Niesamowity wynik Kukiza
Tego się nikt nie spodziewał
– Na ile głosów Pan liczył?
– Nie liczyłem na głosy, tylko na to, że wyzwolę ducha podmiotowości i godności obywateli.
– Zaczynał Pan kampanię z zaledwie 2-procentowym poparciem…
– Ja mówię o Polsce i o ratowaniu ojczyzny, a pani o matematykę mnie wypytuje. Powtarzam więc: w ogóle nie kalkulowałem matematycznie, bo nie tyle o urząd mi chodziło, ile o to, aby wyzwolić w moich rodakach poczucie tego, że to my, obywatele, jesteśmy właścicielami państwa i że politycy mają być naszymi pracownikami, a nie neoarystokracją, która uwłaszczyła się i na państwie, i na obywatelach.
– Bardzo boli, kiedy słyszy Pan o sobie, że jest „prawicowym oszołomem”?
– Skoro już pani cytuje, proszę robić to dokładnie. Nazywają mnie „ skrajnie prawicowym oszołomem”. Homofobem, faszystą i tym podobnymi określeniami. Parę dni temu na przykład cały program „Czarno na białym” w TVN24 był poświęcony dyskredytowaniu mojej osoby. Jego autorzy przebili swoich mistrzów z czasów siermiężnego PRL-u (śmiech).
– Boli?
– Ani trochę. To nie są przecież opinie moich rodaków, tylko sztuczki wymyślane przez funkcjonariuszy propagandy Systemu po to, aby w jak najgorszym świetle przedstawić jego oponenta. Od nich nie oczekuję, że będą mnie chwalić.
– Dlaczego nie?
– Bo nie są niezależni. 80 procent mediów znajduje się w zagranicznych rękach.
– Między innymi „Newsweek”. Ale akurat oni Pana pochwalili. W ubiegłym tygodniu Rafał Kalukin napisał: Kukiz może jest oszołomem, ale szczerym. Wierzy w to, co mówi, a większość z tego jest sensowna. Jako jedyny twierdzi, że trzeba wywrócić system…
– Jeżeli pan Kalukin uważa, że trzy miliony Polaków, których brak pracy wypędził za granicę to norma, niż demograficzny to norma, niefunkcjonująca praktycznie służba zdrowia to norma, opodatkowanie pracy w 60 procentach to norma, bezkarna złodziejka wysokich urzędników partyjnych to norma, a ja chcę to wszystko „wywrócić do góry nogami”, to niech pani sama sobie odpowie na pytanie, kto tu jest oszołomem? System jest wywrócony do góry nogami teraz! Ja chcę go właśnie postawić na nogi, czyli doprowadzić do tego, że będzie taki, jak brytyjski, francuski, amerykański, kanadyjski, australijski czy nowozelandzki. Wszyscy ci, którzy uważają te systemy za skrajnie prawicowe, oszołomskie i antydemokratyczne, są albo niedouczeni, albo cynicznymi partycypantami Systemu, albo są po prostu – przepraszam – idiotami. Czyli albo szkoła się kłania, albo – wkrótce – prokuratura, albo psychiatra.
– Wielu sympatyków miało do Pana żal za krótki co prawda, ale jednak romans z Korwin-Mikkem.
– Jaki romans?! O czym pani mówi?!
– O spotkaniu w restauracji Lotos, podczas którego ustalaliście, jak bę- dziecie sobie oddawać głosy. Żałuje Pan, że doszło do tej rozmowy?
– Po pierwsze – gdybym miał się czego wstydzić, nie poinformowałbym o tym spotkaniu na Facebooku, a przecież to zrobiłem. Nie knułem więc, nie spiskowałem. W ogóle mi to do głowy nie przyszło. Po drugie – przed wyborami rozmawiałem praktycznie z każdym, komu jest bliska idea jednomandatowych okręgów wyborczych, choćby z Markiem Jurkiem, Jarosławem Gowinem czy z Pawłem Kowalem. I z wieloma innymi.
– Jeśli to prawda, że walka wyborcza jest jak wyścigi konne: wszystko zależy od konia, od dżokeja i od przeszkód, to po jesiennych wyborach parlamentarnych czeka Pana świetlana przyszłość. Mandat poselski ma Pan jak w banku. Ale co potem?
– Mandat dla mnie to stanowczo za mało. Zresztą, mogłem już od dawna być w Sejmie, bo dostawałem wcześniej propozycje od kilku partii. Moim zadaniem jest zbudowanie wielkiego ruchu sprzeciwu względem obecnego Systemu. Potem oczywiście zmiana konstytucji i wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. Wyróżnikiem polityka staną się wówczas fachowość i przyzwoitość, a nie przynależność klanowa i partykularny interes. I wreszcie przestaniemy być podzieleni na Hutu i Tutsi.
– Jest Pan teraz w komfortowej sytuacji. Wielu chciałoby się do Pana przykleić, przytulić. Podobno nawet prezes Kaczyński chętnie by to zrobił… Ze wszystkimi będzie Panu po drodze?
– Nigdy nie przyklei się do mnie nikt, kto partycypuje w łupieniu Polaków. Wszystko jedno, czy jest to partycypacja polegająca na bezpośrednim uczestnictwie w podziale łupów, czy partycypacja polegająca na popieraniu Systemu, który pozwala eksterminować polską podmiotowość. To mogę z całą pewnością obiecać.
– A konkretnie? Czy możliwy jest, na przykład, sojusz Pawła Kukiza z PiS-em?
– Odpowiem tak: jeśli jest do pokonania bandzior kulturysta, z którym sam sobie nie dam rady, to szukam sojuszników, żeby go pokonać. Przed bitwą nie będę dyskutował z nimi na tematy światopoglądowe czy etyczne i daleko wybiegał w przyszłość, bo byłoby to czystą głupotą. Priorytetem jest zniszczenie bandyty, bo inaczej on zniszczy mnie. Potem dopiero mogę się zastanawiać, czy iść nadal z sojusznikiem na kufel piwa, czy pójść własną drogą. Krótko mówiąc, jeśli dobro mojej ojczyzny będzie wymagało, to nie wykluczam nawet zbliżenia z rozsądnymi lewicowcami, a takich też by się trochę znalazło. Nie ukrywam jednak, że bliżsi są mi ludzie antysystemowi niż partycypanci obecnego Systemu.