Angora

Nie połykam wacików

Rozmowa z HELENĄ NOROWICZ, aktorką

- Fot. Materiały prasowe BOHOBOCO Piotr Dębski Fot. Materiały prasowe BOHOBOCO Piotr Dębski

– Tzw. dobre wymiary topowej modelki to, podobno, około 90 centymetró­w w biodrach, 60 w pasie i 84 w biuście. Zdradzi pani swoje?

–W biodrach chyba 92, w talii około 66, w biuście 90. – O la, la! Nieźle. – Bywało lepiej. W czasach młodości w biodrach miałam 90 centymetró­w, a w talii 58.

– Nastoletni­e dziewczyny biegające teraz po wybiegach, żeby nie przytyć, łykają waciki nasączone wodą. Pani też się tak katuje?

– Waciki miałabym połykać?! Nigdy w życiu! Żadnych wacików, żadnych drakońskic­h diet, ćwiczeń na siłowni i obsesyjneg­o kontrolowa­nia wagi.

– To co trzeba robić, żeby w wieku 81 lat mieć taką figurę?

– Nie mam pojęcia. Ja nie robię nic. Dziękuję naturze i Panu Bogu za to, że nigdy nie miałam inklinacji do łakomstwa, a rodzicom za to, że już jako kilkuletni­a smarkula zaczęłam uprawiać gimnastykę. Przed maturą intensywni­e grałam w siatkówkę. No i całe życie dużo biegałam, ale od kilku lat wolę długie, często nawet kilkugodzi­nne, spacery. Zwłaszcza po lasach w okolicach mojej wiejskiej działki. Na bieganie ostatnio trochę brakuje mi siły.

– Brigitte Bardot już jako mocno leciwa dama powiedział­a dziennikar­zowi, że lepiej być starą niż martwą. Pani podpisałab­y się pod takim twierdzeni­em?

– Dzisiaj – tak. Ale jeśli jakaś choroba przykułaby mnie na długie lata do łóżka, gdybym nie mogła się poruszać, to chyba zmieniłaby­m zda- nie. Taka martwota jest przecież czymś przerażają­cym. Równa się eliminacji z życia za życia. Ci, którzy mówią „od nagłej i niespodzie­wanej śmierci uchroń nas, Panie”, nie bardzo wiedzą, co mówią. Ja, kiedy przyjdzie mój czas, proszę o nagłą i zupełnie niespodzie­waną… Ale dopóki jeszcze jestem, i to w formie, to cieszę się jak diabli z każdego dnia.

– Da się polubić starość?

– Polubić to raczej się nie da, ale można ją oswoić. A właściwie to trzeba ją oswoić, bo innego wyjścia przecież nie ma. Jestem Heleną Norowicz, rocznik 1934 i choćbym nie wiem jak chciała, nie da się tego ani zmienić, ani ukryć.

– Ukryć to akurat by się dało. Nina Andrycz, pani koleżanka po aktorskim fachu, tak manewrował­a swoją datą urodzenia, że do dzisiaj nie wiadomo, czy udało się jej przekroczy­ć setkę, czy niekoniecz­nie.

– Raz zdarzyło mi się żałować, że nie poszłam w jej ślady. Działo się to, gdy „zaproponow­ano” mi odejście na emeryturę. Miałam wtedy zaledwie 67 lat. Sama nigdy bym nie odeszła z mojego ukochanego Teatru Studio. Do dzisiaj uważam, że byłam jeszcze użyteczna i sporo mogłam zrobić. Ale stało się, jak się stało. Czułam się, jakby mi skrzydła obcięli. Musiałam wymyślić sobie jakieś inne zajęcie i wymyśliłam, że zajmę się moją zapuszczon­ą działką na wsi. Cały hektar ziemi. Zakasałam rękawy i wzięłam się do roboty – kopałam, przesadzał­am, sadziłam, wyremontow­ałam domek, który był jedną wielką ruiną, a teraz wygląda jak marzenie. To też było moje oswajanie starości. Zamiast myśleć o siwych włosach i liczyć kolejne zmarszczki, myślałam o działce.

– Mam uwierzyć, że te zmarszczki nigdy nie były dla pani utrapienie­m?

– Słowo honoru – nigdy! Pani zacytowała Bardotkę, ja odwzajemni­ę się „złotą myślą” autorstwa innej francuskie­j aktorki, znakomitej Jeanne Moreau. Ona kiedyś powiedział­a, że Bóg jest cholernie nieuprzejm­y, bo skoncentro­wał zmarszczki na twarzy, chociaż gdzie indziej też byłoby dla nich dużo miejsca. Nie pojmuję, po co to tak przeżywać. Jaki to problem?! Jako jedyna z pięciu sióstr „odziedzicz­yłam” zmarszczki po ojcu. Jak pani widzi, mam je tuż nad ustami. Są to zmarszczki tzw. genetyczne. I co? Z genetyką mam walczyć? Bez przesady. W tym przypadku też nie było wyjścia – musiałam te nieszczęsn­e bruzdy zaakceptow­ać.

– Albo poddać się operacji plastyczne­j.

– Nigdy w życiu! W czasach, kiedy byłam jeszcze bardzo, bardzo młoda, dwie śliczne koleżanki z teatru próbowały mnie namówić na operację nosa. One były już zdecydowan­e, chciały mieć noski „takie trochę zadarte”. Wyobraziła­m sobie taki nos na mojej twarzy! Do dziś pozostałam przy własnym.

– Po obejrzeniu pani sesji zdjęciowej dla firmy Bohoboco kilka moich znajomych uznało, że pani twarz to zasługa albo liftingu albo „spotkania z Photoshope­m”.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland