To, co Vega...
15 Kremla Iwanow, czy być może ktoś inny? A jeśli tak, to jaka frakcja przejmie władzę: czy jastrzębie skupieni wokół Szojgu, czy konsekwentni pragmatycy skupieni wokół Iwanowa? A jeśli tak, to jaka będzie polityka w wydaniu nowego lidera Rosji? Bardziej czy mniej przewidywalna? Po jakimś czasie prezydent Putin pojawia się i co obserwujemy? Wszyscy odetchnęli z ulgą. Prezydent Putin, którego znamy, którego postępowania nie akceptujemy, ale wiemy, jak z nim rozmawiać. Uzyskał efekt, na którym mu zależało. Sprawa Niemcowa zeszła na drugi plan.
– Myśli pan, że Putin sięgnie po pozostałe kraje nadbałtyckie?
– Nie sądzę. Po pierwsze dlatego, że to by się wiązało z konsekwencjami trudnymi dla Rosji do przyjęcia. Wejście do krajów nadbałtyckich oznaczałoby w myśl artykułu 5, że jednak jakieś działania Wspólnota musiałyby podjąć. Kraje Unii i Stany Zjednoczone są już jednak zmęczone i zdeterminowane. Prezydent Putin uzyskał żywotny dla interesów Rosji Krym. Ukraina jest tak zdestabilizowana, że żaden kraj nie będzie jej chciał zaprosić do ścisłej współpracy, jeśli nie ureguluje swoich spraw. A to jest kwestia paru lat. Czyli Rosja oddaliła perspektywę przeniesienia się infrastruktury NATO bliżej swoich granic na pewno na wiele lat. Po drugie, Rosja pokazała, że jest graczem na poziomie światowym, mocarstwem militarnym, dysponuje bronią jądrową, która może być użyta. Poprzez pokazanie potencjału, jakim dysponuje, Rosja dała czytelny sygnał wszystkim krajom, że w geopolityce odgrywa istotną rolę. To również dotyczy wykorzystania możliwości, jakimi dysponuje Rosja w zwalczaniu Państwa Islamskiego, oraz rozwiązania zagrożeń związanych z realizacją programów zbrojeniowych przez Iran.
– Atak w Tunezji pewnie jeszcze bardziej podzieli Unię Europejską w ocenie najważniejszych zagrożeń, jakie przed nią stoją?
– Bez wątpienia. Tak Unia Europejska, jak NATO są dość podzielone w ocenie tych zagrożeń. Jedni uważają, że największym niebezpieczeństwem jest islamski terroryzm, inni – że Putin. Atak w Tunezji na pewno te podziały pogłębi, bo część państw czuje się bardziej zagrożona przez to, co dzieje się na północy Afryki, inni tym, co dzieje się na wschodzie Europy. To problem, z którym opinia międzynarodowa będzie musiała sobie poradzić.
– Wybierając prezydenta, wybieramy też pierwszą damę. Ale chyba jeszcze nie u nas. W naszej politycznej kulturze nadal mamy do czynienia głównie z walką samców alfa.
– Model pierwszej damy i żony uczestniczącej w kampanii prezydenckiej męża pochodzi ze Stanów Zjednoczonych iw Polsce dopiero sobie toruje drogę. Przypomnijmy pierwsze prezydenckie starcie w III RP. Wygrał je Lech Wałęsa. Ale jego małżonka w tamtej kampanii nie odegrała żadnej roli.
– Danuta Wałęsa pojawiła się dopiero podczas zaprzysiężenia.
– I mogliśmy podziwiać jej piękny kapelusz. Przy kolejnych wyborach znowu dominowały dwa samce alfa: Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, a żony były w tle. Wątek rodzinny pojawił się dopiero w kampanii Bronisława Komorowskiego. Ale to sam kandydat na prezydenta go wywołał, opowiadając, jak kupował dzieciom czapeczki i szaliki. Obecną kampanię wyborczą zdominowała wizerunkowo kobieta, Magdalena Ogórek. Ona kandyduje na urząd prezydenta i – prawdę powiedziawszy – na męża nie bardzo chyba może liczyć, bo on jest w niesławie. Teraz zresztą więcej mówi się o jej torebce niż o mężu. Po prezydentowej Annie Komorowskiej możemy w kampanii spodziewać się kontynuacji stylu. Ciekawość za to budzi żona Andrzeja Dudy.
– Sam kandydat Duda wypromowany zaledwie kilkoma tygodniami.
– Żeby nie powiedzieć złośliwie „wyprodukowany”. Antropolodzy francuscy mówią wręcz o „fabrykacji” polityka. Ale też dlatego żona może mu bardzo pomóc. Pokazano nam konwencję w amerykańskim stylu. I pewnie będziemy tym modelem mocno faszerowani. To może być obowiązkowe danie na politycznym talerzu. Zastanawiam się, czy nasze społeczeństwo ten model zaakceptuje? Do tej pory w kampanii prezydenckiej nasi tzw. spin doktorzy koncentrowali się głównie na promocji samego kandydata, a nie żony czy rodziny. Walka szła o to, który z kandydatów będzie lepszym samcem alfa. Są nacje, które w kreowaniu wize- został przed runku kandydata mają bogaty dorobek.
– Start w tej kampanii Magdaleny Ogórek zrodził pytanie – jak by nazywano męża pani prezydent? Pierwszym dżentelmenem? To dość ironicznie brzmi. Gdzie szukać wzorców?
– Chociażby za Odrą, u naszych sąsiadów. Tam świetnie funkcjonuje tandem małżeński z kanclerz Angelą Merkel w roli głównej. Jej mąż, naukowiec, jest raczej politycznie wycofany i pozostaje w cieniu małżonki. Ale towarzyszy jej zawsze wtedy, kiedy wymaga tego protokół. Wówczas przejmuje na siebie obowiązki pierwszej damy. Tak było chociażby podczas wizyty prezydenta Baracka Obamy w czerwcu 2013 roku w Berlinie. Małżonek pani kanclerz przez cały dzień towarzyszył Michelle Obamie i prezydenckim córkom. Wspólnie zwiedzali Berlin. Czynił to niezwykle taktownie. Zna zresztą świetnie język angielski, co w takich kontaktach jest niezwykle ważne. Niestety, w Polsce można wskazać całą plejadę polityków, których trzeba sadzać osobno w Teatrze Wielkim, żeby nie utrudniać konwersacji tym, którzy język obcy znają.