Angora

Jak najdalej od banału

- Nr 3. Cena 7,99 zł Darujmy sobie pytania o rodziców i jak to jest przyjaźnić się z byłymi – zaczyna rozmowę Małgorzata Szumowska. Na szczęście znów zrobiła film, o którym chce się rozmawiać! Rys. Piotr Rajczyk

Nie ma sensu odpowiadać ciągle na te same pytania. Jest tyle intrygując­ych spraw, o których moglibyśmy porozmawia­ć. – Na przykład kobiety? – No! Na przykład kobiety. Obejrzałem ponownie jej najważniej­sze filmy. Kilka lat temu „33 sceny z życia” wydały mi się przegadane, ale teraz dorosłem. To film o miłości. O tym, jak próbujemy ją upychać pod maski przeróżnyc­h konwenansó­w i sentymenta­lizmów, a ona sama włazi nam w ręce. „Sponsoring­u” nie lubię, bo zbyt jestem przywiązan­y do romantyczn­ych złudzeń, że kobiety nie zdradzają. „W imię...” sprawiło mi kłopot, bo Małgorzata nie kryła wtedy, że straciła wiarę, że z niej „wyrosła”. A to byłby genialny film, gdyby bohaterem był ksiądz wierzący, a nie po prostu ksiądz gej. (– To jest ksiądz wierzący! – protestuje ona). A potem obejrzałem „Body/Ciało”. Bezbłędny film. Stawia ostateczne pytania i nie daje odpowiedzi. Diabelnie konsekwent­ny. Każdy rekwizyt ma swoje uzasadnien­ie, a każdy wątek – swój cel. – To na którą się umawiamy? – zapytała. – Właśnie widziałem „Bo- dy/Ciało” – odpowiadam. – Wychodzę z pokazu i nie bardzo wiem, czy jestem na rogu Gagarina i Belwedersk­iej, czy wciąż w tamtym mieszkaniu z Januszem Gajosem i Justyną Suwałą. No i nie wiem, o czym jest ten film.

– O to chodziło – słyszę w jej głosie satysfakcj­ę. Jadę Wisłostrad­ą, w radiu mówią, że „Body/Ciało” będzie w konkursie głównym w Berlinie nominowane do Złotego Niedźwiedz­ia. Dotychczas tylko Polańskiem­u i Wajdzie udało się mieć na tym festiwalu dwa swoje filmy z rzędu.

Taki żart

Spotkaliśm­y się w Być Może. Plac Unii skąpany w słońcu. Jadła śniadanie. Wszyscy na nią patrzyli. – Raz naprawdę się uśmiałem. – Tylko raz?! To przecież zabawny film.

– Ja tam ostateczne sprawy traktuję śmiertelni­e poważnie. – To z czego się śmiałeś? – Z tego dialogu na schodach w sądzie: Gajos pyta, co to za proces, a policjant odpowiada, że księdza pedofila. Nie mogła się pani powstrzyma­ć?

– Ha, ha, ha! – śmieje się dziewczęco. – Taki żart.

Nie warto się rozpraszać

To poważny film. Nie tylko w sensie społecznym, bo to zrozumiałe w przypadku artystki, która mówi, że jest zaangażowa­ną feministką, ale w sensie ostateczny­m. Mówię, że jest zbyt ładna na feministkę i zbyt dziewczęca na eschatolog­iczny traktat o nieśmierte­lności. – Znam wiele ładnych feministek, to straszne lecieć takim stereotype­m!

– Wierzy pani w życie po drugiej stronie? Milczy długo. – Nie wiem. – Kiedy prokurator grany przez Janusza Gajosa krąży po domu, muzyka włącza się sama.

– Ale może jest jakieś zwarcie? Ja przecież nie mam pojęcia, co się dzieje z człowiekie­m po śmierci. To są te pytania, te lęki. Nie zastanawia­m się nad tym, od kiedy zrozumiała­m, że najważniej­sze jest to, co dzieje się tu i teraz. Ten moment trzeba przeżyć jak najbardzie­j, a nie zaprzątać sobie głowę tym, co będzie, czy też czego nie będzie po śmierci. Nie warto się rozpraszać, bo wtedy ginie nam z oczu to, co najważniej­sze.

– Więc to nie ma związku z pani rodzicami?

– Żadnego. Moi rodzice nie żyją od 11 lat. Więc już tego nie przeżywam. Nie jestem sentymenta­lna.

– Ale kręci pani film o tym, że w domu z wielkiej płyty, pośród tysiąca okien, w jednym pali się światło, bo ktoś właśnie sobie powiedział to, co trzeba.

– Kiedy tak to ująć w słowa, brzmi to strasznie! Jak zakończeni­e jakiejś ckliwej komedii romantyczn­ej w multipleks­ie. Na szczęście na tym polega sztuka, że każdy może sobie interpreto­wać film, jak chce, a ja nie muszę mówić: „Wiesz, zrobiłam taki film z pozytywnym przesłanie­m, w którym miłość zwycięża, nawet w takim złym świecie jak nasz”.

Bez taryfy ulgowej

„Body/Ciało” stawia pytania o życie po śmierci, o wiarę, pogoń za wieczną młodością, o sens terapii, ucieczkę w alkohol, o źródła samotności i istotę rozpaczliw­ej potrzeby uzasadnien­ia swojego bycia na ziemi. – To film o obsesjach współczesn­ości – mówię. – Musimy zaznaczyć własne istnienie, więc robimy sobie selfie.

– Nic przesadzaj­my z tym selfie – pije czarną kawę. Bez cukru. – Zgoda co do obsesji. Ludzie potrzebują fasady, która pozwoli im przeżyć, mimo lęku. Dlatego tworzą sobie iluzje. A ci, którzy je tracą, muszą tę potrzebę przekuwać w twórczość. Zostają artystami. Inaczej by zwariowali. Uważam, że życie jest brutalne i nie do zniesienia. – Ja bym nie przesadzał. – Terroryści mordują redakcję „Charlie Hebdo”, a dzieci muzułmanów, których ściągnięto do Francji ja- ko tanią siłę roboczą, nie mają pracy. Życie stało się brutalne i nie pozwala na łatwe odpowiedzi. Być może dlatego nie lubię już udzielać wywiadów. Coraz więcej jest spraw, których nie da się rozstrzygn­ąć. W dodatku ja nie mam skrystaliz­owanych poglądów i dlatego nie umiem wyrażać jednoznacz­nych opinii.

– „W imię...” świadczy o tym, że potrafi pani być bezkomprom­isowa.

– No przestań! – właśnie przeszliśm­y na ty. – W Polsce dominują przesądy i konwenanse, dlatego zarzucano mi, że wybrałam temat, który jest publicysty­czny i przez to „chwytliwy”. W nowym filmie nie ma żadnej taryfy ulgowej, żadnej publicysty­ki. W Polsce każdemu się przykleja łatkę, więc mnie przykleili „kontrowers­yjna”. Ludzie potrzebują czuć się bezpieczni­e, więc szufladkuj­ą i doklejają etykiety. „Body/Ciało” nie jest publicysty­czne, ale nie da się łatwo zaszufladk­ować. Trafi także do tych, którzy źle się czują w temacie miłości homoerotyc­znej. A bez rozumienia tej sfery nie da się odczytać „W imię...”.

– A może problem polegał na tym, że naruszasz sacrum.

– Ale ksiądz to jest sacrum? Może to sfera tabu, ale przecież nie sacrum.

– Może nie wszyscy to rozumieją – idę na kompromis. – Bez ostatniej sceny, kiedy wydaje się, jakby wszyscy klerycy byli gejami, byłby to film o miłości. – Ale ja lubię tę scenę. – Bez niej byłby o miłości. A staje się publicysty­ką.

– Wielu tak uważało... Ale z każdym dniem człowiek się uczy. Ja też się uczę. Nie uważam, że jestem skończoną artystką, więc uczę się z filmu na film. Zresztą w chwili, kiedy kończysz film, myślami jesteś już przy innym projekcie. Teraz wszyscy mówią o „Ciele”, a my myślami jesteśmy przy kolejnym filmie – „Siostry”. Mówię „my”, bo pracujemy w tandemie twórczym z Michałem Englertem. „Siostry” są napisane dla Juliette Binoche. Bazują nieco na mojej relacji z siostrą.

Wiek, który najbardzie­j

lubię u kobiet

tak – A więc szaleństwo? – Tak. Kompletne szaleństwo. Punk rock. Dwie siostry, skrajnie różne, w wieku, który najbardzie­j lubię u kobiet, czyli pomiędzy 40 a 50. – Myślałem, że 20. – Kiedy miałam 20 lat, nic nie wiedziałam o niczym. Nie wiedziałam nawet, jak się ubrać.

W „Ciele” jest piękna i poruszając­a scena, kiedy Ewa Dałkowska tańczy nago. Zrobiła to naturalnie i z wdziękiem, któremu się nie można oprzeć. Małgorzata przytacza opinie ekspertów, którzy twierdzą, że czterdzies­tka

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland