Rozsądna obawa przed wojną
chowania ciągłości swego istnienia i dla zachowania swojej państwowości pozwalającej na w miarę godną egzystencję zamieszkujących go obywateli jednej bądź więcej narodowości – tworzy struktury obronne, w tym siły zbrojne.
Interesy żywotne – związane z normalnym funkcjonowaniem państwa. Ambicją i psim obowiązkiem każdego rządu jest zapewnienie, że państwo, jego struktury i cała infrastruktura działa tak, że obywatele mogą normalnie żyć. W obronie żywotnych interesów też można używać sił zbrojnych, uniemożliwiając innym paraliżowanie życia w naszym kraju.
Interesy ważne – są one związane przede wszystkim z rozwojem gospodarczym, ekonomicznym, podnoszeniem poziomu życia, pozyskiwaniem nowych zasobów bądź dostępu do nich, na przykład zasobów ludzkich poprzez zachęcanie zagranicznych specjalistów do pracy u nas, oferując im wysokie zarobki, bądź też na przykład zasobów naturalnych, poprzez podbój sąsiedniego, bogatego w nie terytorium. Używanie sił zbrojnych w obronie swoich ważnych interesów jest niedopuszczalne, ale niestety, nawet dziś rządy wielu państw po prostu to robią.
Interesy peryferyjne – związane z realizacją potrzeb wyższego rzędu. W przypadku Polski jest to na przykład współpraca kulturalna z jakąś tam Republiką Bukaczao albo coś podobnego. Nikt rozsądny nie używa sił zbrojnych do realizacji tego rodzaju interesów.
Dla zapewnienia realizacji celów państwa i w obronie wspomnianych interesów rządy państw mają do dys- pozycji środki (narzędzia), z czterech grup. Po pierwsze, są to środki dyplomatyczne – podstawowe narzędzie pokojowej polityki. Dyplomacja to nic innego jak sztuka perswazji i trochę taki międzynarodowy handelek wymienny. Chcemy tego, a w zamian za to możemy zaoferować tamto. I zaczyna się wyrafinowane targowanie się, kto ugra więcej. A także szukanie rozwiązań przynoszących korzyści obu (bądź więcej) stronom.
Po drugie, państwa mają narzędzia ekonomiczne. Na arenie międzynarodowej można wykorzystywać gospodarkę do wywierania określonego nacisku bądź wpływu. Można operować cłami, podpisywać umowy gospodarcze, nakładać embarga, zakazywać eksportu lub importu, albo też odwrotnie – dopłacać do importu czy eksportu w określonych, uzasadnionych sytuacjach. Rosja na przykład raz to odkręca, a raz zakręca kurek z gazem, a najczęściej po prostu tym straszy. Jeśli ma się wpływ na tzw. surowce energetyczne, to środki ekonomiczne potrafią być równie groźne jak dywizja pancerna. I równie destrukcyjne. Nie wolno ich lekceważyć. Zresztą dyplomacji też nie, bo bardzo często dyplomacja ratuje miliony istnień ludzkich.
Po trzecie, państwa mają narzędzia informacyjne. W dzisiejszym bardzo medialnym świecie to przepotężne narzędzie. Sztuka rzetelnego informowania, ale też uprawiania rozsądnej propagandy, a także sztuka manipulacji i dezinformacji może porywać tłumy w tym bądź innym kierunku. A masy to siła. Żaden rząd nie lekceważy żywiołowych żądań swoich obywateli, którzy też mają własne narzędzia do konfrontacji z rządem – demonstracje, strajki, protesty, blokady i Bóg wie co jeszcze, choćby celne rzuty jajkami w kierunku znienawidzonego polityka. Proszę mi wybaczyć to porównanie, być może w porze wielkanocnej nieco niestosowne.
I po czwarte wreszcie, państwa mają do dyspozycji siłę militarną. Tym problemem zajmiemy się szerzej za chwilę, ale najpierw małe wyjaśnienie. Wróćmy teraz do Clausewitzowskiej definicji, którą tak chętnie cytujemy i która stała się już powszechnie przyjmowanym aksjomatem. Wojna to przedłużenie polityki prowadzonej za pomocą środków przemocy (czyli militarnych), czy tak? Nie, nie tak. To żadne przedłużenie. To zwykłe uzupełnienie. Przyjmuje się, że stan pokoju to sytuacja, w której państwa w swojej nieustannej rywalizacji, która siłą rzeczy rodzi konfrontacje, używają wyłącznie narzędzi politycz- nych (dyplomatycznych), ekonomicznych i informacyjnych. A tymczasem środki militarne są używane niemal zawsze. Tak samo jak pozostałe narzędzia konfrontacji międzynarodowej.
Nie wierzą państwo? Proszę bardzo, już wyjaśniam. Po pierwsze, przez cały czas siły zbrojne realizują odstraszanie potencjalnego przeciwnika. Istnieją, ćwiczą, unowocześniają swoje uzbrojenie i utrzymują je w odpowiedniej sprawności. Każdy przeciwnik musi się z tym liczyć, że w przypadku agresji napotka na twardego i zdecydowanego przeciwnika. I poniesie odpowiednie, często dość wysokie koszty.
Kiedy pojawia się stan jakiegoś zagrożenia, choćby nikłego, nie poprzestaje się na odstraszaniu. Wówczas mamy do dyspozycji takie środki, jak prewencyjne rozmieszczenie sił sojuszniczych, podniesienie stopnia gotowości sił narodowych, demonstracja siły, sojusznicze wzmocnienie zagrożonego kraju. Zobaczmy, co dzieje się dziś w Europie Środkowej. Amerykanie pokazują tu swoją obecność militarną, demonstrują ją. To są narzędzia militarne używane do wzmocnienia działań dyplomatycznych – mają uświadomić Rosji, że NATO nie zostawi swoich sojuszników. Inaczej traktuje się eleganckiego dyplomatę w mundurze przynoszącego papierową notę, a inaczej kolumnę pojazdów pancernych przemieszczającą się w poprzek zagrożonego terytorium. A przecież jedni i drudzy mają do powiedzenia dokładnie to samo. Dlatego właśnie narzędzi militarnych używa się także w czasie pokoju. Amerykanie niewątpliwie używają swoich sił zbrojnych w Europie Środkowej, żeby coś Władimirowi Władimirowiczowi zakomunikować. A czołgi, samoloty i śmigłowce bojowe, działa i transportery opancerzone to język, który chyba jakoś bardziej do niego przemawia; to nie kawałek papieru, który można zwinąć w kulkę i celnie cisnąć do kosza za biurkiem.
Można więc przyjąć, że wojna to stan, w którym używanie narzędzi militarnych ulega zdecydowanemu zintensyfikowaniu. Bo jak widzimy, używane są one już w czasie pokoju. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Kiedy spuszcza się z łańcucha wściekłe pancerne kolumny, kiedy na przeciwnika zajadle rzucają się samoloty bojowe i śmigłowce, kiedy hukną salwy z dział – nawet w takiej skrajnej sytuacji nie zaprzestaje się używania pozostałych narzędzi. Wszystkie są nadal używane. Dyplomacja działa