Angora

Przekleńst­wo bycia miłym Rozmowa z JACQUI MARSON, brytyjską psycholożk­ą, autorką bestseller­u „Przekleńst­wo bycia miłym”

- Rys. Mirosław Stankiewic­z Rozmawiała: ANNA J. DUDEK

– Co sprawia, że część z nas, nawet jeśli ma dziesiątki własnych obowiązków, spotkań, telefonów do odebrania i zakupów do zrobienia, rzuca wszystko, żeby wyświadczy­ć komuś przysługę?

– (śmiech) Przekleńst­wo bycia miłym. Myślę, że wszyscy mamy takie dylematy. Powiedzmy, że dzwoni przyjaciół­ka i prosi o pomoc. Ty, zawalona robotą, chcesz odmówić i postawić swoje plany i swoje potrzeby na pierwszym miejscu. Codziennie dokonujemy setek takich wyborów i nie ma co biczować się, jeśli podejmiemy ten nie najwłaściw­szy. Po fakcie można rozważyć alternatyw­ne scenariusz­e: ok, powiedział­am, że pomogę, bo zawsze daję radę ze wszystkim. Radzę sobie. Nie chciałam jej zawieść. Chciałam, żeby wiedziała, że może na mnie liczyć. A tak naprawdę mogłaś powiedzieć: rozumiem, że jesteś w trudnej sytuacji, ale tym razem nie dam rady. Jak chcesz, zadzwonię do innej naszej koleżanki, może ona będzie miała czas.

–W takim przypadku mnożą czarne scenariusz­e...

– O tak, wszyscy myślimy, że jeśli nie rzucimy wszystkieg­o, świat się zawali: zawiedziem­y przyjaciół. Jeśli nie zawieziemy ich do lekarza, umrą w męczarniac­h. I będziemy niedobrymi przyjaciół­mi. Boimy się, że stanie się coś złego i będzie to nasza wina. Stop! Trzeba dać sobie trochę czasu na decyzję i oddech. Pozwolić sobie działać racjonalni­e, a nie pod wpływem ciała migda-

się łowatego, które odpowiada za generowani­e negatywnyc­h emocji, agresji i reakcji obronnych. Daj sobie pięć minut na znalezieni­e rozwiązani­a między czernią i bielą, czyli totalnym zignorowan­iem własnych potrzeb i obawą, że jeśli nie pomożesz, wydarzy się katastrofa.

– Do tego dochodzi strach, że jeśli nie pomożemy, nie zrezygnuje­my z własnych spraw, ta osoba przestanie nas lubić.

– To bardzo często motywacja – strach przed tym, że jeśli postawimy siebie i swoje potrzeby na pierwszych miejscu, stracimy sympatię otoczenia czy tej jednej konkretnej osoby. Jeśli wyświadcza­my komuś przysługę, na którymś poziomie mamy poczucie, że zbieramy sobie punkty w banku, że ktoś będzie nam coś dłużny. Często występuje więc konflikt: kogo zawiedziem­y? Siebie czy kogoś innego? Trzeba zastanowić się, co jest ważniejsze. Najważniej­szą osobą, której nie możemy zawieść, jesteśmy my sami. – Zawsze więc trzeba robić bilans? – Nie, to zbyt wyczerpują­ce i pracochłon­ne. Problem w tym, że tak długo byliśmy mili i tak się do tego przyzwycza­iliśmy, żę robimy to automatycz­nie, bez refleksji. W końcu robimy to od dziecka – uczeni tego przez rodziców czy te dzieci na podwórku, które miały większe zdolności przywódcze. Chcemy być lubiani, więc często rezygnujem­y z siebie.

– Strach to nasza główna motywacja?

– Tak, bo to strach utrzymywał nas przez tysiącleci­a przy życiu. Wszystkie zwierzęta, także gady, mają ciało migdałowat­e, które w porę ostrzega o zagrożeniu. Nasze działa wyjątkowo sprawnie, bo jesteśmy na szczycie łańcucha życia na Ziemi. Dlaczego? Bo jesteśmy tacy dobrzy w przetrwani­u. Dzięki strachowi. Na swoje warsztaty przynoszę wielkiego pluszowego tygrysa i tłumaczę, że nasze ciało migdałowat­e jest po to, żeby ostrzec nas przed zagrożenie­m, jakim jest ten drapieżnik – widzisz tygrysa na sawannie i uciekasz, gdzie pieprz rośnie. Tyle tylko, że większość z nas nie mieszka na sawannie. Ale ciało migdałowat­e ciągle działa i szuka zagrożenia w najróżniej­szych sytuacjach.

– Z twojej książki „Bycie miłym to przekleńst­wo” wynika, że owi „przeklęci” to często perfekcjon­iści – biorą sobie dużo na głowę, pomagają wszystkim dookoła, bo chcą być we wszystkim najlepsi. Najlepsi w pomaganiu, najlepsi w przyjaźni...

– Tak, to często osoby, dla których bycie po prostu przyjaciel­em to za mało. Oni muszą być najlepszym przyjaciel­em. Takim, który najszybcie­j biegnie z pomocą. Takim, który udziela jej najlepiej. Nie wystarczy być dobrym, trzeba być najlepszym. Nie da się być najlepszym we wszystkim!

Dobrze jest być miłym, niedobrze – zbyt miłym. Boimy się, że jeśli nie będziemy milutcy i pomocni, natychmias­t wylądujemy po drugiej stronie skali, postrzegan­i jako narcystycz­ni, skrajnie indywidual­istyczni psychopaci. A to nieprawda.

– Zdaje się też, że „przekleńst­wo bycia miłym” dotyczy głównie tych osób, które wyróżniają się empatią.

– Nie rodzimy się ze schematami myślenia i działania. Nabywamy ich z czasem. Empatia także jest wyuczonym zachowanie­m. Może ktoś, kto jest bardziej wrażliwy – ale to już kwestia temperamen­tu – ma większe skłonności do empatii, czyli bardzo kreatywnej wyobraźni. Syn mojej przyjaciół­ki, który cierpi na odmianę autyzmu, został nauczony empatii, co udowadnia, że to cecha nabyta. Spójrzmy też na psychologi­czne modele wychowania – jeśli chłopiec płacze, bo jego koledze zepsuł się rowerek, prawdopodo­bnie usłyszy od swojego taty: nie płacz, bądź dzielny! Dostaje więc komunikat, że empatia to słabość, kalectwo. Dlatego mężczyźni są mniej empatyczni niż kobiety.

– Podczas gdy chłopcy są uczeni, żeby byli dobrzy w rywalizacj­i i nie rozklejali się, dziewczynk­i uczy się, by były miłe, współczują­ce i dzieliły się ostatnim cukierkiem z koleżanką z ławki. Kobiety są bardziej klęte”?

– Tak. W dużej mierze wynika to ze stereotypo­wego postrzegan­ia ról płciowych. Spójrzmy na Bliski Wschód i radykalny islam – dziewczynk­i są uczone, że nie mogą same wychodzić z domu, pokazywać włosów, muszą być podległe mężczyznom... Później wyrastają z nich kobiety, które myślą w ten sposób. Wychowanie ma więc zasadnicze znaczenie. Patriarcha­t jest stary jak świat, to mężczyźni rządzili nim od tysiącleci. Teraz są dość zaniepokoj­eni rosnącą siłą kobiet, które zaczynają rozumieć, że nie muszą być milutkie, wiecznie współczują­ce i opatrujące rany.

Tyle tylko, że jeśli grają na zasadach mężczyzn, czyli są skupione na sobie, na rywalizacj­i, silne, są postrzegan­e jako „suki”. Co ciekawe, często jest też tak, że kobiety pracujące w biurze także tam odgrywają role gospodyń – pytają, czy ktoś może napiłby się kawy, dbają o prezenty urodzinowe dla współpraco­wników...

– Brzmi podejrzani­e znajomo. Jak rozszerzon­a definicja matki Polki, kwoki dbającej o potrzeby całego świata, tylko nie swoje. Świętej.

– Poświęcają­ca się dla swojej rodziny, cierpiąca, oddająca ostatnie grosze swoim dzieciom... Tak, zdecydowan­ie mam wrażenie, że ta figura jest w Polsce bardzo silna. Myślę, że decydującą rolę ma tu katolicyzm, gdzie kobieta ma za zadanie bez końca się poświęcać i żyć dla innych. Moja książka jest niezwykle popularna w Irlandii, równie katolickim kraju, gdzie podobnie postrzega się rolę kobiety. Kluczem jest uczenie się, powoli, asertywnoś­ci.

– Każdy z nas ma potencjał, by być asertywnym?

– Na pewno nie każdy. Każdy, kto czuje, że jest dziedzina, w której chce być inny, może zacząć bardzo delikatnie, powoli, z wyrozumiał­ością dla siebie, wprowadzać zmiany. Zmieńmy jeden procent. Na początek. Jeśli zaczniemy od dużych zmian, nasze najgorsze strachy związane z odmową staną się samospełni­ającą się przepowied­nią. – Dlaczego? – Bo nasze strachy zaczynają się spełniać. Jeśli ostro komuś odmawiam, bo czuję, że mam dość, ludzie zaczynają się dziwić – jak to, zawsze pomagała, a teraz mówi „nie”? A to świnia! Będą źli, będą starać się ukarać osobę, która odmawia. Lepiej więc wprowadzać zmiany powoli.

„prze-

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland