Kościół na rozdrożu
2 kwietnia minie 10 lat od śmierci Jana Pawła II. Wydaje się, że przez ten czas nasi hierarchowie nie zauważyli, że roztaczany nad nimi przez kilka dekad papieski parasol ochronny już nie istnieje. Kościół w Polsce czekają wielkie zmiany. Od biskupów, księży i zakonników zależy, czy przebiegną one rewolucyjnie czy ewolucyjnie.
Kościół katolicki w naszym kraju zawsze odgrywał ogromną rolę. Wspierał w trudnych przełomowych chwilach: podczas powstań, okupacji, w okresie komunizmu. Jednak życie religijne Polaków na ogół było letnie, a często bezrefleksyjne. Nawet w latach stanu wojennego tylko 55 proc. katolików brało udział w niedzielnej mszy świętej. Ten wskaźnik spadł poniżej 50 proc. wkrótce po zmianie ustroju, mimo że były to lata szczególnej aktywności duszpasterskiej Jana Pawła II. Po śmierci papieża przez moment zwiększył się o 2 proc., aby dziś spaść poniżej 40! Czy oznacza to stopniowe i nieuchronne odchodzenie od wiary?
– Nasze społeczeństwo wyraźnie się sekularyzuje, na co wpływ miało wejście do Unii i emigracja milionów Polaków – twierdzi prof. Stanisław Obirek, teolog, historyk, były jezuita.
– W Polsce trwa proces laicyzacji, jaki Zachód przeżywał już od lat 50. ubiegłego wieku – uważa dr Marian Zaręba, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego. – Przejawem tego jest nie tylko spadek liczby katolików cho- dzących do kościoła, lecz także wzrost liczby ślubów cywilnych i świeckich pogrzebów. Te zmiany następują tak szybko, że Kościół nie potrafi im sprostać.
– Laicyzacja, sekularyzacja z pewnością będą w Polsce postępowały, ale nie zniszczą wymiaru nadprzyrodzoności, który jest w Kościele – zapewnia arcybiskup senior prof. Alfons Nossol, dr honoris causa uniwersytetów w Bambergu, Moguncji, Monastyrze, Ołomuńcu, Opolu, Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.
Pobożność ważniejsza
od wiedzy
O obliczu Kościoła bardziej niż pełne lub puste świątynie decyduje stan duchowny, a zwłaszcza jego hierarchia. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy sakrę biskupią otrzymali, nim Karol Wojtyła został papieżem (kardynał Gulbinowicz, biskup Pylak). To Jan Paweł II uformował kierownictwo polskiego Kościoła i patrząc z perspektywy, wydaje się, że było to jedno z nielicznych działań, które naszemu świętemu nie wyszły najlepiej. Jednak od jego śmierci wyświęcono już 40 nowych biskupów. Gdy odliczymy seniorów, którzy nie sprawują już władzy kanonicznej, to okazuje się, iż „nowi” stanowią prawie połowę składu Konferencji Episkopatu Polski. Chociaż w ostatnich latach świat bardzo przyśpieszył, to wydaje się, że polityka polskich biskupów nie zmieniła się od lat.
– Po śmierci Jana Pawła II nominacje biskupie przez wiele lat podpisy- wał Benedykt XVI, kierując się opiniami polskich hierarchów, którzy przedstawiali mu kandydatury księży będących ich młodszymi klonami – mówi prof. Obirek. – Dlatego niewiele pod tym względem zmieniło się od śmierci Karola Wojtyły. Dopiero kilka nominacji za czasów pontyfikatu papieża Franciszka wskazuje, że w polskim Kościele można oczekiwać zmian na lepsze. To już nie jest klucz kolesiowski, towarzyski, lecz merytoryczny, duszpasterski.
– W Kościele i samym Episkopacie, to nie mądrość, bazująca na wiedzy i wykształceniu, ale pobożność odgrywa pierwszorzędną rolę – twierdzi ojciec Paweł Gużyński, przeor klasztoru Dominikanów w Łodzi. – Zabrakło takich ludzi dialogu jak arcybiskup Życiński, za to przez 10 lat mieliśmy dewocyjne, podkarpackie rządy arcybiskupa Michalika, który nie chciał rozmawiać ze światem.
Prymas Hlond, kardynał Sapieha, prymas Wyszyński, kardynał Wojtyła, prymas Glemp, polski Kościół zawsze miał niekwestionowanych liderów. Dziś chociaż formalnie najważniejszą funkcję pełni w nim arcybiskup Gądecki (przewodniczący KEP), a tytularnie pierwszym wśród równych jest prymas Wojciech Polak, to jednak żaden z nich nie jest charyzmatycznym przywódcą. Tej cechy nie mają też kardynałowie Dziwisz i Nycz ani arcybiskup wrocławski Józef Kupny.
– Minęły czasy niekwestionowanych liderów – mówi arcybiskup Nossol. – Tak jest w całej Europie. Myślę, że gdyby dziś w naszym Kościele ponownie pojawili się Stefan Wyszyński, Karol Wojtyła czy Józef Glemp, to nie odegraliby zapewne już tak ogromnej roli jak kiedyś, gdyż żyjemy w zupełnie innych realiach.
„Talibowie” i „heretycy”
Gdy hierarchowie nie potrafią pociągnąć za sobą tłumu wiernych, robią to ojciec Tadeusz Rydzyk, księża: Dariusz Oko, Piotr Natanek czy będący po drugiej stronie kościelnej barykady ksiądz Wojciech Lemański.
Coraz wyraźniej widać podziały, już nie tylko wśród wiernych, ale i duchowieństwa.
– Kościół w Polsce przyczynił się do polaryzacji społeczeństwa – twierdzi Stanisław Obirek. – Kto nie należy do Kościoła albo jest zwolennikiem „Kościoła otwartego”, dla wielu księży i hierarchów jest wrogiem. Tę retorykę
Majątek
Przed wojną Kościół katolicki (obu obrządków rzymskiego i greckiego) był największym właścicielem ziemskim, posiadającym blisko 380 tys. hektarów.
Po utraceniu przez Polskę na rzecz Związku Radzieckiego wschodnich województw, tuż po wojnie, dysponował 200 tysiącami hektarów. Przez ponad 45 lat PRL-u większość ziem została upaństwowiona i w momencie zmiany ustroju we władaniu różnych kościelnych struktur znajdowało się 30 tys. hektarów.
Na mocy postanowień Komisji Majątkowej Kościół odzyskał 66 tys. hektarów i 490 budynków (z 3400 skonfiskowanych w latach PRL-u).
Zapewne to nie koniec odzyskiwania majątku, gdyż instytucje kościelne uważają, że powinno się im zwrócić jeszcze przeszło 60 tys. hektarów i kilkaset budynków. Prócz nieruchomego Kościół jest wspierany funduszami publicznymi. Według danych Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, jakie przedstawił swego czasu poseł Artur Dębski, na pensje dla katechetów państwo przeznacza rocznie około 1,36 miliarda złotych i 450 milionów na katolickie uczelnie, ubezpieczenia zdrowotne duchownych oraz renowację zabytków sakralnych. Te 1,8 miliarda to środki, które trafiły także do Kościołów innych wyznań. Ile z tej sumy dostał Kościół katolicki? Prawdopodobnie nieco ponad półtora miliarda. Prócz dotacji ze środków publicznych Kościół czerpie swoje dochody także z: – darowizn i zbiórek do skarbonek – unijnych dopłat rolniczych (co najmniej 60 milionów złotych) – intencji mszalnych – dochodów z przedsiębiorstw i nieruchomości – kolędy – opłat cmentarnych – opłat za prowadzenie szkół, szpitali i zakładów opiekuńczych – pomocy zagranicznej – prawa stuły (osobiste dochody księży za posługi religijne) – wypominków. Jakimi dochodami, jakim majątkiem dysponuje Kościół katolicki to zapewne wiedzą tylko: przewodniczący, sekretarz generalny i ekonom Konferencji Episkopatu Polski oraz kilkunastu najważniejszych biskupów.
Tylko jeden raz w 1959 roku komunistyczna władza próbowała oszacować dochody Kościoła. Bez Funduszu Kościelnego, kolędy i pomocy zagranicznej wyliczono je na około 400 milionów złotych, gdy średnie wynagrodzenie wynosiło 1453 zł miesięcznie.