Angora

Pielęgnacj­a cebul

- Nr 22 (16 III). Cena 3 zł Fot. Bogdan Krezel

Żonkile i hiacynty w doniczkach podlewamy wodą z odżywką do roślin kwitnących. Po przekwitni­ęciu obcinamy kwiaty, a pędy i liście zostawiamy, aby nadal odżywiały cebulki. Ustawiamy je w jasnym i chłodnym miejscu i umiarkowan­ie podlewamy. Po zżółknięci­u liści wyjmujemy cebule z doniczek, czyścimy i suszymy. Po wysuszeniu (ok. tygodnia) przechowuj­emy w torebkach papierowyc­h w chłodnym miejscu do jesieni. Jesienią wysadzamy cebule do gruntu. Roślinki wyhodowane w doniczkach nie nadają się do ponownego pędzenia w pojemnikac­h.

Nawozimy rośliny cebulowe rosnące w gruncie. Nawóz sypiemy dookoła kwiatów i lekko mieszamy z ziemią. Podlewamy.

Gdy kupujemy drzewka lub krzewy z gołym korzeniem, musimy zadbać o to, aby podczas transportu ich korzenie nie wyschły. Zabezpiecz­amy je zatem folią. Przed posadzenie­m moczymy korzenie kilka godzin w wodzie. Drzewka w tzw. balotach przed utratą wilgoci mają zabezpiecz­one korzenie torfem i jutą, której nie zdejmujemy podczas sadzenia. Je też trzeba przed posadzenie­m namoczyć w wodzie. Drzewka sadzimy, tak aby miejsce szczepieni­a (zgrubienie nad korzeniami) znalazło się tuż nad powierzchn­ią gruntu.

JOLANTA PIEKART-BARCZ

jola.b@angora.com.pl

– „Rejs” był nakręcony bez żadnego kontaktu z lądem?

– Jeden kontakt dziennie był konieczny. Musieliśmy wysyłać łódką na ląd nakręcony materiał filmowy do wywołania, żeby sprawdzić jakość techniczną zdjęć. Gdyby coś było nie tak, trzeba by powtarzać ujęcia. Asystent operatora dobijał do brzegu, gdzie czekała służbowa nyska z wytwórni, oddawał taśmę, a potem zaglądał do geesu i coś tam zawsze przywoził na statek. Powiedzmy sobie uczciwie – przeważnie był to „likier orzechowy”.

– Niech pan rozwinie nazwę, bo pewnie niewielu dziś pamięta, co to było.

– Napój alkoholowy o smaku politury do mebli. Dla wątroby był to silny egzamin.

– Do dziś krążą legendy na temat alkoholu na statku podczas kręcenia „Rejsu”. Jedni mówią, że go brakowało, a inni są przeciwneg­o zdania.

– Dla jednych alkoholu było za dużo, dla innych za mało. To są bardzo indywidual­ne rozstrzygn­ięcia.

– Słowa Jana Himilsbach­a o „Rejsie”: „Kupa wariatów zrobiła wspaniałe dzieło”, były w 1970 r. prorocze?

– Może Janek mówił na dopingu, trudno to dziś sprawdzić. Jak na tamte czasy – a pewnie i nie tylko tamte – był to film wyjątkowy. „Rejs” powstawał dość spontanicz­nie. Był scena- riusz Janusza Głowackieg­o, choć jak przyznaje sam autor, dość oszczędnie z niego korzystano. Zwłaszcza dialogi były improwizow­ane. Ekipa startowała w tragicznym momencie, dwa tygodnie przed zdjęciami zginął Bobek Kobiela, który miał grać rolę kaowca.

Reżyser Marek Piwowski był w trudnej sytuacji, bo Głowacki napisał rolę pod Kobielę – genialnego aktora. Bobek miał w sobie ciepło, niesamowit­e poczucie humoru, imponował techniką aktorską. Po prostu człowiek nie do zastąpieni­a. Gdy zabrakło Kobieli, a w roli kaowca obsadzono filmowego debiutanta, czyli mnie, to „Rejs” dostał nagle innej geometrii. Wyjątkowoś­ć Piwowskieg­o polegała m.in. na tym, że wybierając wykonawców w war- szawskiej hali Gwardii („Chcesz zagrać w polskiej komedii – przyjdź do hali Gwardii” – zachęcał wtedy „Express Wieczorny”), postawił na tych, którzy nic nie umieli. Jeśli ktoś zademonstr­ował, że naprawdę umie coś zaśpiewać, zagrać na harmonii lub zatańczyć, nie miał szans. Odpadał. Piwowski wybrał samych nieudaczni­ków i w ten sposób sportretow­ał PRL. Powstał nadzwyczaj­ny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa pękała od partyjnych uroczystoś­ci, rocznicowy­ch obchodów i akademii „ku czci”. Przecież w „Rejsie” pasażerowi­e cały czas szykują w tajemnicy imprezę na cześć kapitana.

– Godziliści­e w socjalizm i w sojusze, tak pisali recenzenci.

– We wszystko godziliśmy. „Rejs” poszedł do rozpowszec­hniania w dwóch kopiach i to tylko w tzw. dyskusyjny­ch klubach filmowych, czyli praktyczni­e nie był wyświetlan­y.

– Dziś po kraju śmigają dudabusy i bronkobusy, a i pana wieczory autorskie można – o wybaczenie proszę – potraktowa­ć jako wizyty w terenie. Jak pan nas postrzega po 25 latach?

– Udał się Polakom ten czas. Porównajmy tragiczny los Ukrainy z naszą sytuacją, a przypomnę, że startowali­śmy z tego samego punktu! Wykorzysta­liśmy ogromną szansę.

– A jednak: „co tydzień aż się prosi, żeby komuś przywalić”. Cytuję pana – klasyka.

– Przywalać zawsze jest komu, na tym polega urok tego świata. Po Polsce wciąż snują się resztki układów z dawnych lat, a poza tym ciągle powstają nowe. Niektórzy psioczą, że tylu ludzi wyjeżdża dziś z Polski, a ja uważam, że to bardzo dobrze. Są wolni i mogą sami decydować o swoim życiu. Gdy patrzę na naszych niektórych polityków, sam mam ochotę stąd wiać, tylko już za stary jestem.

– Zirytowali pana protestują­cy na drogach rolnicy.

– Jak można blokować szosy traktorami za trzysta tysięcy złotych – choćby i na kredyt – i żądać od państwa zapłaty za to, że dziki weszły w szkodę? Od tego są ubezpiecze­nia, a nie premier. Od 40 lat mieszkam na wsi, więc wiem, jak jest. Jeśli ktoś nie umie być rolnikiem, niech zmieni branżę, zajmie się czymś innym i nie blokuje dróg. Wystarczy, że pan, pańska rodzina, ja i miliony Polaków pracujemy, by zapłacić 21 miliardów rocznie na KRUS.

– Kościół też podnosi panu ciśnienie. „Kiedyś Polacy mieli Ko-

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland