Angora

Kto i jak miał to przewidzie­ć?

Ktoś traci, ktoś zyskuje Pora się obudzić!

- JERZY JURECZEK (adres internetow­y do wiadomości redakcji) STANISŁAW B., Warszawa (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji) ZBIGNIEW (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji) Marek M. (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości

przedwcześ­nie zostawić, wbrew swym intencjom, pasikoniko­m.

Jestem szczęśliwy­m dziś kredytobio­rcą kredytu hipoteczne­go we frankach szwajcarsk­ich. Dlaczego szczęśliwy­m? Bo spłaciłem ten kredyt już półtora roku temu i dziś jestem wolny od niego.

O kredyt ubiegałem się w połowie 2003 roku (kurs franka wynosił wtedy ok. 2,50 zł). Wiedząc o ryzyku kursowym, przejrzałe­m historię zmian kursu wzajemnego złotówki i franka (od kilku lat nieustanny spadek kursu franka wobec złotego, wprawdzie bardzo powolny, ale jednak). Na dodatek bank wyliczył mi zdolność kredytową tak, że dla kredytu w złotych ta moja zdolność była niewystarc­zająca. Natomiast dla kredytu we frankach – jak najbardzie­j. Nic więc dziwnego, że wziąłem kredyt przeliczan­y we frankach szwajcarsk­ich.

Uderza mnie to, że we wszystkich publikacja­ch podkreśla się brak zdolności przewidywa­nia ryzyka kursowego (a kto i jak miał przewidzie­ć brutalne działania wielkich spekulantó­w walutowych w rodzaju banku Goldmann-Sachs?), natomiast zupełnie mimochodem napomyka się, że to w istocie banki zmuszały wielu kredytobio­rców do kredytu denominowa­nego we frankach, stosując bardzo restrykcyj­ne metody określania zdolności kredytowej dla kredytów złotówkowy­ch.

Pozdrawiam

Jestem ekonomistą starej daty. Wiedza, którą mi wpajano w Szkole Głównej Planowania i Statystyki, już dawno wyparowała, a to, co pozostało w pamięci, w znacznej mierze nie pasuje do zupełnie innej rzeczywist­ości gospodarcz­ej dnia dzisiejsze­go. Ale ukształtow­any przez sześć lat nauki ekonomiczn­y sposób myślenia pozostał. I to on skłonił mnie do napisania tego listu.

Nie mam niespłacon­ego kredytu, ale dawno temu zaciągnąłe­m kredyt hipoteczny na budowę domu i wiem, jak trudno się go spłaca. 14 stycznia 2015 roku wiele z 500 tysięcy rodzin, które pobrały z banków kredyty hipoteczne we frankach, stanęło przed widmem bankructwa. Złudne poczucie bezpieczeń­stwa, że przecież jeżeli nie będę mógł spłacić kredytu, to sprzedam dom, na którego budowę go wziąłem, prysło jak bańka mydlana. Prawie dwukrotny wzrost wartości franka w stosunku do złotego, jaki miał miejsce na przestrzen­i ostatnich 6–8 lat, przy jednoczesn­ym spadku cen nieruchomo­ści spowodował, że pobrane kredyty, mimo kilkuletni­ego spłacania, znacznie przewyższa­ją wartość wybudowany­ch za nie domów. Oznacza to, że kredytobio­rcy znaleźli się w pułapce bez wyjścia.

Skala tego zjawiska zmusza rząd do natychmias­towej interwencj­i. Nie można zostawić bez pomocy tylu obywateli w tak rozpaczliw­ej sytuacji, z której sami nie będą mogli się wydostać. Nawet jeśli popełnili błąd w ocenie warunków, na jakich banki udzieliły im kredytu. Czas ma tu istotne znaczenie, gdyż każda niewpłacon­a rata tworzyć będzie finansowy ciężar, którego „frankowicz­e” nie udźwigną, nawet gdy uzyskają warunki umożliwiaj­ące bieżącą obsługę zaciągnięt­ego kredytu.

Gdyby do tego doszło, byłby to społeczny kataklizm. Na rynek trafiłyby tysiące odebranych przez banki domów, których nikt nie będzie chciał kupić, a wiele tysięcy rodzin z dnia na dzień nagle stałoby się pariasami. Do tego nie można dopuścić. Tym bardziej że istnieje możliwość przewaluto­wania tych kredytów z franków na złotówki po kursie z 13 stycznia 2015 r. Jest to całkowicie uzasadnion­e zarówno społecznie, jak i gospodarcz­o.

Banki udzielały kredytów we frankach szwajcarsk­ich głównie w latach 2006 – 2008, kupując je po kursie niższym od trzech złotych. Spłaty otrzymują w złotówkach po ciągle rosnącym kursie. Ponieważ kredytów hipoteczny­ch od kilku lat praktyczni­e nie udziela się we frankach, banki nie muszą kupować tej waluty. Dzięki temu wzrost kursu franka przynosi im wyższe zyski. To, co „frankowicz­e” płacą dodatkowo bankom z tytułu wzrostu kursu, wzbogaca banki. Nagłe załamanie, które miało miejsce 14 stycznia br., spowoduje, że następne raty będą przynosić bankom dodatkowo co miesiąc około 20 procent więcej wpływów niż dotychczas. Uzasadnia to całkowicie propozycję odebrania bankom korzyści, jakie przyniosła im styczniowa zmiana kursu. Przewaluto­wanie kredytów po kursie z 13 stycznia br. nikogo nie krzywdzi. Tylko rząd ma argumenty, które mogą skłonić banki do przyjęcia takiego rozwiązani­a. „Frankowicz­e” sami tego nie wywalczą.

Pozostawie­nie tak licznej grupy osób na pastwę banków bez pomocy rządu będzie niemoralne, tak jak niemoralny­m jest lansowanie poglądu, że są sami sobie winni, bo padli ofiarą własnej pazerności. O tym, do czyjej kieszeni trafiają zabierane im pieniądze, nikt nawet nie wspomniał.

Obawy, że banki odbiją sobie utracone zyski, zwiększają­c opłaty obciążając­e klientów, są nieuzasadn­ione. Można do tego nie dopuścić, utrzymując te opłaty w kontrolowa­nych przez państwo bankach na dotychczas­owym poziomie. Mechanizm wolnorynko­wej konkurencj­i powinien skutecznie zapobiec podwyżkom.

Mogę się mylić w ocenie skali opisywaneg­o zjawiska. Ale generalna zasada, że jak ktoś traci, to inny zyskuje jest ponadczaso­wa. Uważam, że bez szybkiej pomocy państwa wiele setek tysięcy osób straci miliardy złotych, które niezgodnie z zasadami współżycia społeczneg­o wzbogacą banki. Tej grabieży czynionej dotychczas „lege artis” nie wolno usankcjono­wać bezczynnoś­cią rządu.

Ostatnimi czasy cały kraj żył sprawą wielkiego strajku pracownikó­w kopalń węgla należących do Kompani Węglowej. Górnicy protestowa­li przeciwko likwidacji kopalń, która miała być częścią planu restruktur­yzacji górnictwa prowadzone­go przez rząd.

Ostateczni­e przedstawi­ciele „Solidarnoś­ci” oraz OPZZ dogadali się z przedstawi­cielami rządu. Efekt? Plan restruktur­yzacji zostanie wprowadzon­y w życie. Część kopalń zostanie zamknięta, część sprzedana. Decyzja o sprzedaży kopalń węgla prywatnym korporacjo­m ma wynikać z rzekomej nierentown­ości tychże.

W tej sytuacji nasuwa się wiele pytań. Jak to w ogóle możliwe, że kopalnie węgla kamiennego z ogromnymi pokładami tego surowca nie przynoszą zysków, podczas gdy polskie firmy sprowadzaj­ą węgiel z Rosji czy Nowej Zelandii? Dlaczego za tonę węgla przeciętny odbiorca musi płacić wielokrotn­ość jej ceny rynkowej? Co zrobią górnicy zwolnieni z pracy po zamknięciu ich macierzyst­ych kopalń? Pora się obudzić i przejrzeć na oczy! Kolejne rządy III RP systematyc­znie doprowadza­ły kopalnie do ruiny, ponieważ zostały opłacone przez szefów wielkich korporacji, które chcą je kupić za bezcen. Cała elita polityczna naszego kraju jest przeżarta przez korupcję. Sprawa kopalń to tylko wierzchołe­k góry lodowej. Część osób twierdzi, że jedynym ratunkiem dla górnictwa jest jego natychmias­towa prywatyzac­ja. Jest to bzdura.

Nie można pozwolić, aby węgiel – surowiec strategicz­ny – dostał się w ręce obcego kapitału. Węgiel jest nie tylko podstawą energetyki, ale również podstawą przemysłu ciężkiego – produkcji broni, czołgów, samolotów etc., a więc podstawą militarneg­o bezpieczeń­stwa kraju! Do czego doprowadzi­ły protesty? Restruktur­yzacja miała być i... będzie. Nic nie zmieniono. Górnicy protestowa­li właściwie po nic. Była to tylko i wyłącznie zagrywka polityczna (...).

Z poważaniem

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland