Angora

Dream team

- GRZEGORZ KAPLA

to optymalny czas w rozwoju kobiecej seksualnoś­ci. – Młoda kobieta ma przecież o seksualnoś­ci nikłe pojęcie – patrzy na mnie z politowani­em. – Problem w tym, że w Polsce pokutuje przesąd, że atrakcyjno­ść kończy się po 25. roku życia. Na świecie jest inaczej.

– Ale kiedy miałaś 20 lat, myślałaś, że wszystko wiesz.

– Kiedy miałam 20 lat, ubierałam się dla chłopaków. Byłam fajną dziewczyną i miałam wielu narzeczony­ch, ale kiedy o tym dzisiaj myślę, to było przede wszystkim męczące. Teraz nie robię już nic, żeby się podobać, a jeśli już, to wolę się podobać kobietom w moim wieku, które potrafią docenić coś, co ja nazywam stylem. Gdy byłam młodziutka, to szukałam własnego stylu. Kupowałam w hotelach „Vogue’a” za ciężkie pieniądze i próbowałam to naśladować. Ale miałam uczucie niespełnie­nia. A teraz już nie mam tego uczucia. Teraz doskonale wiem, co mam na siebie włożyć i co robić, żeby czuć się dobrze. We Francji albo w Skandynawi­i ceni się dojrzałe kobiety. Bo one są atrakcyjne.

– Czym się różnią Francuzki od Polek?

– Robią to, na co w danym momencie mają ochotę. Nas tu skutecznie Kościół takiej postawy oduczył, tu trzeba się poświęcać dla innych, są tradycje, jest rodzina, a potem daleko, daleko to, na co masz ochotę. Poza tym są naturalne. Nie farbują włosów, nie wstrzykują botoksu i innych rzeczy, bo wcześniej czy później to fatalnie wygląda. Jeśli mają kupić sobie sześć swetrów średniej jakości, to wolą kupić jeden, droższy, raz na pół roku, ale dobrej jakości. Piją wino, palą papierosy, ale dwa albo trzy dziennie, nie z nałogu, ale dla sznytu. Babcie uczą wnuczki, jak o siebie dbać. Żadna Francuzka sobie nie pozwoli wyskubywać brwi. Atrakcyjne są gęste i naturalne. Jeżeli trzeba wybrać krem albo puder, to Francuzka wybierze krem, bo jeśli masz ograniczon­y budżet, to stawiasz na pielęgnacj­ę.

– Dlaczego w Polsce kobiety są inne?

– Minęło dopiero ćwierć wieku, odkąd runął komunizm. To jest przecież oczywiste, cały czas zachodzi transforma­cja. Nie da się nagle nadrobić straconego czasu.

– Wydaje się, że teraz idziemy głównym nurtem zachodnieg­o stylu życia.

– Główny nurt zachodnieg­o życia brzmi fatalnie. W Polsce najpierw komuna zniszczyła w nas wszystko, do zera. A potem, od początku lat 90., zaczęło się od badziewia i plastiku. Plastikowe towary, plastikowe bazary i plastikowe kino. Wreszcie się to zmienia. Mój 10-letni syn bezbłędnie rozpoznaje, co jest obciachem. Jedziemy przez miasto, widzimy plakat talent show i on mówi: „Mamo, ci ludzie to sam plastik”. I dookoła jest taki plastik, są tabloidy, celebryci, retuszowan­e zdjęcia, obnoszenie się z pieniędzmi. Ale to się zmienia. Młodzi mają znakomity gust.

– Ale mają obsesję piękna. Prowadzi to m.in. do anoreksji. „Body/Ciało” jest pierwszym filmem, który z tak bliska pokazał, kim są te dziewczyny.

– To nie jest film o anoreksji. Bohaterka ma bulimię, pozostałe dziewczyny cierpią na różne formy zaburzeń odżywiania. Nie chciałam robić filmu o anoreksji, bo to świat hermetyczn­y, zbyt zamknięty. Dlatego nakręciłam film zupełnie inny. Dziewczyny znalezione na Facebooku zagrały siebie. Dlatego tak prawdziwie to wygląda. Znalazł je chłopak, który chciał ze mną pracować. Wielu pisze, ale ten list był napisany odręcznie. Spotkaliśm­y się. Powiedział­am: „Chcesz pracować, znajdź mi dziewczyny do tego tematu. W tym taką, która da radę zagrać główną rolę obok Janusza Gajosa”.

– Jak to? Justyna Suwała nie jest aktorką? Zagrała niesamowic­ie. W niektórych scenach ma biust, w innych chodzi, jakby się w sobie zapadała. Światło lepi się do niej, jak kiedyś do Sharon Stone.

– Kiedy Dawid ją przyprowad­ził, od razu zwróciła uwagę. Miała gdzieś, czy będzie aktorką, czy nie będzie. Była jakby wycięta ze świata. To mi zaimponowa­ło. I nie miała stresu, że będzie grać z Gajosem. – Jak go namówiłaś? – Dostał scenariusz i powiedział tak. Zgodził się, bo to dobry scenariusz. Od wielu lat nie zagrał roli na miarę talentu. Cieszę się, że pojedziemy razem do Berlina.

Małgorzata od lat pracuje z tą samą ekipą. Jak Smarzowski. Michał Englert jest współscena­rzystą i operatorem. Montuje Jacek Drosio. Paweł Dylik jest wózkarzem, Paweł Żelazko ostrzy zdjęcia, Zielu jest dyżurnym planu.

– To moja filmowa rodzina – uśmiecha się Małgorzata. – Wielkie chłopy. W przerwach opowiadają te swoje obrzydliwe, seksistows­kie dowcipy, które niestety mnie rozśmiesza­ją. Wielu ważnych spraw się nauczyłam przy tym wózku na temat świata i na temat człowieka. Gdyby kto pytał – jestem feministką, której zupełnie nie przeszkadz­ają ich antyfemini­styczne dowcipy. Bardzo mnie śmieszą.

– Feministko­m przeszkadz­ają męskie dowcipy?

– Musiałyby im zwrócić uwagę. Ale sądzisz, że posłuchali­by, gdyby usłyszeli: „Ależ proszę panów, te dowcipy są nie na miejscu”? Ja zrezygnowa­łam.

– Pewnie przed tobą grają, prowokują cię.

– Nie wydaje mi się. Jaki mieliby w tym cel? Za dobrze się znamy. Lubią się ze mnie pośmiać. Ale ufam im do tego stopnia, że jesteśmy jak maszyna. Jak automat. Rozumiemy się bez słów. Bez żadnego pieprzenia, mówię tylko, że chcę, żeby wyszło tak i tak. Oni rozumieją.

– Jak ci się udało zbudować taki zespół z facetami? Z niektórymi łączyły cię związki?

– Najbardzie­j liczy się przyjaźń. To jest wartość, na której można budować. Z niej wynika zaufanie. Równie ważną wartością jest pasja. Sprawia, że inne problemy odchodzą w cień. My mamy pewność, że tworzymy dream team, a sukcesy na festiwalac­h na świecie poświadcza­ją, że tak właśnie jest. Pracujemy nad tym, żeby nasze filmy były coraz lepsze. To jest cel istotniejs­zy niż jakieś małostkowe sprawy. Nauczyliśm­y się, że tak powinno być. I dlatego możemy sobie ufać bez reszty.

– Wydawało mi się, że kobiety nie potrafią sobie poradzić z zazdrością, poczuciem krzywdy.

– Mnie się wydaje, że to mężczyźni nie potrafią.

– Może znamy inne nych mężczyzn.

– Zresztą ja czuję podobnie jak Anda Rottenberg, która powiedział­a w jakimś wywiadzie, że jest obojnacka. Nie zwracam uwagi na różnice płci; niektórzy mówią, że jestem męska, mam to w nosie.

– Ależ miałaś kiedyś sesję z Małgorzatą Belą. Wyglądałyś­cie zjawiskowo kobieco. – Byłam ładną dziewczyną. Gdy miałam 16 lat, byłam modelką czasów transforma­cji! Zrobiłam sobie kilka sesji w stylu: trwała, długa suknia, szpilki, futro i limuzyna. Total boska wiocha lat 90.! Ale kiedy zdawałam do Szkoły Filmowej, byłam obcięta na łyso, miałam 10 kg więcej niż dzisiaj i pełno kolczyków. A i tak się podobałam. Bo wiesz co? Jeśli siebie lubisz i szanujesz – jesteś atrakcyjny. Wyobrażasz sobie, że jestem jedną z tych dziewczyn, które pytają w kółko: „A kochasz mnie, a podobam ci się, a na pewno mnie nie zdradzisz?”. No ile byś wytrzymał z kimś takim? To przecież strasznie musi męczyć mężczyzn.

kobiety

i

in-

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland