Świńskie ujście
Na planie powstającego filmu asystent reżysera uważnie taksuje tłumek statystów. Potem wskazuje palcem i zarządza: – Pan i pan, pani, pan i... – I ja, i ja! – wyrywa się głos jakiegoś ambitnego... – Dobrze, pan też! – zgadza się łaskawie asystent reżysera i decyduje. – Cała piątka wypierd...ć!
Asystentem reżysera poczuł się drugi zastępca prezydenta Świnoujścia i tą samą metodą zarządził oczyszczenie piastowskiego grodu z bezdomnych statystów, którzy zdaniem wolnych, niezależnych i samorządnych włodarzy miasta psują krajobraz, śmierdzą, chlają wódę na ławkach, potem zalegają osobami własnymi na gazonach. Świnoujście, powiatowy kurort, ma dość i problem rozwiązał z udziałem kolei. Otóż bezdomni, sprawnie wyłapani przez straż miejską w celach inwentaryzacji i identyfikacji, otrzymają propozycję darmową, za to nie do odrzucenia. Każdy z nich dostanie do łapy bilet kolejowy do miejsca, skąd pochodzi. Bilet będzie w jedną stronę, zatem Endlosung, ostateczne rozwiązanie kwestii bezdomnych w Świnoujściu, zajmie miejscowym tylko wieczór, gdy ze stacji Świnoujście Centrum wyruszą dalekobieżne pociągi. Drugi zastępca prezydenta Świnoujścia nie powiedział słowa, czy w miejscu destynacji przesiedla-
W repertuarze operowym istnieją dzieła, o których powodzeniu decyduje nie mistrzostwo belcanta czy muzyczne piękno partytury, ale dramaturgia libretta i wyrażająca ją muzyka, oddająca charakter postaci, kreśląca dźwiękowo sytuacje sceniczne, narzucająca patos, tragizm, liryzm czy komizm poszczególnych sekwencji spektaklu. Do grupy tej należą między innymi dramaty muzyczne Wagnera, opery Prokofiewa, Szostakowicza, Janaczka, Szymanowskiego, Hintemitha, Brittena, Poulenca i Pendereckiego. Mogą one być (i są!) terenem inscenizacyjnych harców zarówno reżyserów utalentowanych i wyedukowanych, jak i scenicznych grafomanów, od których nie zawsze umieją się opędzić dyrektorzy teatrów.
W pierwszym przypadku powstają spektakle uskrzydlone wizjami inscenizacyjnymi, głęboko zapadającymi w pamięć melomanów. W drugim jesteśmy świadkami czegoś w rodzaju operowych korupcji, nych (wypędzanych?) oni też nie będą bezdomnymi, ale nie wymagajmy od drugiego zastępcy prezydenta poziomu myślenia pierwszego zastępcy. Bo świnoujścianie nie załatwiają problemu bezdomności. Oni załatwiają bezdomnych.
W czasach radzieckich, które wbrew rojeniom ojców komunizmu roiły się od bezprizornych, ich kwestię załatwiano identycznie, jak umyślili sobie rodacy z krainy 44 wysp. Gdy zbliżała się olimpiada w Moskwie w 1980 roku, lub gdy nadchodził czas zjazdu partii, ze stołecznych ulic milicja zbierała do ciężarówek bezdomnych, włóczęgów, meneli i takich tam i wywoziła ich kilkaset kilometrów od Moskwy. Na jakimś odludziu, a ten kraj ma ich co nieco, całe tałatajstwo porzucano na poboczu i pozostawiano samym sobie i wilkom. Pewna ich część po tygodniach docierała z powrotem na przytulne moskiewskie ulice, po dłuższym czasie osiągając stan populacji, jak przed milicyjną operacją.
Pomysł świnoujski jest głupawy, bezmyślny i rażąco naruszający prawa człowieka. Po pierwsze, nie uwzględnia sytuacji, że gdzieś w Polsce mogą się znaleźć bezdomni, kiedyś zameldowani w Świnoujściu. W akcie prostej retorsji inny polski samorząd może ubogacić polskie koleje, kupując bilety i odsyłając bezdomnych świnoujścian do Heimatu. Po drugie, tischnerowski nieszczęsny dar wolności znów zbiera żniwo, bo wyjście (czy raczej ujście?), jakie zastosowano, jest – metaforycznie mówiąc – mocno świńskie, czyli nieprzyzwoite. Naganne i potępiane w miejscach cywilizacyjnie równorzędnych do Świnoujścia i intelektualnie równorzędnych wobec drugiego zastępcy prezydenta tego miasta. Skandale, jakie wybuchały w Norwegii czy Wielkiej Brytanii, gdzie też w pierwszym odruchu obrzydzenia próbowano problem amatorsko zlikwidować, dałyby świnoujścianom sporo do myślenia, gdyby o nich wiedzieli. Ignorancja jednak nie usprawiedliwia. Wiedząc o tym, trzymajmy mocno zaciśnięte kciuki, aby w identyczny sposób świnoujskie orły, sokoły nie załatwiły dokuczliwego w mieście problemu bezrobocia, w dziurawej barce wysyłając bezrobotnych na morze, w celu ostatecznego pozbycia się, było nie było, dużego kłopotu.
Nie wiem, czy pocieszy to świnoujścian czy bawiących tam na bezterminowym wypoczynku bezdomnych z różnych stron kraju. Rozwiązanie problemu, jakie tam wymyślono, jest fatalne. Może wie już o tym pierwszy zastępca? Bo prezydent Świnoujścia wie o tym na pewno. Bezdomność w Świnoujściu, podobnie jak „Bezsenność w Seatle”, jest problemem poważniejszym, niż to wygląda z perspektywy nadmorskiego miasteczka. Bezdomni i bezrobotni, widoczni na ulicach, owszem, są dokuczliwym symptomem schorzenia, ale toczy ono nie miasta i samorządy, ale polskie państwo. A skoro nie jest tymczasem w stanie rozwiązać tej kwestii parlament ani premier z rządem, to może daj sobie spokój drugi zastępco prezydenta miasta...
henryk.martenka@angora.com.pl