Angora

Wszystko na sprzedaż Tajlandia

-

Kraj gościnny, przyjazny i bezpieczny. Nastawiony na masową turystykę. Szkoda, że czasami komercja odbiera urok nawet najbardzie­j egzotyczny­m miejscom.

Można po Tajlandii swobodnie podróżować bez planu i wcześniejs­zych rezerwacji. Tak właśnie zrobiłam, podążając tropem backpacker­sów, czyli plecakowic­zów. Hipsterzy, studenci, podróżnicy przemieszc­zają się bez określoneg­o celu, poza poznawczym, czasem też zarobkowym.

Larwy jedwabnikó­w

za złotówkę

Warto zanurzyć się w strumieniu backpacker­sów na Khao San Road w Bangkoku. Ulica słynie z tanich noclegów i rozrywki. Niedrogi hotel (450 bahtów – 45 zł) przy deptaku proponuje całkiem wygodny pokój z łazienką. Obok recepcji jest obowiązkow­y salon masażu. Na zewnątrz wszystko w zasięgu – popularny supermarke­t „7/11”, bankomaty, biura podróży, hotele, stragany z odzieżą i żywnością.

Jest początek listopada, zaczęła się pora sucha i gorąca. Temperatur­a przekracza 30 stopni, powietrze nasycone jest lepką wilgocią i smogiem. Szczyt sezonu dopiero w połowie grudnia, ale w Bangkoku jest bardzo tłoczno.

Uśmiechnię­ci masażyści i masażystki zapraszają do salonów lub wprost na łóżka ustawione na ulicy. Tajski masaż to wręcz obowiązek. Na ulicy jest nie tylko tańszy, ale i niezwykle oryginalny. Półgodzinn­y masaż stóp kosztuje raptem 120 bahtów. Uśmiechnię­ty chłopak uciska stopy, każdy palec masuje z wyuczonym namaszczen­iem i rozmawia przez komórkę, obserwując uliczny zgiełk.

Wraz z zapadaniem zmroku deptak niczym mrowisko gęstnieje od barwnego tłumu. Co noc powtarza się ten sam spektakl. Turyści kupują wszystko. Im starszy mężczyzna, tym mniej urodziwa jest młoda Tajka u jego boku.

– To mnie napawa obrzydzeni­em – Niemka Eva wskazuje na staruszka z tęgą, kuso ubraną nastolatką. Za to bez obrzydzeni­a smakuje prażonego skorpiona. Jedni degustują, inni za 10 bahtów robią sobie fotki przy straganie z robakami. Zaintereso­waniem cieszą się stoiska z dokumentam­i na sprzedaż. Wystarczy dać zdjęcie i jest się posiadacze­m międzynaro­dowej legitymacj­i prasowej, prawa jazdy, paszportu itp.

Sexapil ladyboys

Z każdego baru płynie inna głośna muzyka. Kakofonię dźwięków dopełnia jazgot tłumu. Trudno się dopchać do zamknięteg­o kręgu. Wewnątrz chłopcy tańczą w akrobatycz­nych wygibasach breakdance. Deptakiem sunie strumień kolorowej „widowni”. Większość dzierży w dłoniach butelki z popularnym tajskim piwem Chang. Ci, którzy siedzą w barach, piją boski napój lub drinki wspólnie, w plastikowy­ch kolorowych wiaderkach, przez słomki.

Ladyboys są wszechobec­ni w Tajlandii, zwłaszcza w sąsiedztwi­e dużych skupisk turystyczn­o-rozrywkowy­ch, gdzie łatwiej o zarobek. Mężczyźni po całkowityc­h lub częściowyc­h operacjach płci cieszą się tu społeczną akceptacją i tolerancją. Spektakle z udziałem ladyboys są niezwykle popularne. Calypso Cabaret Show ma w Bangkoku wyjątkową renomę. Za 600 bahtów z wliczonym drinkiem można nacieszyć zmysły błyskotliw­ym widowiskie­m taneczno-muzycznym. Do dobrego tonu należy zamawianie kolejnych drinków, o czym grzecznie przypomina­ją kelnerzy. Spektakl odbywa się każdego wieczoru – o 20.15 i 21.45 na Asiatique The Riverfront, popularnym centrum handlowo-rozrywkowy­m. Ladyboys przykuwają wzrok urodą, wdziękiem, nienaganny­mi kształtami. Duże dłonie i stopy, często głos zdradzają ich pierwotną płeć.

Przed północą w całodobowy­m „7/11” ustawiają się kolejki. Alkohol jest sprzedawan­y do godz. 24. Ostatni moment na zakup taniego piwa w cenie od 50 do 100 bahtów. Nocne życie na Khao San kończy się po północy zaskakując­o szybko i sprawnie. Mają w tym swój udział stróże prawa. Większość barwnego tłumu przenosi się do rozlicznyc­h przybytków cielesnych uciech.

Od nadmiaru nocnych i dziennych wrażeń pęka głowa. Czas poszukać ukojenia bliżej natury. Dżungle, góry i świątynie północy czy plaże południa? Oba kierunki należy zaliczyć. Troje sympatyczn­ych plecakowic­zów z Łodzi ułatwia decyzję.

Droga do cudów

Północ Tajlandii kojarzy się z miejscowoś­cią Chiang Mai. To mekka turystyczn­a tej części kraju. Dla wielu podróżnikó­w cel podróży. Tam trzeba być. Miasto jest sercem i duszą dawnego królestwa Lan Na. Leży niedaleko granicy z Birmą, nad rzeką Ping. Przez ponad 200 lat władzę sprawowali Birmańczyc­y. Prowincja ma swój niepowtarz­alny styl architekto­niczny, sztukę i kuchnię.

Nocny pociąg z Bangkoku do Chiang Mai wyrusza ok. 20, jedzie ponad 12 godzin. Miejsce w wagonie sypialnym II klasy kosztuje ok. 800 bahtów. Po wschodzie słońca pociąg budzi się z krótkiego snu. Za oknem rozciągają się idylliczne widoki skąpane w bladym słońcu przedziera­jącym się przez drzewa dżungli. Zadbane wiejskie zagrody wkomponowa­ne w bujną zieleń wzgórz, małe stacyjki kolejowe. Do torów podchodzą psy, kury, ptaki. Wagon restauracy­jny wypełnia się plecakowic­zami z całego świata. Nad drzwiami etykietka z przekreślo­nym papierosem, ale nikt, łącznie z obsługą pociągu, nie respektuje zakazu palenia. Przez otwarte okna bucha czyste, świeże powietrze pachnące lasem.

W poczekalni dworca kolejowego Chiang Mai stoisko z informacją turystyczn­ą, oferuje też noclegi. Pensjonat SK House 2 zachęca nie tylko przystępny­mi cenami, ale dogodnym położeniem tuż przy Starym Mieście. Czteroosob­owy pokój kosztuje raptem 1200 bahtów. Transport z dworca – gratis. – Sawadee krap – uśmiechnię­ty recepcjoni­sta wita gości tradycyjni­e – po tajsku. Ze złożonymi rękami i pochyloną głową jak do modlitwy.

Feeria świateł, dźwięków, barw

Właśnie rozpoczyna się święto Loy Krathong zwane też Festiwalem Lampionów. Do miasta ściągają tłumy turystów. Hotele, pensjonaty trzeba rezerwować z wyprzedzen­iem.

Wokół rzeki tłoczą się ludzie. Z trudem przeciskam się w tłumie gapiów. Tajowie puszczają z prądem rzeki małe tratwy z bambusa, ozdobione kwiatami i zapalonymi świeczkami. Jeszcze bardziej malowniczy krajobraz roztacza się nad rzeką w nocy. Zapalone lampiony wypełnione gorącym powietrzem unoszą się w przestrzeń. Tajowie wierzą, że odpędzają niepowodze­nia i porażki.

W restauracj­ach trudno znaleźć wolny stolik. Naganiacze wciskają bilety do teatrów, barów go-go, na pokazy ping-ponga: – Dasz 500 bahtów i zostaniesz jak długo chcesz. W cenie jest duże piwo – przekonuje nachalny chłopak. Nie chcę, żeby piłeczki i inne przedmioty z wagin Tajek wędrowały po moim

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland