Muzyka retro bryluje
Mimo że przemysł fonograficzny od paru lat dostaje w kość, gdyż sprzedaż płyt – z powodu dostępności muzyki w internecie – systematycznie spada, wykonawcy nie próżnują. Nadal tworzą, dostarczając na rynek nowe nagrania. Melomani mają w czym wybierać. Ostatnio jest wśród nich grupa, która rośnie w siłę. Jej członkowie hołdują nowej modzie. Chcą słuchać premierowej muzyki, która brzmi jak stara, i najlepiej, jeśli dociera do głośników z obracającej się na gramofonie trzeszczącej płyty winylowej. Nie brakuje wykonawców idących takim melomanom w sukurs. Celowo stylizują brzmienia tak, aby ich nowe płyty przypominały nagrania archiwalne i wydają swoje premierowe albumy na czarnych płytach.
O rosnącej sprzedaży winyli za chwilę. Na razie parę słów o powrocie do sprawdzonych brzmień z minionej epoki. To, że moda lubi wracać, nikogo nie dziwi. Kiedyś nosiliśmy wąskie dżinsy, później szerokie, a od paru lat znowu rurki są górą. Podobnie z długościami spódnic, o czym panie doskonale wiedzą, a mężczyźni na pewno zauważyli. Zwłaszcza kiedy wróciła długość mini, zainicjowana w latach 60. ubiegłego wieku przez Mary Quant, a spopularyzowana przez słynącą ze szczupłej sylwetki modelkę Twiggy.
Powroty w modzie dotyczą nie tylko odzieży. Również w branży muzycznej obserwuje się podobne zjawisko. Coraz więcej starych brzmień pojawia się na nowych płytach. I to nie tylko w nagraniach weteranów. Chęć powrotu do źródeł odczuwają również młodzi wykonawcy, w tym debiutanci. Ku uciesze słuchaczy. Najczęściej nostalgia za starymi czasami przejawia się w interpretowaniu na nowo starych kompozycji. Przodują w tym światowe sławy, że przypomnę chociażby serię płyt Roda Stewarta z evergreenami.
Również u nas nie brakuje wykonawców lubiących poflirtować z archiwalnymi kompozycjami. Wydany w 2013 roku siódmy album studyjny Agi Zaryan poświęcony był wokalistkom jazzowym Ninie Simone i Abbey Lincoln. Z kolei Natalia Przybysz nagrała piosenki z repertuaru Janis Joplin i wydała je na płycie „Kozmic Blues (Tribute to Janis Joplin)”. Przykłady można mnożyć.
Współczesne interpretacje światowych standardów to jednak nic nowego. Niektórzy wykonawcy idą dalej. Nie biorą na warsztat starych kompozycji, ale sami tworzą w stylu charakterystycznym dla dawnych gwiazd. Ich nowe utwory przypominają piosenki wykonywane pół wieku temu, a kojarzące się z „brzmieniem filadelfijskim” lub słynną wytwórnią płytową Motown.
Z muzykowaniem w stylu mistrzów soulu i bluesa, wzbogaconym o funk, doskonale radzi sobie Sharon Jones i związany z nią zespół The Dap-Kings. Działają razem od 2002 roku, kiedy ukazał się krążek „Dap Dippin with Sharon Jones and the Dap-Kings”. Później wydali jeszcze cztery wspólne płyty. Ich muzyka doskonale wpisuje się w nowe trendy. Sami komponują utwory, które w ich wykonaniu brzmią, jakby pochodziły ze złotego okresu muzyki funkowej i soulowej, kiedy jej królem był James Brown. Film o tym ostatnim znakomicie przysłużył się nowej estradowej modzie. A może nakręcono go dlatego, że taka właśnie moda panuje? Tak czy inaczej, muzyczny obraz „Get On Up” to akurat teraz strzał w dziesiątkę.
Wracając do Sharon Jones, to nie tylko strona muzyczna jej działalności powoduje, że artystka wpisuje się doskonale w nową muzyczną modę. Również dba ona o odpowiednią realizację nagrań. Współpracujący z nią realizatorzy wykorzystują w studiu 16-ścieżkowy analogowy magnetofon znany z nagrań Jamesa Browna. Piosenkarka także wydaje swoje nagrania na płytach winylowych.
