Jestem czuły na emocje
Rozmowa z ANDRZEJEM PIASECZNYM, piosenkarzem
– Początkowo nie chciałem wierzyć, że pana ósma płyta będzie zawierała prawie same covery. Skąd taki pomysł?
– Trochę z pozytywnej zazdrości. Myśląc o moich przyjaciołach artystach, których słucham w radiu podczas jazdy samochodem, czasami zastanawiam się, dlaczego to nie ja śpiewam tę świetną piosenkę, dlaczego nie wpadłem na pomysł jej nagrania. Mam wśród nich swoje ulubione piosenki pod względem emocjonalnym, i postanowiłem po nie sięgnąć i nagrać na płytę. Są to utwory, które najmocniej mnie poruszały i towarzyszą mi w życiu.
– Czyli o ich wyborze i nagraniu zadecydowały emocje...
– Tak. Jestem czuły na emocje, a rzucenie nowego światła na te tytuły było bardzo poruszające, nie miało na celu ich odkurzenia czy też udowodnienia, że może być coś lepiej. Stając przed mikrofonem, chciałem potraktować siebie jak instrument, który może odegrać tę samą melodię w taki sposób, żeby zabrzmiała inaczej poprzez to, że sam jestem troszkę inny. Zdaję sobie sprawę, że fanom wykonawców, po których piosenki sięgnąłem, trudno będzie przekonać się do mojego wykonania. Ale jestem pewien, że ich zaśpiewanie w sposób odrobinę inny spowodowało, że te piosenki nie są jednowymiarowe, że mają ukryte znaczenie.
– Nie przypuszczałem, że słucha pan muzyki Dżemu?
– Piosenka „Do kołyski” Dżemu jest związana z pewną historią z mojego życia, kiedy dawno temu odnosiłem się do jej autora i wykonawcy Macieja Balcara trochę lekkomyślnie. Wydawał mi się człowiekiem z innej rzeczywistości, stąpającym po chmurach. Dwa lata później usłyszałem Maćka z tą samą piosenką, z jego genialnym tekstem, i pomyślałem, jakim głupcem byłem, pokazując pobłażliwy uśmiech i nie doceniając go. Nagranie tej piosenki było rodzajem rozrachunku z rzeczywistością, w stosunku do której byłem buńczuczny.
– Co spodobało się panu w muzyce zespołu Varius Manx, który mimo prób nie narodził się na nowo i właściwie nie ma go już na muzycznym rynku?
– Początkowo nie miałem takiego pomysłu, ale kiedy dobierałem piosenki na płytę, zorientowałem się, że prawie wszystkie pochodzą z lat 90. i wiążą się z moimi pierwszymi krokami na scenie. Zapamiętałem młodziutką Anitę Lipnicką z wielkim hitem „Zanim zrozumiesz”, królującym we wszystkich rozgłośniach radiowych. Kilka lat później, kiedy sam uczestniczyłem w sopockim festiwalu, sięgnąłem po tę piosenkę. Przyniosła mi szczęście, bo również dostałem Bursztynowego Słowika. Jej wybór na płytę „Kalejdoskop” był dla mnie oczywisty. Może i tym razem będzie szczęśliwy? – Za co lubi pan Kayah? –Z Kayah znam się od wielu lat i wiem, że jest przykładem osoby bardzo wrażliwej. Lubiłem jej twórczość, mam kilka piosenek, które chciałbym zaśpiewać. Wybrałem „Santanę” z płyty „Kamień”, bo szczególnie mi się podoba. – A Edytę Bartosiewicz? – Edyta Bartosiewicz ma wyjątkową łatwość emocjonalnego przekazu i kiedy słucha się jej piosenek, zaczyna drgać serce. Nie ukrywam, że kilkakrotnie odchodziłem od mikrofonu, bo nie mogłem tak po prostu zaśpiewać wszystkiego. Byłem tak poruszony...
– Daleko panu do muzyki Heya, a jednak sięgnął pan także po ich piosenkę „List”?
– Z uwagi na własne wspomnienia. Kiedy z zespołem Mafia staraliśmy się o kontrakt w wytwórni Izabelin, bardzo spektakularne sukcesy święcił zespół Hey, który i dzisiaj cieszy się ogromnym powodzeniem. Sięgnięcie dzisiaj po ich piosenkę jest próbą uśmiechu do nich i podziękowaniem za to, że ciągle jeszcze są w tak świetnej formie. Nie mogłem pominąć ich bardzo pięknej piosenki.
– Widzę, że ma pan sentyment do zespołu Mafia i swojej z nimi współpracy?
– Zdecydowanie. Gdybym nie spotkał tych ludzi, gdybyśmy nie nagrali wspólnie płyt, to nie rozmawialibyśmy dzisiaj. Z nimi stawiałem pierwsze kroki, oni dali mi szansę. Mimo że odrobinę różniliśmy się w potrzebach muzycznych, to jakoś zawieraliśmy kompromisy, które doprowadziły nas całkiem daleko. Zdecydowałem się na piosenkę „Ja, moja twarz”, ponieważ chciałem pokazać, że mimo tych 20 lat, które nas dzielą, wciąż jestem tym samym człowiekiem, który nosi w sobie podobne myśli jak wtedy, i dzisiaj chciałbym je pokazać być może w troszkę lepszym wokalnym wykonaniu. Ponadto do tej piosenki ze swojej przeszłości mam ogromny sentyment.
– Mafii bez pana nie udało się odrodzić...
– Niezależnie od tego życzę chłopakom powodzenia i żeby kiedyś się udało. Większość kolegów z zespołu Mafia gra w tej chwili w De Mono i nie przejawia chęci do reaktywowania zespołu. Mafia istnieje w nieco innej odsłonie.
–Z własnych piosenek wybrał pan „Wszystko trzeba przeżyć” z 2003 roku?
– To jest bardzo ważny dla mnie utwór, znajdujący się na pierwszym singlu, jaki wydałem po mojej eurowizyjnej przygodzie, która wiele mnie nauczyła i zafundowała pewną pauzę w nagrywaniu płyt. Po dwóch latach od tego wydarzenia namówiłem do współpracy producentów z Lublina, Adama Abramka i Pawła Sota, którzy zechcieli spojrzeć na mnie w świeży sposób, bez konsekwencji tego, co się działo wcześniej. Ta piosenka była dla