Drony znalazły się na celowniku urzędników
Możliwości tych małych, bezzałogowych samolocików w ciągu dwóch lat niebotycznie wzrosły. Już nie tylko przez wojsko, straż, policję, ale coraz częściej wykorzystywane są przez cywilów. Urzędnicy zapowiadają jednak prawne regulacje.
Dron to potoczna nazwa bezzałogowego statku powietrznego, który dzisiaj może sobie kupić każdy i znaleźć taki na własną kieszeń (od 200 zł do 25 tys. zł), stąd też moda na nie rośnie z roku na rok. Ale też wzrosły możliwości ich zastosowania. Eksperci od rynków pracy wróżą, że operator drona to może być zawód przyszłościowy. Nic więc dziwnego, że niektóre szkoły uczą już uczniów zastosowania tych urządzeń.
W gruncie rzeczy sterowania dronem może się nauczyć każdy, bo nie jest to skomplikowane, no i – co najważniejsze – drony nie potrzebują infrastruktury takiej jak lotniska czy pas startowy.
– Potrzebne jest spore wyczucie. Koordynacja ręki i oka. Śmieję się, że w operowaniu dronem pomaga granie w gry komputerowe, bo drona też się prowadzi za pomocą joysticka, to sterowanie jest intuicyjne. Ale jak się nie ma wyczucia, to już na pierwszym locie można sobie drona popsuć, a przy okazji dokonać zniszczeń. To jak z kierowcami – jedni mają wyobraźnię, inni nie i stwarzają zagrożenie w ruchu miejskim. Tak samo jest z dronami – mówi jeden z operatorów, którzy wykorzystują drona do robienia filmów i zdjęć z opuszczonych budynków czy trudno dostępnych miejsc.
– O, patrz, patrz, dron leci! – wcale nierzadko można usłyszeć dziś ten okrzyk. Bo choć technologicznie to wciąż nowość, to moda na drony szerzy się z szybkością lawiny.
Kolorowy nad kamienicą
Tydzień temu, wracając późno z pracy, ujrzałam, jak przy garażach na ulicy Racławickiej w Warszawie pewien brodaty długowłosy młodzieniec bezszelestnie wypuścił pulsującego kolorowymi światłami drona, który latał nad moją kamienicą. Podsłuchiwał? Robił zdjęcia? Czy może raczej to tylko właściciel wprawiał się w jego sterowaniu?
Amatorzy dronów chwalą je przede wszystkim za możliwości wykonywania zapierających dech w piersiach zdjęć, jakie mogą powstawać na dużych wysokościach i niedostępnych dla zwykłego człowieka terenach. Miłośnicy przyrody – również za fotografie natury, zwierząt, ptaków, jakich nie wykona żaden aparat z Ziemi. W internecie powstają profile zrzeszające miłośników dronów, którzy publikują zdjęcia i filmiki (zarówno na licznych fanpage’ach na Facebooku, jak i na stronie Dronestagram), organizowane są specjalne festiwale filmów kręconych z lotu ptaka. Można się też spodziewać, że drony zawładną ślubną fotografią – młode pary coraz częściej wyrażają chęć na sesję wykonaną z powietrza.
Jednym z pierwszych i chyba najbardziej znanych projektów jest „Polska z drona” Anny i Jakuba Górnickich, wielokrotnie nagradzanych i swego czasu okrzykniętych najbardziej wpływowymi blogerami, którzy na blogu Podróżnicy.com opublikowali to, co udało im się zrobić przez 10 miesięcy – zdjęcia i filmy znanych polskich zabytków kręcone z nieznanej do tej pory perspektywy, czyli z lecącego w przestworzach drona.
Tylko pięć tysięcy
Marek Słodkowski z grupy miejskich eksploratorów Urbex Polska, którzy zajmują się odkrywaniem zapomnianych przestrzeni miejskich, zainwestował w drona z wbudowaną kamerą osiem miesięcy temu. Koszt: ponad 5 tys. zł, ale nie jest to już tylko zabaweczka. – Mamy drona głównie po to, aby ułatwiać eksploracje. To narzędzie, które pozwala nam nie tylko penetrować miejsca, do których nie ma dostępu, ale też jest niezwykle użyteczne przy rekonesansie: jaki to jest obiekt, jak duży, na co eksploratorzy mogą się szykować – opowiada Słodkowski. Dwa tygodnie temu był z dronem w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie dron obfotografował ze 150-metrowej wysokości komin. Eksploratorzy stwierdzili, że możliwe jest wdrapanie się na niego i to zrobili, nagrywając oczywiście wejście. Ujęcia i materiały są na wysokim poziomie, jeśli chodzi o jakość samego nagrania w HD.
– Dron daje nam możliwość zobaczenia czegoś, czego nie mielibyśmy szans zobaczyć. Oprócz komina w Tomaszowie to poniemieckie, poradzieckie tereny wojskowe w Lubuskiem, skąd pochodzę. Wiele instalacji jest tak „zaszytych”, schowanych w lesie, że bez drona nigdy byśmy tych obiektów nie zlokalizowali – mówi eksplorator.
Radość i satysfakcja wynikają jeszcze z innego powodu – kiedyś uzyskanie zdjęć lotniczych było czymś trudnym do zrealizowania i niezmiernie kosztownym. Teraz zdjęcia z dronów dają taki sam efekt, no i – co niebagatelne – fantastyczną jakość, a kosztują stosunkowo niewiele.
– Wszystkie loty, które robiłem do tej pory, są wyłącznie amatorskie, czyli dla zabawy. Podkreślamy, że to nie są loty komercyjne, udostępniamy materiały z tych lotów za darmo. Ale pracuję też w telewizji i telewizja na wiosnę również chce zainwestować w dron. Będę przeszkolony jako operator i uzyskam odpowiednie pozwolenia na loty komercyjne – mówi Słodkowski.
Dziś nie ma już chyba dziedziny, w której drony nie byłyby wykorzystywane. W meteorologii, górnictwie, rolnictwie (i to nie tylko do oprysków na terenach trudno położonych), w archeologii oceniają szkody po pożarach (to dzięki zdjęciom z drona ujrzeliśmy palący się most Łazienkowski w Warszawie), szukają zaginionych ludzi, namierzają złodziei, a różne firmy za pomocą dronów szykują się do tego, by dostarczać klientom swoje produkty. Amazon – największy sklep internetowy na świecie – od dawna starał się o możliwość „zakupów z powietrza” i ostatnie doniesienia w mediach potwierdzają, że dostał zgodę na testowanie dronów. A to pozwala przypuszczać, że w całkiem niedługim czasie drony mogą zastąpić kurierów. Samolocik, który przywozi nam pizzę, to też dziś wcale nie scena z filmu science fiction.
Drony to także
nowa broń urzędników
i bat na obywateli: za pomocą dronów mogą sprawdzić, czy obywatele unikają podatków za niezgłoszone nieruchomości, zanieczyszczają powietrze, zatruwają sąsiadów czy też rzeczywiście obsiewają pola, na które biorą dopłaty z Unii Europejskiej.
Drony stały się też narzędziem dla dziennikarzy, a zwłaszcza prasy bulwarowej, plotkarskiej. Przekonał się o tym w ubiegłym roku ówczesny wtedy jeszcze minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, kiedy dron „Faktu” przeleciał nad jego posiadłością w Chobielinie (a następnie opublikowano zdjęcia i film na stronie internetowej gazety).
Reakcja ministra spraw zagranicznych była natychmiastowa – zapowiedział, że pozwie redakcję „Faktu” za naruszenie prywatności. Do prokuratur – w Warszawie i Szubinie – trafiły dwa wnioski: o publikację filmu znad Chobielina i naruszenie miru domowego.
A przecież już w 2013 r. Urząd Lotnictwa Cywilnego powołał zespół do spraw bezzałogowych statków powietrznych, który ma znowelizować ustawę Prawo lotnicze. Bo jak zwykle rzeczywistość wyprzedziła prawne regulacje. Rekreacyjnie i sportowo można latać bezzałogowcami o masie do 25 kg, mając je w zasięgu wzroku. Zastosowania komercyjne, takie jak np. świadczenie usług fotograficznych