Nie bądźmy smutasami
– Czy zdrowie?
– Oczywiście, że tak. Prawdziwość tego ludowego porzekadła potwierdza współczesna medycyna. Śmiejąc się, uaktywniamy swoisty koktajl pozytywnych hormonów szczęścia, dotleniamy się, czujemy się lepiej i zdrowiej. Częste śmianie się wzmacnia nasz układ odpornościowy. Są też korzyści społeczne, bo osoby radosne łatwiej znajdują kontakt z innymi.
– Prowadzi pan zajęcia z jogi śmiechu. Jednak joga bardziej kojarzy się z kontemplacją i wyciszeniem.
– Żeby doświadczać wspomnianej kontemplacji, konieczne jest odpo-
śmiech
to wiednie przygotowanie się. Najpierw musimy się pozbyć emocji i stresu, a śmiech jest w tym niezwykle pomocny. Prowadząc zajęcia, zawsze zaczynamy od czegoś, co można nazwać aktywną medytacją. To ćwiczenia w ruchu połączone np. z klaskaniem. Później przechodzimy do części relaksacyjnej. Joga śmiechu to rodzaj aktywnej gimnastyki, przy czym każdy rusza się na tyle, na ile pozwala mu jego sprawność fizyczna. Co ciekawe, nasz umysł nie widzi różnicy między śmiechem naturalnym a takim na zawołanie. W obu przypadkach przecież pobudzana jest przepona i dotleniamy organizm. – Dla kogo jest joga śmiechu? – Jesteśmy otwarci na ludzi w każdym wieku. Na świecie główną grupą, która z tego korzysta, są seniorzy. Tworzą oni swoiste kluby śmiechu, spotykają się w centrach fitnessu, aw Indiach głównie w parkach. W Polsce propaguję tę aktywność od kilku lat i chętnie z niej korzystają m.in. słuchacze uniwersytetów trzeciego wieku. Ale z jogi śmiechu korzystają także osoby młodsze.
– Czy są badania naukowe rzeczywiście potwierdzające skuteczność takiej terapii?
– Pozytywne skutki śmiechu bada się od kilkudziesięciu lat. Często przywołuje się przypadek Normana Cousinsa, amerykańskiego pisarza, który cierpiał na postępujący zanik mięśni. Postanowił, że ostatnie miesiące życia chce wykorzystać na śmiech i zaczął nałogowo oglądać filmy komediowe. Po pewnym czasie choroba zaczęła się cofać, co zainspirowało środowiska medyczne do dalszych badań. Zaobserwowano m.in. pozytywny wpływ śmiechu na ciśnienie krwi oraz wzrost empatii.
– Jak często powinniśmy się śmiać?
– Dzieci potrafią się śmiać nawet 300 – 400 razy dziennie. Niestety, z wiekiem taka zdolność wyraźnie spada i dorośli śmieją się jedynie ok. 10 razy dziennie. Dlatego też na zajęciach staramy się, by robili to znacznie częściej. Twórca tej gimnastyki, lekarz z Indii, od którego uczyłem się, zalecił mi, by śmiać się przez 40 dni przynajmniej po 15 minut.
– I wszystko po to, by być zdrowszym i szczęśliwszym?
– Właśnie. Aby poczuć większą radość życia i stać się bardziej otwartym na innych. Chciałbym, byśmy w Polsce pobili rekord Guinnessa we wspólnym śmianiu się. Trzeba zebrać ponad 20 tysięcy osób, które będą się w jednym miejscu wspólnie śmiały. Mam nadzieję, że uda mi się to zorganizować. Warto to zrobić i pokazać, że Polacy wcale nie są smutasami. studiuje siebie i odkrywa nowe techniki, których są tysiące – zauważa. – To niezwykle wciąga i rozwija, zapewniając przy tym wielką radość.
Pan Janusz ćwiczy kung-fu dwa razy w tygodniu po blisko trzy godziny. To jednak nie wyczerpuje jego aktywności fizycznej. Wspólnie z synem ćwiczy w domowej minisiłowni i przynajmniej dwa razy w tygodniu biega. W letnie weekendy zaś zmienia się w żeglarza na Zalewie Zegrzyńskim. Wbrew pozorom wymaga to czasami sporego wysiłku i już po jednodniowym pływaniu czuje się jak po tygodniowych wakacjach. Ćwiczenia i ruch pozwalają mu łatwiej pozbyć się codziennych stresów i zachować ogólną sprawność, co z biegiem lat ma coraz większe znaczenie.
Ale nie tylko sport wypełnia życie pana Janusza. – Przed trzema laty odkryłem w sobie malarską pasję – twierdzi. – Choć jestem samoukiem, to okazało się, że potrafię to robić. Ostatnio namalowałem kilkanaście obrazów dla pobliskiej parafii. Organizuję też malarskie konkursy i ciągle wierzę, że mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Janusz Bujnowski (l. 58)
z Warszawy, pracuje w firmie ochroniarskiej