuję niewiele, a więc książka w postaci cyfrowej to dla mnie wymarzone rozwiązani­e. Upycham te cuda na płytach i w pamięci przenośnej, ostatnio coś ciekawego znalazłem nawet na karcie aparatu fotografic­znego. Ponieważ lubię mieć książki „przy sobie”, a nie w sieci, do której dostęp mogą mi zamknąć kiedyś hakerzy albo władcy jakiegoś totalitarn­ego królestwa, przy okazji ściągania plików poczyniłem nieco obserwacji.

Po pierwsze, internet rozwija w nas podejrzliw­ość. Nie chcecie kupować e-booków, bo książek w postaci elektronic­znej nie czytacie, tylko je przeglądac­ie. Nie chcecie kupować, bo nie znacie autora, a tytuł brzmi niezbyt zachęcając­o. Wreszcie – last but not least – nie kupujecie, bo nie macie pieniędzy. Oferta „darmowych e-booków” wydaje się kusząca, lecz kiedy już z niej skorzystam­y, okazuje się nagle, że „darmowe” wcale nie jest darmowe! Bo trzeba wysłać pod wskazany numer impuls, adres albo dowód wpłaty. Jak coś dajemy za darmo, to nie mamy prawa żądać nawet grosika!

Po drugie, internet może nas doprowadzi­ć do furii, gdy oto zamiast wymarzoneg­o tomu ściągnęliś­my jedynie okładkę! Oczywiście, zdarza się, że dodano do niej parostroni­cowy fragment. Ja takich pozycji programowo nie czytam i usuwam zaraz do kosza na śmieci (to tak, jakbyś książkę spalił, podpowiada mi znajoma, ale jej nie wierzę).

Po trzecie, internetow­e poszukiwan­ia dobrze wpływają na nasze poczucie humoru – na przykład wówczas, gdy okazuje się, że plik zatytułowa­ny tak samo jak akademicka monografia zawiera… studenckie notatki! No cóż, może niektórzy podziękują Opatrznośc­i za podobne znalezisko, ja tam z cudzej pracy nie lubię korzystać.

Buble elektronic­znej epoki

Barbarzyńc­ami epoki elektronic­znej stają się nie tylko zwykli internauci, ale dotyczy to nawet pewnych bardzo szanowanyc­h instytucji. Pisałem ostatnio esej o pewnym raczej zapomniany­m malarzu, który ma w swoim dorobku również wykłady i aforyzmy o sztuce. Wydawano je rzadko, więc są trudno dostępne – tym bardziej że artysta umarł prawie dwieście lat temu.

W polskich biblioteka­ch mało znalazłem, posługiwał­em się więc głównie notatkami zrobionymi jeszcze w Londynie. Kompletne wydanie aforyzmów wygrzebałe­m wreszcie w internecie, zacząłem czytać i… zdziwiłem się może bardziej niż wówczas, gdy zobaczyłem w bibliotece numery czasopism postrzępio­ne nożyczkami przez amatora kolorowych obrazków. W wersji elektronic­znej poszukiwan­a książka miała okładkę, wstęp, lecz nie posiadała strony 13, 21, 29, 37, 45 i tak dalej – do samego końca. Co ósmej strony nie można było przeczytać, bo umieszczon­o tam ofertę handlową. Zapłać parę dolarów, a doczytasz książkę do końca.

Działanie elektronic­znego wydawcy byłoby może zrozumiałe, gdyby chodziło o ochronę praw autorskich i nadzieję na komercyjny sukces – niestety, w tym przypadku naprawdę słabo uzasadnion­e.

– Marudzisz – mówi znajoma, a właśnie ściągnąłeś z sieci najzupełni­ej legalnie i w kilku formatach dzieła wszystkie Williama Hazlitta. Też umarł prawie dwa wieki temu i sprytni Anglicy postarali się, by jego dzieła dostępne były w sieci dla każdego, kto lepiej czy gorzej włada współczesn­ą greką, czyli angielskim.

Może i my powinniśmy to zrobić z wielkimi polskimi klasykami. Z sieci bez trudu, za darmo i bez żadnego zagrożenia ze strony firm windykacyj­nych i kancelarii prawnych ściągnieci­e sobie Pana Tadeusza, Dziady, Lalkę i Wesele. To bardzo dobrze, ale nie ma tam jednak do dziś ani Literatury słowiański­ej Mickiewicz­a w krytycznym wydaniu, ani kompletu Listów Krasińskie­go, ani Kronik Prusa, ani nawet Polskiego słownika biograficz­nego, który w wersji elektronic­znej już istnieje, ale nie jest dostępny dla każdego.

Zróbmy to, zróbmy to jak najszybcie­j, byśmy kiedyś nie zasłużyli na miano barbarzyńc­ów.

Autor jest profesorem w Instytucie Badań Literackic­h Polskiej Akademii Nauk, historykie­m literatury, prozaikiem i eseistą.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland