Ludzie, nie męczcie mnie już...
To miał być bardzo przyjemny wieczór urodzinowy. Marek P. wraz z żoną i zaprzyjaźnionym małżeństwem poszli najpierw do teatru, a później na kolację z winem. Później odwiedzili jeszcze jedną restaurację nieopodal krakowskiego rynku i na koniec wstąpili do irlandzkiego pubu.
A później się rozstali. Na swoje nieszczęście, około 2 w nocy, jubilat poczuł nagle głód. W jednym z barów zamówił porcję placków ziemniaczanych i jadł je na zewnątrz. Nawet nie przyszło mu do głowy, że za parę minut dostanie dwa ciosy nożem w plecy.
Głód po spotkaniu
z Anglikami
Tego samego dnia bezrobotny Michał S. już od wczesnego popołudnia pił wódkę. Najpierw kupił w markecie dwieście gramów i pół litra pepsi i taką mieszankę popijał w tramwaju. Gdy wysiadł, dokupił jeszcze setkę, małą pepsi i pił na ławce na Plantach. A później jeszcze bawił się z przygodnie spotkanymi Anglikami w pubie. I właśnie wtedy miał poczuć się głodny i spotkać Marka P., jedzącego placki ziemniaczane.
– Oddaj mi, k..., te placki – usłyszał jubilat. – Bo co? – zapytał Marek P. – Bo będzie źle... Marek P. miał wówczas poprosić intruza, żeby sobie poszedł i pozwolił mu spokojnie zjeść. Ale Michał S. nie odszedł i był coraz bardziej nachalny. Ciągle stał i patrzył raz na Marka P., raz na jego żonę. Wreszcie odszedł na kilka kroków i wtedy jubilat miał powiedzieć do żony, a słyszał to pracownik baru: „Przyjdzie taka piz... i nie daje ludziom spokojnie zjeść. Jak, kur..., nie potrafi uczciwie zarabiać, to niech daje d...”.
– Powiedział to tylko do żony, spokojnym niepodniesionym głosem. Nie było w tym żadnej agresji – zezna później świadek Bartłomiej G.
Michał S. wyciągnął z kieszeni harcerski nóż, podbiegł do mężczyzny jedzącego placki i zadał mu dwa ciosy w plecy. Nie zdążył zadać trzeciego, bo odepchnęła go żona ofiary. Kiedy Marek P. osuwał się na ziemię, napastnika już nie było. Został zatrzymany przez policję piętnaście minut Oskarżony: Michał S. (37 l.) O: usiłowanie zabójstwa Ofiara: Marek P. (46 l.) Sąd: Agnieszka Senisson (przewodnicząca Monika Kobis – Sąd Okręgowy w Krakowie
Oskarżenie: Tomasz Korniak, Andrzej Kabat Kraków-Śródmieście Zachód
Obrona: Mieczysław Paczka (adwokat z urzędu) później. Szarpał się i krzyczał, że nic mu nie mogą zrobić, bo jest synem... znanego adwokata. Był agresywny również w komisariacie; funkcjonariusze musieli użyć wobec niego gazu obezwładniającego.
Biegły psycholog napisze o nim później w opinii: „Ma skłonności do natychmiastowego zaspokajania potrzeb, a jego frustracja może prowadzić do agresywnych zachowań niewspółmiernych do bodźców”. Według biegłych prezentuje ponadprzeciętny poziom inteligencji, ale jest niedojrzały społecznie i emocjonalnie. Z kolei biegli psychiatrzy uznali, że Michał S. nie jest chory psychicznie w rozumieniu psychozy czy niedorozwoju umysłowego, ale stwierdzili u niego zaburzenia osobowości spowodowane nadużywaniem alkoholu. Sam zresztą przyznał, że „po wódce szalał i nie liczył się z nikim i z niczym”. Podczas pierwszego przesłuchania przyznał się do ugodzenia nożem przypadkowego mężczyzny, ale zapewniał, że nie chciał nikogo zabić. Nie zapamiętał jednak przebiegu całego zdarzenia.
Pokrzywdzony przyjął
przeprosiny
Na pierwszej rozprawie oskarżony odczytał swoje oświadczenie, w którym przeprosił pokrzywdzonego i jego żonę.
– Pierwszy raz w życiu doprowadziłem się do takiego stanu upojenia alkoholowego, że nic z tej nocy nie pamiętam. Dopiero później dowiedziałem się o wszystkim z akt sprawy. Ale szczerze żałuję tego, co się stało, i pragnę przeprosić pana Marka i jego żonę. Wiem, że moje zachowanie wobec pana Marka w żadnej sytuacji nie powinno się zdarzyć. Dostałem szału i zareagowałem, jak zareagowałem.
Pokrzywdzony Marek P., pytany przez sąd czy przyjmuje przeprosiny oskarżonego, odpowiedział:
– To, co się stało, nie powinno się nigdy zdarzyć, ale mimo bólu, jakiego doznałem, wybaczam temu panu,
–
składu
orzekającego),
Prokuratura Rejonowa bo przecież chodzi też o zmarnowaną część życia oskarżonego.
Sąd interesuje, dlaczego oskarżony nosił przy sobie nóż.
– Dla własnego bezpieczeństwa, proszę wysokiego sądu, bo już dwa razy zostałem napadnięty. Ale zazwyczaj nie mam noża przy sobie. Jak to się mówi – do kościoła go nie noszę...
– Czy tej nocy naprawdę był pan tak głodny? – Nie pamiętam. – A miał pan przy sobie jakieś pieniądze?
– Coś musiałem mieć w kieszeni, jak wchodziłem do lokalu pić alkohol. Wcześniej kupiłem też wódkę za pieniądze, które dostałem z MOPS-u.
– Dostawał pan pieniądze z opieki społecznej na alkohol? – zainteresował się prokurator.
– Wtedy akurat tak się zdarzyło, że wydałem je na wódkę.
– Wyjaśniał pan w śledztwie, że pił w tramwaju. Dlaczego nie w domu?
– Wdomu moich rodziców, z którymi obecnie mieszkam, nie robi się tego.
Oskarżony niewiele ma do powiedzenia w sprawie wydarzeń tamtej nocy.
– Pod koniec piłem jakiś alkohol z Anglikami w pubie i chyba poczułem się głodny. I chyba spotkałem jakichś ludzi i poprosiłem o placki ziemniaczane. Była chyba jakaś utarczka słowna, ktoś do mnie coś mówił, ale mam teraz taki mętlik w głowie, że niewiele sobie przypominam. Działałem w jakimś szale, tak domniemywam. I wcale mnie nie usprawiedliwia, że ktoś do mnie powiedział, żebym zarabiał dupą.
– A skąd pan wie, że padły takie słowa, skoro nic nie pamięta? – podchwytuje sąd.
– Wiem to tylko z akt sprawy, bo cała ta historia jest dla mnie jedną wielką plamą.
– I na pewno nie chciał pan zabić Marka P.?
– Na pewno nie. Gdybym chciał tak zrobić, tobym poderżnął mu gardło od tyłu, a nie zadał takie ciosy, jak za-