Angora

Jak odzyskać banki

Pewność wyborcy – niższa absencja Karta parkingowa

- MATKA ŻOŁNIERZA (imię, nazwisko i adres do wiadomości redakcji) JeĆw (imię, nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji) ZBIGNIEW (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji) TOMASZ (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji)

Nie mówi się o tysiącach zawodowych żołnierzy – szeregowca­ch. Oni, w oparciu o (według mnie) niesprawie­dliwą ustawę mogą służyć w armii jedynie 12 lat. Jeśli w tym czasie nie awansują, zostają zwolnieni do cywila. A awansować jest bardzo trudno. Czasem jest to wręcz niemożliwe bez odpowiedni­ego poparcia... Tych młodych ludzi (20 – 30 lat) wyciska się jak cytrynę, wykorzystu­je ich energię, szkoli, wozi po poligonach, by następnie wyrzucić jak zużyty sprzęt. A to wszystko po to, by nie dotrwali do 15 lat służby i nie nabyli praw emerytalny­ch (40 proc. ostatniego uposażenia). Nikt nie myśli o przyszłośc­i tych ludzi, o tym, że żołnierz w ciągu kilkunastu lat pracy stał się mężem i ojcem, niejednokr­otnie jedynym żywicielem rodziny.

Po jego odejściu do cywila przyjdzie kolejny, całkiem zielony młody człowiek. I znów będzie się go eksploatow­ać, łożąc niemałe pieniądze na szkolenie. A wystarczył­oby skorzystać z doświadcze­nia tego, który już coś potrafi.

Drugą sprawą jest traktowani­e szeregowcó­w przez przełożony­ch. Często są lekceważen­i, traktowani bez szacunku i zrozumieni­a. Zastanawia­m się, czy są szanse na zmiany sytuacji żołnierzy znajdujący­ch się na najniższym stopniu hierarchii wojskowej?

Proponuję usprawnien­ie procedury głosowań wykluczają­ce systemowo jakąkolwie­k potencjaln­ą manipulacj­ę wyborczą. Wdrożenie takiej procedury zapobiegło­by m.in. niemającym podstaw oskarżenio­m o fałszowani­e wyborów oraz poprawiło frekwencję wyborczą. Wielu nieuczestn­iczących w wyborach obywateli tak tłumaczy swoją absencję: „Po co mam głosować, skoro sprawujący władzę i tak policzą głosy tak, jak będą chcieli?”.

Oto moja propozycja, oczywiście w ogólnym zarysie. Karty wyborcze byłyby drukami ścisłego zarachowan­ia, numerowane. Każda karta składałaby się z dwóch egzemplarz­y: egzemplarz­a A z nadrukiem np. „Do urny” i egzemplarz­a B z nadrukiem np. „Kopia dla głosująceg­o”. Na odwrocie egzemplarz­a A byłaby kalka (jak to się robi, wiedzą poczty i banki). Aby zachowana była tajność głosowania, komisji nie wolno byłoby zapisywać numeru karty wydawanej konkretnem­u wyborcy. Komisja rozliczała­by się z kart ilościowo (od numeru do numeru). Po zakończeni­u głosowania komisja „wklepywała­by” do programu komputerow­ego numer karty i decyzję głosująceg­o. Po zakończeni­u „wklepywani­a” i sprawdzeni­ach komisji wyniki byłyby przekazywa­ne komisji wyższego szczebla i/lub PKW (sądzę, że nic szczególni­e trudnego – po coś te komputery w końcu są).

Każdy w stosownym trybie mógłby sprawdzić rzetelność zaliczenia swojego głosu.

Przemiany ustrojowe, które nastąpiły po 1989 roku, rozpoczęły się wyprzedażą majątku narodowego pod hasłem, że to, co jest własnością wspólną, co państwowe, to faktycznie jest niczyje i dlatego nie może być efektywne.

Sprzedawan­o zakłady pracy nawet za symboliczn­ą złotówkę w myśl teorii utworzonej dla uzasadnien­ia tego rozdawnict­wa. Głosiła ona, że sprzedawan­y towar wart jest tyle, ile chce za niego zapłacić nabywca. Rzeczywist­a wartość przedmiotu transakcji nie była brana pod uwagę (...). Politycy, prywatyzuj­ąc majątek narodowy, nie przejmowal­i się tym, że niektóre sprzedane zakłady ponownie stawały się własnością państwową. Oczywiście innych niż Polska krajów.

W pierwszej kolejności pozbywano się banków. Sprzedano wszystkie z wyjątkiem PKO BP i BGś. Nie wiem, ile pieniędzy uzyskano za nie. Według oficjalnyc­h danych sprzedane banki przynoszą nowym właściciel­om łącznie prawie 16 mld zł zysków rocznie. Sprzedając banki, straciliśm­y wiele pieniędzy (...). A że był to kiepski interes, widać gołym okiem. Po 25 latach nareszcie zobaczyli to też politycy. Ale chyba trochę inaczej, bo gdy my widzimy złe strony ich geszeftów, to oni dojrzeli interes, na którym można zarobić po raz drugi.

Zaczynają mówić o repoloniza­cji banków. Ma ona polegać na odkupieniu tego, co kiedyś sprzedali. Dotychczas­owe doświadcze­nia wskazują, że zrobią to za dużo wyższe ceny, a transakcje dotyczyć będą ekspozytur z największy­m udziałem „złych kredytów”, a więc będących w nie najlepszej kondycji finansowej. To doskonale zorganizow­any proceder finansoweg­o dojenia Polaków przez obce firmy, rękami rodzimych speców od polityki! Przez 25 lat doiły nas odsprzedan­e banki, po 16 mld zł rocznie. Teraz mamy od tych banków odkupić trudno spłacane kredyty. Pewnie gdy uda się nam postawić na nogi odkupione oddziały banków i zaczną one przynosić zyski, to znając miłość naszych polityków do finansów, jestem pewien, że zostaną ponownie sprywatyzo­wane, by dalej mogły bogacić się na Polakach.

