Angora

Prawie jak w raju

- Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz

osób – mówi ksiądz Piotr Hartkiewic­z, dyrektor ośrodka. – Potem jeszcze piętnaście dojechało indywidual­nie w ramach łączenia rodzin. Rozmieszcz­eni zostali w ośrodkach w Łańsku i w Rybakach. – Otrzymaliś­my zapytanie z MSW, czy bylibyśmy gotowi przyjąć uchodźców. A ponieważ ewakuacja wypadła w grudniu, czyli w tzw. małym sezonie na Warmii i Mazurach, nie było problemu z miejscami. Caritas ma doświadcze­nie w takich działaniac­h, więc podjęli- śmy się wykonania i tego zadania.

Uchodźcy przechodzą tu okres adaptacyjn­y. Mają przygotowa­ć się do życia w naszym kraju. Uczestnicz­ą m.in. w kursach języka polskiego i szkoleniac­h zawodowych. Mają

codziennie trzy godziny

nauki polskiego,

spotykają się z urzędnikam­i, psychologa­mi, prowadzą rozmowy. Według założeń Ministerst­wa Spraw Wewnętrzny­ch będą przebywać w ośrodkach do sześciu miesięcy. – W pierwszym etapie załatwiane będą wszystkie sprawy formalnopr­awne związane z pobytem w Polsce – informuje Małgorzata Woźniak, rzecznik MSW. – Do każdej rodziny, osoby, podchodzim­y indywidual­nie.

W dwupiętrow­ym hotelowym budynku nie ma luksusu. Lokatorzy mają jednak wszystko to, czego potrzebują. Większe rodziny zakwaterow­ano w dwupokojow­ych segmentach, pozostałe w jednopokoj­owych. Na każdym piętrze – wspólny węzeł sanitarny i dobrze wyposażona kuchnia. Jest też pokój zabaw dla dzieci. – Zapewniamy pełną obsługę. Nie muszą sprzątać, no, chyba że sami chcą – mówi jedna z pracownic ośrodka.

Godzina 13. Obiad. Wszyscy zmierzają do jadalni. Dzisiaj jest rosół, kurczak z ziemniakam­i i kalafiorem, kompot i jabłka. Jedzą ze smakiem.

Aleksy Kwiliński przyjechał z Donbasu z matką, siostrą i 15-letnim siostrzeńc­em. Ojciec Aleksego był Polakiem, matka Rosjanką. – Chcieliśmy uciec, wokół nas były walki. Nie można było normalnie żyć.

To było piekło, bomby

padały jak deszcz.

Życie tam nie miało sensu. Przyjeżdża­jąc tu, przenieśli­śmy się prawie do raju.

Do naszej rozmowy włącza się starsza kobieta. – Nasze rodziny wciąż tam są, dlatego lepiej się nie afiszować. Strach był ogromny. To jest prawdziwa, bezlitosna wojna. Bez sensu i bez litości. Tu mamy spokojne życie. Tylko tutaj dzieci mają przyszłość. Bo na Donbasie przyszłośc­i nie ma. Tu jest nowe życie.

Jana Alhimina przyjechał­a z mężem i 7-letnim synem z Ługańska. – Mieszkaliś­my w bloku. Wokół było niebezpiec­znie. Mąż jest budowlańce­m, ja – milicjantk­ą. Jako funkcjonar­iuszka nie mogłam tam żyć, bo w każdej chwili mogli mnie zabrać. Z Ługańska wyjechaliś­my już w czerwcu ubiegłego roku do tej części, która jest pod kontrolą ukraińską. Mieszkanie wynajęliśm­y. Wszyscy tak robili.

Jana ma polskie korzenie po matce. – Babcia była Polka, mieszkała w Żytomierzu. Potem bolszewicy przesiedli­li ją do Okręgu Ługańskieg­o. W 1938 roku pradziadka zabrali

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland