Czerwona kartka dla ministra
Od nowego roku obowiązuje tzw. pakiet onkologiczny, który ma diametralnie skrócić czas postawienia diagnozy i rozpoczęcia leczenia osób cierpiących na choroby nowotworowe.
Każdego roku na raka umiera ponad 90 tysięcy Polaków i notuje się około 160 tys. nowych zachorowań. Według prognoz w najbliższej dekadzie liczba ta ma zwiększyć się do 185 tysięcy. Zaledwie 45,5 proc. chorych ma szansę przeżyć co najmniej pięć lat bez nawrotu choroby, gdy w zachodniej Europie to ponad 50 proc., a w Stanach Zjednoczonych przeszło 60 proc.
Optymistyczne jest to, że wyniki leczenia uzyskiwane w polskich centrach onkologicznych są już porównywane do średniej amerykańskiej. Jednak statystyki zdecydowanie psują placówki niższego stopnia referencyjności.
Na papierze pakiet onkologiczny wygląda następująco. Pacjent zgłosi się do lekarza podstawowej opieki medycznej, który może zlecić kilka badań z katalogu ponad 50 badań diagnostyki laboratoryjnej i obrazowej. Jeżeli na ich podstawie uzna, że istnieje podejrzenie choroby nowotworowej, wyda kartę diagnostyki i leczenia onkologicznego (DiLO) zwaną potocznie zieloną kartą, która uprawnia do leczenia bez limitów z zachowaniem wyznaczonych w przepisach ścisłych terminów.
Z zieloną kartą pacjent zostanie skierowany do lekarza specjalisty. Na tym etapie do postawienia diagnozy potwierdzającej lub wykluczającej nowotwór nie będzie mogło upłynąć więcej niż cztery tygodnie.
Następnie chory przejdzie tzw. diagnostykę pogłębioną, mającą na celu określenie typu i stopnia zaawansowania raka. Wszystkie niezbędne badania nie powinny trwać dłużej niż trzy tygodnie. Jednak od momentu otrzymania zielonej karty do postawienia właściwej diagnozy nie może upłynąć więcej niż dziewięć tygodni. W przyszłym roku ten czas zostanie skrócony o tydzień, a docelowo nie będzie dłuższy niż siedem tygodni.
Dogłębnie zdiagnozowany chory zostanie przyjęty do wybranej placów- ki medycznej i trafi przed oblicze konsylium, w którego skład będą wchodzić: onkolog kliniczny, radioterapeuta, chirurg i radiolog, a w niektórych przypadkach także psycholog. Dodatkowo członkiem konsylium ma być tzw. koordynator, który nie musi być lekarzem. Jego zadaniem będzie koordynowanie planu leczenia ustalonego przez konsylium, udzielanie pacjentowi niezbędnych informacji i sprawowanie pieczy nad dokumenta- cją medyczną chorego. Zebranie konsylium i rozpoczęcie leczenia musi zmieścić się w dwóch tygodniach od momentu przyjęcia do szpitala.
Po zakończeniu leczenia koordynator przekaże pacjenta (wraz z dokumentacją i zaleceniami) pod opiekę specjalisty. Jeżeli stan zdrowia nie będzie się pogarszał, wówczas w ramach tzw. programu stałej opieki długofalowej pacjent będzie kierowany do lekarza POZ, który przejmuje nad nim opiekę.
Jest w tym jakiś sens?
– Gdy nie było jeszcze pakietu onkologicznego – w dużych centrach onkologicznych nie widziałem żadnych tragicznych opóźnień w diagnostyce i leczeniu – zapewnia dr Janusz Meder, prezes Polskiej Unii Onkologii, autor ponad 100 prac naukowych.
Przepraszamy
W artykule „Dakar rajdem śmierci” („Angora”, nr 3/2015) dokonaliśmy zmian w stosunku do oryginalnej treści. Lead oraz pierwszy akapit nie zostały napisane przez Pana Marcina Iwankiewicza, autora oryginalnej wersji, i są zmianą dokonaną przez redakcję Tygodnika „Angora”. Autora przepraszamy. – Niektórych pacjentów przyjmowało się do leczenia nawet po trzech – czterech dniach oczekiwania. Opóźnienia, jeżeli się zdarzały, wynikały przede wszystkim z istniejących limitów. Gdy placówka medyczna zrealizowała już wszystkie świadczenia zawarte w kontrakcie, a Fundusz nie chciał płacić za tzw. nadwykonania.
– Zanim zaczął obowiązywać pakiet onkologiczny, gdy zgłaszał się do mnie pacjent z objawami mogącymi wska- zywać na chorobę nowotworową, na przykład z krwawieniem z przewodu pokarmowego, to wysyłałam go na specjalistyczne badania z adnotacją „pilne” – mówi dr Ewa Wróbel-Nadel, właścicielka Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej „Ledan” w Łodzi. W jego skład wchodzi kilka przychodni podstawowej opieki zdrowotnej, w których zarejestrowanych jest ponad 11 tys. pacjentów. – Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby lekarz, który widział takie skierowanie, je zignorował. Zazwyczaj po dwóch tygodniach pacjent wracał do mojego gabinetu i wówczas można było zdecydować, czy kierować go do onkologa. Dlatego nie do końca rozumiem idee zielonej karty. Nie mam poczucia, że pakiet onkologiczny to jakaś niesamowita rewolucja, która zreformuje służbę zdrowia. Wręcz przeciwnie, lekarze zostali obarczeni dodatkowymi obowiązkami wypełniania kolejnych druków. Wszystko zmierza w tym kierunku, że już niedługo będziemy przede wszystkim zajmowali się różnymi papierami, statystyką, a na pacjentów pozostanie niewiele czasu, co wpłynie na wzrost liczby błędów diagnostycznych.
Równie krytycznie wypowiada się Wojciech Pacholicki, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, właściciel POZ w Radomiu (10 tysięcy pacjentów):
– Ostatnie zmiany w systemie ochrony zdrowia to nie tylko pakiet onkologiczny, lecz także pakiet kolejkowy. Żeby dostać się do okulisty lub dermatologa, teraz potrzebne jest skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. Co czwarta osoba, która odwiedza POZ, przychodzi właśnie po takie skierowanie. To wydłuża kolejki, także pacjentów z podejrzeniem choroby nowotworowej.
– Do ginekologa przychodzi pacjentka z podejrzeniem raka szyjki macicy. Na wykonanie badań musi jednak czekać na końcu kolejki, gdyż pierwszeństwo mają nowi chorzy, którzy są leczeni w ramach pakietu onkologicznego. Ginekolog nie może wydać pacjentce skierowania do POZ-u. Chora idzie więc tam bez skierowania i dostaje zieloną kartę. „Szybką ścieżką” wraca do samego ginekologa, który wykonuje jej badania już bez długiego oczekiwania w kolejce. Jest w tym jakiś sens? – zadaje retoryczne pytanie prof. Jacek Jassem, były przewodniczący Polskiego Towarzystwa Onkologicznego? – Od początku byłem krytycznie nastawiony do tej „reformy”. Dlatego podczas prac nad ustawą zgłosiłem 70 stron swoich uwag i 7 stron uwag do rozporządzenia, ale podobnie jak w przypadku innych ekspertów ministerstwo nie wzięło ich pod uwagę.
– Podczas zeszłorocznych posiedzeń sejmowej Komisji Zdrowia nasze środowisko zgłaszało szereg konkretnych, merytorycznych postulatów – dodaje dr Meder. – Minister Arłukowicz kiwał głową i zrobił tak, jak chciał. Nie uwzględnił nawet propozycji ekspertów z Kancelarii Prezydenta. – Nikt nie oszacował wykonalności tego projektu. Zamiast najpierw sprawdzić, jak to działa w jednym województwie, wprowadzono go w błyskawicznym tempie w całym kraju, nie biorąc pod uwagę głosów onkologów i lekarzy rodzinnych. To klasyczny przykład urzędniczej arogancji. Teraz lekarze, zaciskając zęby, uczą się tego nowego systemu, który jest niewykonalny, gdyż brakuje na niego pieniędzy. Dlatego płatnik (NFZ – przyp. autora) będzie mnożył kolejne przeszkody biurokratyczne, żeby za wszystko nie musiał płacić.
Bomba z opóźnionym zapłonem
Najwięcej kontrowersji budzą zielone karty. Przez 22 dni obowiązy-