I jeszcze słowo o innej amerykańskiej gwieździe, która fantastycznie odtwarza dawne klimaty na premierowych płytach. Chodzi o formację Alabama Shakes pod wodzą wokalistki Brittany Howard, obdarzonej soulowym głosem i funkową energią. Zespół zaczynał od grania coverów, ale już na płytowym debiucie „Boys & Girls” (2012) uderzył w soulowe i funkowe brzmienia retro. Własnego autorstwa. Zadbał ponadto o adekwatną realizację nagrań. Alabama Shakes chętnie wydają też analogowe wersje swoich albumów. A żeby melomani w pierwszej kolejności sięgali właśnie po winyl, odpowiednio go uatrakcyjniają. Zarówno pierwszy, jak i tegoroczny album („Sound & Color”), są na winylu czarnym i białym. Do wyboru. Kolorowe płyty to także nie nowość, bo i pół wieku temu można było takie kupić. Były nawet wersje longplayów ze zdjęciami na krążkach. Takie też są teraz dostępne. Ale pomysłowość nie zna granic. Skoro płyta winylowa wraca, a jej sprzedaż rośnie w szybkim tempie – należało ten trend wykorzystać i wzmocnić. Bo jest o co walczyć. Sporo o popularności analogów mówią dane z jednego z największych światowych rynków muzycznych, czyli z USA. Sprzedaż winyli w ubiegłym roku osiągnęła tam 9,2 miliona egzemplarzy i była o 51 proc. wyższa niż w 2013 roku. Równocześnie wzrosła liczba tytułów, których nakład przekroczył 10 tysięcy egzemplarzy. Dwa lata temu takich krążków było 46, natomiast w roku ubiegłym ponad dwa razy tyle, dokładnie 92. Stoiska z winylami zaczynają również w polskich sklepach powoli dorównywać wielkością tym z kompaktami. Artyści robią wszystko, aby ten trend wzmocnić. Efekty są. Udział analogów we wszystkich nośnikach, na jakich ukazują się albumy, wzrósł z 0,2 proc. w 2004 roku do 3,6 proc. w ubiegłym. Pora zatem na kolejne pomysły promocyjne. Tych ostatnich nie brakuje Jackowi White’owi (temu z grupy White Stripes), który w swoich utworach – podobnie jak Sharon Jones i grupa Alabama Shakes – chętnie odkurza stare brzmienia i wydaje swoje nagrania na trzeszczących płytach.
Winylowa wersja jego albumu „Lazaretto” to przykład wyjątkowej pomysłowości. Na jednej stronie igła gramofonu wędruje po rowku od środka do zewnętrznej krawędzi płyty, czyli odwrotnie niż na tradycyjnych krążkach. Zamieszczono tam dwa ukryte pod naklejką nagrania, które odtwarza się z prędkościami 45 i 78 obrotów na minutę (program podstawowy gra przy obrotach 33 i 1/3). Ponadto utwór „Just One Drink” ma dwa alternatywne początki – akustyczny i elektryczny. Wybiera się je ustawiając odpowiednio igłę. Później obydwa rowki łączą się, co powoduje, że pozostała część piosenki zawsze jest taka sama. To nie koniec. Jeśli wprawimy w ruch płytę w ciemnym pomieszczeniu i podświetlimy od góry wirującą naklejkę z tytułami utworów, to nad czarnym talerzem pojawi się tajemniczy hologram. Nic dziwnego, że „Lazaretto” było w ubiegłym roku najlepiej sprzedającym się w USA krążkiem winylowym, w nakładzie 87 tysięcy egzemplarzy.
Moda na retro w muzyce trwa. Nic tylko rozsiąść się wygodnie w fotelu, włączyć premierową płytę – najlepiej winylową – i przypomnieć sobie stare dobre brzmienia. Koniecznie z trzaskami.
Melomani wybierający się 31 maja do łódzkiego Klubu Wytwórnia mogą szykować się na muzyczną ucztę. Jestem pewien, że koncert belgijskiej artystki takim będzie. Dawno bowiem nie słyszałem tak dojrzałych dźwięków „białej” artystki, która posiada w sobie wrażliwość i melodykę ciemnoskórych wykonawców. Selah nie ukrywa zresztą fascynacji Erykah Badu czy Lauryn Hill, które stanowiły inspirację dla jej twórczości. Drugi album, utrzymany w popowo-soulowo-funkowych klimatach, jest mieszanką nastrojów. Od wesołych po mocno melancholijne. Przynosi też przebój Alone. Mimo że o samotności, rozstaniu – temperamentny, pełen emocji. Jak i cała płyta. Niestety, nie będę na występie, więc zazdroszczę szczęśliwcom. Dobrze, że mam CD.
Warner. Cena ok. 50 zł.
Amerykańska poprockowa piosenkarka od „ładnych” paru płyt (konkretnie od sześciu) próbuje dołączyć do grona swych koleżanek po fachu. Jednak mimo zdobycia trzech statuetek Grammy do Rihanny czy Beyoncé wciąż jej daleko. Miewa „złote strzały”, którymi nazwałbym utwory Stronger, Since U Been Gone, czy People Like Us. Takim też jest Heartbeat Song z najnowszego krążka. Taneczny, z powerem, melodyjny. Niestety, im dalej w las, tym coraz słabiej. Jakby zabrakło konceptu na pozostałych dwanaście piosenek. Szkoda. Może lepiej rzadziej, a dobitniej. Tym bardziej że potencjał jest i artystkę lubię. Nie chcę tych uczuć okazywać wybiórczo.
Sony. Cena ok. 40 zł.
Jak parę innych znanych kabaretów pochodzą z Zielonej Góry – bawią publiczność od 1994 roku. W skład Jurków wchodzą Agnieszka MARYLKA Litwin-Sobańska, znany Wojtek Kamiński, Przemysław SASZA Żejmo i Marek Litwin. Osoby o niebywałej wręcz vis comica. Dojrzewali, dorastali, a humor im się wyostrzał. Bo choć wzięli na warsztat poważny temat – relacje rodzinne – to uczynili z niego prześmiewcze sceniczne perły. Kto jeszcze nie widział skeczy Ojciec ma zawsze rację, Żigolak, Seksuolog, Piłkarz czy Ludzie marginesu – powinien te zaległości nadrobić!
New Abra. Cena ok. 40 zł.