1600 zł zysku od łebka. Tyle bankowcy są w stanie zarobić na kliencie w ciągu roku
Czy kredyt bez odsetek jest tani? Wydawałoby się, że powinien być, a taki nie jest. Brak odsetek jest rekompensowany innymi kosztami. W przypadku Banku Pocztowego prowizją wynoszącą horrendalne 20 proc., a w mBanku kosztem jest prowizja wynosząca 7 lub 9 proc. i ubezpieczenie. Efekt jest taki, że mocno reklamowane właśnie przez mBank i Bank Pocztowy kredyty są jednymi z najdroższych na rynku.
Oto jak polscy bankowcy zbliżają się po największą wypłatę w historii branży. Już w 2014 roku, pomimo niskich stop procentowych, zyski banków były nieprzeciętnie wysokie – 16,1 mld złotych. W tym roku dzięki lepszej sytuacji w gospodarce i własnym „dopalaczom” banki mogą zarobić 17 mld zł – twierdzi Jacek Ramotowski z „Obserwatora Finansowego”. Te dopalacze to wysokie prowizje, a także dodatkowe opłaty „wprowadzane wszędzie tam, gdzie tylko to będzie możliwe i akceptowalne dla klientów” – to cytat z Mateusza Morawieckiego, szefa BZ WBK.
Ile zysku z jednego klienta?
Ile tak naprawdę płacimy rocznie za możliwość korzystania z usług bankowych? Przygotowaliśmy zestawienie banków, które najwięcej zarabiają na jednym kliencie. Otwiera je CitiHandlowy ze średnim zyskiem brutto z klienta wynoszącym 1596 zł rocznie. Citi to bank głównie zamożnych klientów, przed laty reklamujący się jako jeden z nielicznych, których złote karty są akceptowane na całym świecie. Bank ma niespełna 1,5 mld wpływów z odsetek i 726 mln przychodów z prowizji. A jednak z działalności bankowej wyciąga w sumie ponad 1 mld złotych. W przeliczeniu na niewielką grupę 731 tys. klientów daje to świetny wynik na głowę.
– Tak naprawdę bankowcy łupią nas nie za mocno, ale wszędzie po trochu. Po kilka złotych za wypłaty z bankomatów, bo przecież nagle potrzebujemy 50 zł, a obok nie ma tego darmowego bankomatu. Płacimy kartą za obiad podczas wyjazdu narciarskiego na Słowacji i już spread walutowy przy rozliczeniu zagranicznej transakcji bije nas po kieszeni. To w przełożeniu na dwa czy trzy miliony klientów daje spore sumy – mówi Paweł Majtkowski, główny analityk Centrum Finansów Aviva.
Mit darmowej kasy
Dzięki zestawieniu dowiedzieliśmy się, dlaczego bankom opłaca się płacić nowym klientom gotówkę za otwarcie nowego konta. Bo złapany w sidła promocji klient w kolejnych latach oddaje kilkakrotnie więcej. Nie dziwcie się, że BZ WBK mamił w ubiegłym roku nawet 500-złotową premią za założenie rachunku. I tak jest do przodu, bo statystyczny klient dostarcza mu 754 zł zysku brutto rocznie. Millennium oferował 200 złotych premii – tam zysk z jednego klienta jest trzykrotnie wyższy niż premia na dzień dobry.
Zazwyczaj, aby otrzymać premię, należy spełnić kilka warunków. W BZ WBK na 500-złotowy bonus składało się 10 premii przyznawanych po 50 zł na miesiąc. Wypłacano je pod warunkiem, że miesięcznie na ROR będzie wpływało 1 tys. zł, klient dokona transakcji na 300 zł i trzech przelewów elektronicznych. Po co takie wymogi? Żeby na dobre strzyc klienta, trzeba go wcześniej uwiązać do banku kilkoma produktami jednocześnie, np. pożyczką, gotówką, kartą kredytową, ubezpieczeniem czy długotrwałą lokatą. Bank liczy, że dzwoniąc do klienta z kolejną darmową kartą czy tanim kredytem, prędzej czy później namówi go na współpracę. Z takiego agresywnego promowania kilku produktów jednocześnie słynął Getin Noble Bank. I proszę, oto wyniki – jedna dusza dostarcza im ponad 823 zł zysku.
Osobne przypadki to Crédit Agricole i Bank Pocztowy – wcale nie są najtańsze na rynku. Po prostu są na początkowym etapie. Udzielając coraz więcej pożyczek gotówkowych, dopiero zbierają swoje stado owiec, które za chwilę zaczną strzyc. Pocztowy pisze w rocznym podsumowaniu, że na jego słaby wynik mają wpływ wysokie koszty administracyjne banku.
Chciwość wraca
Założyciel mBanku Sławomir Lachowski w rozmowie z naTemat ocenia, że nieliczni bankowcy potrafią „ograniczyć swoją chciwość”. Większość będzie wracać do opłat, które przez ostatnie lata znosili. Przypomina, że kiedyś płaciło się nie tylko za wysyłane przelewy, ale nawet za przychodzące. – Wszystkie banki wprowadzają dopłaty tylnymi drzwiami, bo muszą poszukać „nowych – starych” źródeł przychodu – mówi.
Pisaliśmy, że wzrosły opłaty za wypłatę gotówki z bankomatów Euronetu dla klientów Pekao SA. Z kolei na przykładzie PKO BP można pokazać, jak pięknie można drenować portfele klientów prowizjami. W 2014 roku ten bank miał 2,6 mld prowizji naliczonej z sześciu źródeł. Najwięcej pieniędzy klientów popłynęło z kart płatniczych, rachunków bankowych oraz kredytów i pożyczek (szczegóły na wykresie wyżej). Kilka dni temu PKO BP, największy polski bank, wprowadził nową tabelę opłat za swoje usługi, zaostrzając nawet wymogi dla swojego sztandarowego „konta za zero”. Tego samego, do którego z takim wysiłkiem przekonywał niedawno w reklamach komik Szymon Majewski.
Jednak i tak PKO BP to pod względem apetytu na pieniądze średniak. Gdyby prezes Zbigniew Jagiełło zastosował taktykę Mateusza Morawieckiego z BZ WBK, miałby nie 3,5 mld, ale ponad 6 mld złotych zysku. Pytanie, czy wówczas klienci nie zagłosowaliby nogami, przenosząc się do tańszych banków. Ale czy takie są?