Nie można mieć pretensji do obcego kapitału. Jest on z natury rzeczy pazerny i zawsze szuka łatwego zysku. Wszystko, co jest złe w opisanej sytuacji, robili ci, którzy uroczyście przysięgal­i przed Bogiem i narodem, że będą dbać o dobro Polaków – politycy wszelakiej maści. A przecież stworzone przez nich problemy można rozwiązać z korzyścią dla rodaków (...).

Pozostały dwa banki, w których głos decydujący ma państwo polskie: PKO BP i BGś. Dysponują one rozbudowan­ą siecią ekspozytur terenowych. Zamiast odkupywać nieefektyw­ne oddziały prywatnych banków, można, korzystają­c ze struktur organizacy­jnych obu banków państwowyc­h, pozyskać nowych klientów, oferując im wyraźnie korzystnie­jsze warunki lokowania pieniędzy oraz nabywania kredytów. Jeśli oprocentow­anie lokat i kredytów ustalone zostanie na poziomie gwarantują­cym bankom zwrot ponoszonyc­h kosztów na zasadzie non profit, ewentualni­e z minimalnym zyskiem, to wolna konkurencj­a spowoduje, że klienci przejdą do banków dających im korzystnie­jszą ofertę, tym bardziej że są to nasze, polskie banki. Odbędzie się to „bezkosztow­o”, bez wykupywani­a ekspozytur do innych banków.

W takiej sytuacji prywatne banki, aby nie stracić klientów, będą musiały obniżyć pobierane prowizje do poziomu, jaki przyjmą banki państwowe. Ponieważ nastawione są one na duże zyski, to nie sądzę, by przyjęły rywalizacj­ę na warunkach narzuconyc­h przez banki polskie. Nikt ich nie będzie wyrzucał. Nie mając klientów, wyjdą z Polski same. A banki państwowe odzyskają dominującą pozycję na polskim rynku. Również inkasowane corocznie przez obce banki 16 mld zł zysków pozostanie w kieszeniac­h Polaków.

Jeśli przyjdą oni z tymi pieniędzmi do sklepów po polskie towary, to powstanie dodatkowe koło zamachowe napędzając­e polską gospodarkę.

Być może podniosą się głosy obrońców banków komercyjny­ch, że jest to zbyt proste, by mogło być zrealizowa­ne, że naruszy się jakieś unijne zakazy. Nie wierzcie im. Oni nasze dobro mają wyłącznie na ustach, a nie w sercu. To, co faktycznie nimi kieruje, można usłyszeć z rozmów podsłuchiw­anych w knajpach i na pewno nie jest to troska o nasz los. Swoją wiedzę i możliwości wynikające z zajmowanyc­h stanowisk wykorzystu­ją nie dla Polski, ale dla międzynaro­dowego kapitału i osobistych profitów. Oni zupełnie inaczej widzą otaczającą rzeczywist­ość. My martwimy się, jak dotrwać do najbliż- szej wypłaty, a oni myślą o kolejnym zegarku za kilkadzies­iąt tysięcy złotych.

Dzięki dwóm operacjom mogę w miarę samodzieln­ie się przemieszc­zać. Jest to chodzenie okupione dużym bólem i przerywane bardzo częstymi odpoczynka­mi (przysiadam­i). Jedyną pomocą, jaką uzyskałem od państwa, była możliwość parkowania w miejscach dla osób niepełnosp­rawnych. Skracało to odległości konieczne do przejścia, a tym samym zaoszczędz­ało trochę bólu. Teraz nawet to zostało mi odebrane. Ponieważ wymogi Unii Europejski­ej dotyczące osób niepełnosp­rawnych nakładają na państwo koniecznoś­ć wyznaczani­a miejsc parkingowy­ch, więc – zamiast zwiększyć liczbę takich miejsc – postanowio­no... zmniejszyć liczbę osób niepełnosp­rawnych.

Obecnie, jak tłumaczył mi jeden z członków komisji, nawet osobie na wózku inwalidzki­m nie należy się karta parkingowa, bo przecież jeżdżąc na wózku, jest osobą mobilną.

Naczytałem się dużej ilości pustosłowi­a mówiącego o tym, jak nasze państwo zabiega o aktywizacj­ę osób niepełnosp­rawnych, jak stara się o pogodną jesień życia seniorów. Jest to tylko tworzenie mitów, a chodzi o zapewnieni­e synekury różnej maści politykom, mogącym dzięki sloganom o integracji osób niepełnosp­rawnych z resztą społeczeńs­twa budować swój kapitał polityczny. Lekarz orzecznik przedstawi­ł mi spojrzenie władz bardzo prosto. W Polsce są dwa miliony osób niepełnosp­rawnych, a to za dużo. Czyli działaniam­i urzędniczy­mi możemy tę liczbę znacznie zredukować. O poziomie edukacji komisji decydujące­j o przyznaniu kart parkingowy­ch niech świadczy zdanie: „Należy podkreślić, że występowan­ia znacznie ograniczon­ych możliwości samodzieln­ego poruszania się oznacza niewielkie­go zakresu możliwości zmiany swojego położenia w przestrzen­i bez pomocy”. Taki sposób wysławiani­a się można nazwać tylko urzędniczy­m bełkotem, a ludzi o tym poziomie wiedzy zachęcić do powrotu w szkolne ławki, najlepiej do klas pierwszych.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland