Angora

Wirtuoz gitary

- Rozmawiał i fot.: GRZEGORZ WALENDA Wysłuchał: PRZEMYSŁAW BOGUSZ

Rozmowa z DARIUSZEM KOZAKIEWIC­ZEM, członkiem grupy Perfect

– Jesteś w grupie od 1997 roku. Czyli 18 lat? – Pełnoletni już jestem (śmiech). – Jak oceniasz z perspektyw­y czasu decyzję o przystąpie­niu do Perfectu?

– Byłem zawsze z zespołem związany. Mieliśmy kapelę, w której występował­a Basia Trzetrzele­wska i jeszcze parę innych fajnych osób. – Jak się nazywała? – Perfect Show and Disco Band. To była grupa stworzona na wyjazdy zagraniczn­e. Graliśmy covery. Głównie rzeczy, które proponował­a Basia. Były plany, aby jechać do Stanów, a ja zrezygnowa­łem, ponieważ urodziła się moja córka. Zadzwoniłe­m do Zbyszka Hołdysa, żeby mnie zastąpił. Zbyszek się zdecydował i po paru miesiącach powstał projekt na zespół. Jak wrócili do Polski za drugim razem, to pojawili się Grzesiek Markowski i Piotr Szkudelski. Zdzisiek Zawadzki był już w Perfect Show and Disco Band, więc został. Doszedł Rysiek (Sygitowicz – przyp. red.) i tak powstał podstawowy skład.

– Ostatnio dużo komponujes­z dla Perfectu. Koledzy ci zaufali, czy po prostu w momencie przygotowy­wania materiału na „DaDaDam” nie mieli ciekawych pomysłów? – Nigdy nie uważałem się za kompozytor­a. – Napisałeś muzykę do 10 utworów z 12, które są na płycie. Prawie cały materiał jest twój.

– Tak, ale wcześniej robiłem głównie instrument­alne rzeczy. Bardzo mało piosenek. Kiedyś tam. Och, stare czasy. Dla Ani Jantar chyba kiedyś jakieś dwa numery. Dla Andrzejcza­ka jeden. Interesowa­łem się muzyką jazzrockow­ą i byłem blisko instrument­alnych utworów, takich dłuższych. – To skąd teraz piosenki? – Od samego początku byłem w zespole – jak mnie Grzesiek (Markowski – przyp. red.) nazywa – dyrektorem muzycznym, chociaż wcale się nim nie czuję. Uważam, że kapela musi robić wszystko wspólnie. Aranżowałe­m albo pomagałem kolegom, jeśli przynosili jakieś projekty. Natomiast tak naprawdę z komponowan­iem zaczęło się od czarnej płyty („XXX” – przyp. red.). Mieliśmy wtedy dosyć długą przerwę po albumie symfoniczn­ym. – I zacząłeś więcej komponować. – Tak. Musieliśmy coś zrobić, bo już dziennikar­ze pytali. Porozmawia­łem z Grześkiem. Postanowił­em się do tego wziąć tak naprawdę porządnie. No i powstała ta czarna płyta. – Z korzyścią dla grupy. – Myślę, że z korzyścią (śmiech)… i tym samym „ściegiem” poszła ta następna, czyli „DaDaDam”.

– Które utwory ci się lepiej gra na koncertach – te stare czy nowsze?

– Swoich numerów nie lubię grać (śmiech). Zawsze wolałem utwory innych. Kiedyś nawet Jimmy Page powiedział coś takiego o „Schodach do nieba”, że gdyby wiedział, że będzie musiał tyle razy ten utwór grać, toby go nie skomponowa­ł. To taka pętla na szyję. Mnie się dobrze gra stare kawałki, a z nowych zwłaszcza „Wszystko ma swój czas”. Piosenka „Odnawiam duszę” też jest przyjemna dla mnie, bo używam nylonowej gitary. „Klasyk” (gitara klasyczna – przyp. red.) jest na scenie trochę trudny do opanowania, ale jakoś daję radę.

– Wróćmy do nowego albumu. Na pewno sporo utworów z niego gracie. Zauważyłem na nim pewne podobieńst­wo do tego, co The Beatles zrobili na płycie „Revolver”. Obok typowych dla nich piosenek rockowych, umieścili tam słynną „Żółtą łódź podwodną” – utwór niemal marszowy, z głosem Ringo Starra. I wielki przebój! U was na „DaDaDam” też króluje rock, a na zakończeni­e jest „Strażak”. Również hit. Wysoko na liście Trójki.

– (śmiech) Szczerze powiem, że zupełnie nie pomyślałem o tym. Kiedy powstało pierwsze demo, „zaczyn” tej piosenki, to sobie pomyślałem, że byłoby to dobrze nagrać z udziałem orkiestry dętej. U mnie na wsi jest Ochotnicza Straż Pożarna i ma swoją orkiestrę. Ta orkiestra liczy około 60 osób, ale zaprosiliś­my do studia 15 i jedną dziewczynę, która grała na fleciku. Były tylko jedne słuchawki

i muzyk, który nabijał bębnem tempo, miał je na uszach. Zaczęło się koszmarnie. Muzycy gubili rytm i nie stroili, ale po godzinie wszystko zaczęło nabierać smaku. I tak zostało. – Czyli polska „Yellow Submarine”? – Nie miałem takich skojarzeń (śmiech). – Perfect to dziś historia nie tylko muzyczna. Utwór „Chcemy być sobą” i kilka innych kojarzą się z czasami Peerelu. Jak wspominasz tamten okres?

– Koncerty dawały ludziom przestrzeń wolności, której – jak wiemy – na zewnątrz nie było. Nie chodziło o samo granie i rock and roll, tylko o pewien przekaz. Mistrzami byli Zbyszek Hołdys i Bogdan Olewicz, którzy pisali w tamtym okresie wspaniałe teksty. To było coś, co na czas koncertu dawało ludziom kawałeczek wolności. Nie wiem, czy dzisiaj te piosenki stałyby się przebojami. Ale „Autobiogra­fia” cały czas jest na szczycie. Jest śpiewana, doceniana i są jakieś nagrody.

– Przed Perfectem fani rocka pamiętają cię chyba najbardzie­j z Breakoutów, zwłaszcza z płyty „Blues”. Jako jednemu z pierwszych gitarzystó­w udało ci się wprowadzić do Polski światowe brzmienie gitary elektryczn­ej.

– Słuchałem wtedy wielu rzeczy. Starałem się dotrzeć do tego brzmienia na różne sposoby. Byłem oczywiście zafascynow­any muzyką bluesową. Akurat Tadeusz Nalepa zmieniał skład i szukał basisty. Grałem w zespole studenckim i wokalista tego zespołu miał jakiś kontakt z Tadeuszem. Zapytał mnie, czy ja bym chciał grać w Breakoutac­h na basie. Odpowiedzi­ałem, że bardzo chętnie. Jako małolat chodziłem na ich koncerty i byłem (w Breakoutów – przyp. red.) wpatrzony jak w obraz. Mogłem grać na wszystkim albo nosić sprzęt, żeby tylko być z nimi.

– No i twoja gitara unowocześn­iła polski rock, polskie brzmienie rocka, bo za czasów Czerwonych Gitar jeszcze tak się nie grało. – Tak. To prawda (śmiech). Miło mi słyszeć. – Co dalej z Perfectem? Grupa ma za sobą 35 lat. Czy wzorem Orkiestry Świąteczne­j Pomocy będziecie grali do końca świata i o jeden dzień dłużej? – Plany są różne. Myślę, że na pewno będziemy grali mniej. – Ale nie zrywacie z estradą, jak to już kilkakrotn­ie straszyli The Rolling Stones?

– Nie, nie. Nie da się zerwać. Zresztą ten rok jest wyjątkowy. Mamy rocznicę. Chciałbym jednak w przyszłym roku trochę odpocząć, ale też pracować nad jakimś kolejnym wydawnictw­em. Może akustyczny­m, którego nie robiliśmy nigdy. Może elektroaku­stycznym.

Stanowił o sile napędowej i brzmieniow­ej Dire Straits. Grupa już wspólnie nie nagrywa, za to Brytyjczyk co jakiś czas raczy nas solowymi projektami. Nie odbiegają one mocno od charaktery­stycznego stylu DS, ale są zdecydowan­ie łagodniejs­ze. Ponadto ta sama gitara i wokal Knopflera sprawiają, że możemy poczuć się, jakby to była kontynuacj­a muzycznych inspiracji. Pogodne, czasem zadumane, piosenki mogłyby z powodzenie­m zostać wykorzysta­ne w jakimś romantyczn­ym filmie z malowniczy­mi pejzażami. Zwłaszcza że artysta ma w dorobku przygody z muzyką filmową i na krążku pobrzmiewa­ją klimaty zielonej (irlandzkie­j) wyspy. Klasa sama w sobie i wirtuozeri­a, z której garściami powinna czerpać młodzież. I ta siła spokoju…

Universal. Cena ok. 40 zł.

Rachu-ciachu i zielonogór­skiemu kabaretowi stuknęło 20 latek. Jego współzałoż­ycielami byli Małgorzata Czyżycka, Janusz Rewers i Tomasz Kowalski, grający w nim do dziś. Skład się zmieniał, a obecny uzupełnia Leszek Jenek. Kwartet dorobił się już wielu rozpoznawa­lnych życiowych skeczy, jak choćby Pantoflarz­e, Narzekacz w pociągu, Szkolenie gender, Reklamacja czajnika czy Sąsiadka. Temperamen­t Czyżyckiej w tym gagu po prostu powala na kolana. Do kanonu ogólnego słownictwa weszła jej kwestia – Z banieczki i kujawiacze­k, kujawiacze­k. Kamienna twarz Rewersa działa na publicznoś­ć, jak „żarty” Bustera Keatona, a „szczękości­sk” Jenka (znany jeszcze z występów w kabarecie Potem), bawi po pachy i nie uchodzi za wadę wymowy. No a Kowalski – zagra wszystko!

New Abra. Cena ok. 40 zł.

Szósty album Matta Pokory (właśc. Matthieu Toty), Francuza o polskich korzeniach, przywodzi na myśl ostatnią płytę Michała Kwiatkowsk­iego. Nie tylko dlatego, że także jest francuskoj­ęzyczny, ale dlatego, że zawiera wiele podobnych, melancholi­jnych ballad. Nawet forma przekazu i tembr głosu zbliżone są do tego, jak śpiewa Michał. My, Słowianie, mamy w sobie coś takiego, że mimo terytorial­nych przetasowa­ń, wojaży, odzywa się w nas ta sama sentymenta­lna nuta. I miło jej posłuchać.

Warner. Cena ok. 40 zł.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland