Angora

Język polski jest dla mnie językiem katów

- (24 IV)

Pod koniec 2012 roku w czterech polskich obozach dla uchodźców wybuchł protest głodowy. Uchodźcy protestowa­li przeciwko skandalicz­nym warunkom, w jakich byli przetrzymy­wani. „Polskie piekło” opisała wówczas Ekaterina Lemondżawa. Teraz o wszystkim opowie jeszcze raz w szykowanej książce. – Język polski jest dla mnie językiem katów, osób, które mnie znieważały. Niemniej uczę się go i szanuję tak jak każdy język i naród, w którym przebywam – mówi dzisiaj.

O Ekaterinie Lemondżawi­e, gruzińskie­j dziennikar­ce i uchodźczyn­i, zrobiło się głośno w październi­ku 2012 roku, kiedy kobieta wysłała wstrząsają­cy list do „Gazety Wyborczej”, w którym opisywała rzeczywist­ość polskich obozów dla uchodźców, nazywając je więzieniam­i i „biblijnym piekłem”. Niemal trzy lata później drobna brunetka siedzi z założonymi nogami i kurczowo zaciska ręce, gdy opowiada swoją historię. Ostatnio robi to często. Jeździ po Polsce, gdzie na spotkaniac­h przypomina traumatycz­ne przeżycia z obozu dla uchodźców. W ten sposób promuje i zbiera pieniądze na swoją niewydaną jeszcze książkę „Nr 56: Pamiętaj, nazywam się Ekaterina”.

Tytuł odnosi się do numeru, jaki miała w obozie dla uchodźców w Lesznowoli. – Numer 56 był moim imieniem w obozie. Przez cały pobyt w Lesznowoli walczyłam o to, żeby mówić do mnie po imieniu i żeby pamiętano o tym – mówi Lemondżawa. Obecnie pomaga jej m.in. grupa No One Is Illegal – Polska, która wspierała ją i inne więzione osoby podczas strajku głodowego migrantów w 2012 r. i po jej deportacji do Gruzji. Pomaga także Federacja Anarchisty­czna, która m.in. zorganizow­ała ostatnie spotkanie z dziennikar­ką w Krakowie.

Klub w Gruzji i zaintereso­wanie służb

Jej historia zaczyna się w Gruzji w 2012 roku. – Gruzja reklamowan­a jest jako kraj, gdzie rodzi się i rozwija demokracja. Ale słowa naszego prezydenta to dla mnie bajka. Dziewięć lat władzy Saakaszwil­ego to kronika krwawych rządów. Kiedy cały świat przekonywa­ł mnie, że mieszkam w demokratyc­znym kraju, tam działy się straszne rzeczy – morderstwa i zatrzymani­a polityczne – zaczyna swoją opowieść Ekaterina Lemondżawa.

Do 2012 roku, od czterech lat, Ekaterina prowadzi klub rockowy w Tbilisi. To także centrum kultury, w którym odbywały się różne wydarzenia – klub odwiedzali politycy, aktywiści, artyści. To właśnie goście lokalu sprawili, że klubem zaintereso­wała się gruzińska służba bezpieczeń­stwa.

– Po jednym z wydarzeń do klubu przyszło dwóch mężczyzn. Byli ze służby bezpieczeń­stwa. Zabrali mnie ze sobą na przesłucha­nie. Podczas rozmowy byłam zastraszan­a, grożono mi pobiciem, jeśli będę się przeciwsta­wiać. Chcieli, żebym została ich agentem. Interesowa­ły ich osoby odwiedzają­ce klub, chcieli informacji na ich temat, a także, żebym podrzucała narkotyki wybranym osobom. Prezydent mówił wtedy, że te służby są kręgosłupe­m państwa i dlatego mają nieogranic­zoną władzę. W biały dzień mordowano na ulicach oponentów polityczny­ch – opowiada Lemondżawa.

Kobieta została zmuszona do napisania oświadczen­ia o współpracy. Nie chciała jednak pracować ze służbami, dlatego od razu postanowił­a nagłośnić całą sprawę. Myślała, że zapewni jej to bezpieczeń­stwo. Skontaktow­ała się ze znajomym dziennikar­zem, który próbował drążyć temat. Służby jednak wszystkieg­o się wyparły.

Ucieczka do Polski

Ekaterina czuła, że jest bezpieczna, póki o wszystkim mówi się głośno. Ale wiedziała, że gdy tylko sprawa ucichnie, będzie w niebezpiec­zeństwie. Jej przyjaciel­e doradzali wyjazd z kraju. Po trzech tygodniach postanowił­a, że tak zrobi. Wybór padł na Polskę. Powód był prozaiczny – ambasada naszego kraju znajdowała się niedaleko jej klubu.

Na początku w Polsce przebywała tylko przez chwilę. Wtedy nie starała się jeszcze o status uchodźcy. Po krótkim pobycie zdecydował­a się na wyjazd do Norwegii i dopiero tam chciała uzyskać azyl. Okazało się jednak, że zgodnie z konwencją dublińską tylko kraj, który udzielił pozwolenia na pobyt lub wydał wizę, może rozpatrywa­ć wniosek o azyl. Próbowała jeszcze uzyskać azyl w Szwecji, ale stamtąd też została odesłana z niczym. I tym sposobem Ekaterina wróciła do Polski, gdzie rozpoczęło piekło.

się

jej

wielomiesi­ęczne

Co ja tu robię?

– W Polsce na lotnisku czekali już na mnie przedstawi­ciele służby emigracyjn­ej. Byli ubrani po wojskowemu, zabrali mnie do metalowego pokoju, gdzie nie mogłam nic zrobić. Zobaczyłam napisy w różnych językach, przekleńst­wa, w tym także po gruzińsku. Zapytałam siebie: co ja tu robię? Zdawałam sobie sprawę, że zostałam chyba zatrzymana, choć nie złamałam żadnego prawa – opowiada Ekaterina.

Kolejne godziny to przesłucha­nia i uwłaczając­e przeszukiw­ania do naga. – Odniosłam wrażenie, że nie traktują cię poważnie, nie jak człowieka, mogą z tobą zrobić wszystko. Wiedziałam, że była to Straż Graniczna, bo przeczytał­am na koszulkach. Powiedzian­o mi, że na kilka dni trafię do domu w lesie, że będzie fajnie, będę mogła iść pozbierać grzyby. Pomyślałam, że rzeczywiśc­ie fajnie, bo w podobnym miejscu byłam w Szwecji – mówi. Ale fajnie nie było.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland