Najciekawsze zwyczaje wielkanocne
Wielkanoc to dla chrześcijan czas zadumy nad męką Jezusa Chrystusa, ale i radości z powodu jego zmartwychwstania. To czas, gdy cieszymy się nowym życiem i odrodzeniem, ponieważ zbiega się z nadejściem wiosny. To święta, podczas których powtarzamy pielęgnowane od stuleci rytuały. Niektóre z nich mają wymiar religijny, inne związane są z naturalnym cyklem budzenia się natury do życia. Polacy noszą do kościołów koszyki z jedzeniem i polewają się wodą. A mieszkańcy innych krajów? Co kraj, to obyczaj – nawet w Wielkanoc.
Nasi południowi sąsiedzi Czesi w Poniedziałek Wielkanocny uprzykrzają życie młodym pannom. Brzmi znajomo? No tak, ale oni nie oblewają ich wodą, jak Polacy w śmigus-dyngus, ale maltretują je w inny sposób – bijąc wierzbowymi gałązkami. Panny mogą ich najpierw oblać wodą, ale wcale nie muszą. Uderzenia pomlázkami mają zapewnić im zdrowie i szczęście w nadchodzącym roku, więc dziewczyny obdarowują swoich „oprawców” pisankami albo pieniędzmi. Ten zwyczaj praktykuje się też na Słowacji i na Węgrzech. Warto wiedzieć, że polski śmigus-dyngus poza polewaniem wodą też kiedyś obejmował smaganie witkami.
Bije się też na Filipinach, ale tutaj ma to bardziej tragiczny wymiar. Co roku uwagę mediów i turystów z całego świata przyciąga bowiem organizowany w Wielki Piątek pochód pokutników w miejscowości San Pedro Cutud znajdującej się 70 kilometrów na północ od stolicy. Pokutnicy biorą udział w okrutnym przedstawieniu, podczas którego sami chłoszczą się biczami. Przed przystąpieniem do biczowania wykonuje się na ich plecach wiele małych nacięć, by pod wpływem uderzeń krew wypływała spod skóry. W ten sposób pryska ona z ran na wszystkie strony i często osoby stojące z boku również są zakrwawione. To przedstawienie unaocznia cierpienie Jezusa w tak dosłowny sposób, że niektórzy dają się nawet ukrzyżować. Tych śmiałków najpierw dezynfekuje się alkoholem, a potem przybija do krzyża dziesięciocentymetrowymi gwoździami. Ci, którzy nie mają tyle odwagi, są do krzyża jedynie przywiązywani. Tradycja tutejszych ukrzyżowań sięga 1962 roku. Wierni uważają, że w ten sposób odprawiają pokutę oraz wzmacniają swoją wiarę, ale Kościół oficjalnie odcina się od takiej demonstracji pobożności.
Hiszpańskie procesje wielkopostne może
nie są krwawe,
ale są tak pełne kunsztu, tradycji i wzniosłości, że co roku przyciągają tysiące turystów. W czasie Wielkiego Tygodnia bardzo dużo dzieje się w Andaluzji, szczególnie w Sewilli. Semana Santa, Święty Tydzień, jak się tutaj mówi na ten okres, to wielkie wydarzenie. Już od Niedzieli Palmowej każdego dnia ulice miasta wypełniają się zapachem kadzideł i tłumami ludzi, którzy rozemocjonowani płaczą, krzyczą i śpiewają, doznając religijnych uniesień. Wtedy to bowiem odbywają się procesje, podczas których zakapturzeni mężczyźni (przypominają członków Ku-Klux-Klanu), czyli nazaren os, kroczą przy ogromnych platformach przedstawiających sceny z drogi krzyżowej. Nazaren os to przedstawiciele bractw religijnych skupionych wokół swoich parafii. Niektóre z nich liczą nawet po kilka tysięcy członków i każde charakteryzuje się innym kolorem szat oraz maszeruje wokół konkretnej platformy. Często im dłuższy staż w bractwie, tym bliżej świętych figur można być w czasie procesji. Platformy, czyli pasos, mogą ważyć nawet kilka ton, a przygotowania do religijnego pochodu zajmują bractwom wiele miesięcy.
Inną tradycję kultywuje się w Poniedziałek Wielkanocny w Bessie`res na południu Francji. Mieszkańcy gminy przynoszą tego dnia na rynek jajka, a kucharze przygotowują ogromny omlet dla wszystkich zgromadzonych. Podobno tradycja wywodzi się z czasów Napoleona. We-
~~dług legendy, kiedy przejeżdżał on ze swoją armią przez tę część kraju, zdecydował się odpocząć w tutejszej gospodzie. Na kolację zjadł omleta, który tak bardzo przypadł mu do gustu, że nakazał miejscowym, by przynieśli wszystkie jajka, jakie mają, i następnego dnia przygotowali ogromny omlet dla niego i jego żołnierzy. Dziś danie to przygotowuje się w ważącej tonę patelni o średnicy czterech metrów. Jajek są tysiące, ale potrzeba też 25 litrów oleju, kilka kilogramów przypraw, tuziny pęczków szczypiorku i trochę pieprzu z Espelette. Kiedy wszystkie jajka są już zbite i znajdują się na gigantycznej patelni, dziesiątka kucharzy uzbrojonych w wielkie drewniane łyżki miesza miksturę i smaży ją. Omlety serwuje się z chlebem, a bochenki też są niezwykłe – półtorametrowe i ważące po 30 kilogramów.
Tradycyjnie w Wielką Niedzielę francuskie dzieci przeszukują parki i ogrody w poszukiwaniu ukrytych czekoladowych jajek. To samo robią dzieci w USA. Tutaj Wielkanoc ograniczona jest tylko do jednego dnia, kiedy to przez wiele miast spacerują
parady wielkanocne.
Najbardziej znana parada przechodzi Piątą Aleją w Nowym Jorku. Można na niej podziwiać wymyślne nakrycia głowy przygotowywane na ten dzień i przyozdobione kwiatami, kurczakami, zajączkami i pisankami. W Stanach Zjednoczonych Wielkanoc jest pod względem popularności daleko za Bożym Narodzeniem, Świętem Dziękczynienia, a nawet Dniem Niepodległości, ale w niektórych miastach istnieją zwyczaje z nią związane, na które czeka się okrągły rok! Na przykład walatka, czyli stukanie się jajkami tak, by zbić skorupkę przeciwnika, nie naruszając swojej. To obyczaj praktykowany w wielu miejscach w Luizjanie. Burmistrz Marksville jako pierwszy zorganizował oficjalne zawody już w 1956 roku. Przygotowania do konkursu trwają miesiącami. Zainteresowani wiedzą, która rasa znosi twardsze jajka i kiedy to robi, a kurczakom podaje się karmę bogatą w wapń. Wiadomo też, że jajko, które będzie walczyć w konkursie, musi być ugotowane czubkiem do góry, by poduszka powietrzna znalazła się na dole. Tak samo stare jak zawody są i próby oszustw – wiele razy utwardzano jajka cementem lub podkładano marmurowe odpowiedniki... Dziś wygrany musi zjeść swoje jajko, by udowodnić, że nie jest sztuczne.