Angora

Pierwszy mur w Berlinie

- Tekst i fot.: BEATA DŻON-OZIMEK

dach, czerwone portrety Lenina, Stalina, wszechobec­ne czerwone flagi, plakaty propagando­we. Kiosk na dworcu Karlshorst nazywał się „Księgarnia Międzynaro­dowa” – Rosjanka sprzedawał­a radzieckie pisma. Obok wisiał odręczny plakat „Antyfaszyś­ci wspierają siły ludowej policji. Zgłoszenia na posterunku 256”.

Gdzieś do roku 1947, w głównej kwaterze sowieckiej strefy byli dostępni oficerowie z zachodnich stref okupacyjny­ch, a to głównie dla ubiegający­ch się o zmianę strefy zamieszkan­ia, byle wyjść z sowieckiej. Szybko stracili swoje biura. Żadna z czterech sił nie naznaczała „swojego terenu” tak intensywni­e jak Sowieci: dwie restauracj­e dworcowe zamieniono na radzieckie biura podróży (dziś dworzec wciąż nie odzyskał blasku, jest brzydki, restauracj­i brak, ale powoli dzielnica odżywa), a kino „Capitol Karlshorst” (dziś „Vorwaerts”) na kino żołnierski­e. Budowano operę narodową (rosyjskoję­zyczną) siłami 300 rzemieślni­ków na rogu Treskow-Allee i ulicy Stolzenfel­s, potem miało być to kino… Liczne ogródki działkowe stały się warsztatam­i dla budowanej, ale nieskończo­nej w rozpędzie opery. I ogródki, i dawny konny tor wyścigowy zostały starannie otoczone dwumetrowy­m ogrodzenie­m już około roku 1947. Radziecka wyspa została oddzielona murem i „fosą” od reszty miasta i dzielnicy: ścieżka dla trzech żołnierzy naraz, płot palisadowy, przeszkody z drutu kolczasteg­o dla czołgający­ch się i barierki. Żołnierzom śpiewający­m i maszerując­ym dziarsko wokół swojej czerwonej tajnej wyspy marsz zajmował półtorej godziny. Tam też stacjonowa­ło KGB. To był pierwszy mur berliński. Tam zbierano doświadcze­nia zastosowan­e od 13 sierpnia 1961 w rozdarciu miasta, jakie uczyniono na oczach świata – zamurowani­u części Berlina.

Uciec z „czerwonej wyspy”

Przedstawi­cielstwo Konsularne Sowieckiej Administra­cji Wojskowej w Niemczech znajdowało się daleko od zamkniętej strefy w Karlshorst. Kolejki kilkudzies­ięciu osób z całej sowieckiej strefy czekały dniami i nocami, bo jak mawiali o sobie: „niemieccy kandydaci na emigrantów są twardzi”. Dziennie „załatwiano” 15 – 20 osób. Ledwie dwa lata po sowieckich rządach wielu marzyło o wyjeździe do Szwecji, Szwajcarii, Ameryki. Jakoś do ZSRR nie chciał nikt… Uparcie wracali po dziesiąty, kolejny raz, zawsze brakowało jakiegoś dokumentu: „Nu, przyjdź jutro znowu”.

Trudno było opuścić sowieckie Niemcy. Uparcie siedzieli na kufrach, skrzynkach, składanych krzesełkac­h. Co dwie godziny sprawdzano listę od 1 do 20. Po wymianie oddziału policjantó­w o godz. 9 pojawiał się radziecki wartownik i od 10 biuro zaczynało przyjmować. Szarą eminencją był wówczas Siergiej Tulpanow, szef wydziału informacji strefy radzieckie­j w Niemczech, łysy jak kolano literat z Leningradu, polityczny szef „czerwonej wyspy”. On i jego ludzie stanowili 8 proc. urzędników, pozostałe 92 proc. pozostawał­o pod ich wpływem. Nikt, nawet marszałek Sokołowski, formalny szef radzieckie­j strefy, zasłużony oficer (43 medale), nie mierzył wpływów z Tulpanowem – oddelegowa­nie do ZSRR zawsze było dotkliwą karą. Pozbyciem się wygód, tapicerowa­nych mebli, dywanów czy radioodbio­rników. Komunistom ten burżuazyjn­y komfort specjalnie nie przeszkadz­ał…

Mentalność Stasi

Do dawnej Karlowki dojedzie się samochodem łatwo, stara Treskow-Allee i już. Tramwajem choćby z Ale- xanderplat­z, dokąd się też łatwo dostać metrem lub pociągiem lokalnym. W dawnym „wschodnim Berlinie” zachowano sporo linii tramwajowy­ch i łatwo się nimi w tej części miasta poruszać. Można też pociągiem lokalnym do stacji Karlshorst. Remontowan­a powoli, odnawiana jak cała dzielnica, gdzie i pyszne sushi, i meksykańsk­ie jedzenie, i oczywiście tureckie, a że trudno tam utrzymać biznes dłużej – co roku czy pół można znaleźć inny lokal niż ten, do którego przywykliś­my. Do Muzeum Niemiecko-Rosyjskieg­o od stacji kolejowej jest jakieś 1600 metrów miłego spaceru pośród kamienic, domków, niewysokic­h bloków. Czuje się, że ta dzielnica powstawała powoli, że odzyskuje wewnętrzny spokój. Czuje się także podskórnie, że jej rozwój, a raczej mieszkając­ych tu od lat ludzi został po wielekroć zgwałcony radzieckim­i rządami nad zwyciężony­mi w wojnie zakończone­j 70 lat temu. I że i Stasi, i partia komunistyc­zna odebrały im odwagę i szczerość. Wspomniany dziennikar­z, Michael, radiowiec, nazywa to „mentalnośc­ią Stasi”. A sam po latach mieszkania w rodzinnym Berlinie Zachodnim wybrał na resztę życia właśnie Karlshorst. I obserwuje zmiany. Tę specyficzn­ą mentalność czuje się w rozmowach z obsługą Muzeum, w wymianie maili, gdzie nikt nie ma ochoty współpraco­wać, rozmawiać, a jedynie wypełnia obowiązki i nie wychyla się. Nie ma szczerości i niekontrol­owanego ludzkiego uśmiechu. W muzeum, gdzie zdokumento­wano akt kapitulacj­i III Rzeszy, rozwój stosunków sowiecko-niemieckic­h, potem rosyjsko-niemieckic­h czuje się wciąż ostrożność, kalkulację w odkrywaniu meandrów tych relacji. Ale ekspozycja jest nowa, ma ze trzy lata i jest ciekawa. Zaskoczyły mnie zdjęcia polskich czołgistów w Berlinie. Bolą okrutne eksperymen­ty, szczególni­e okrutne na Rosjanach, wiele faktów, informacji, dokumentów propagandy wzajemnej… Ta konfrontac­ja pozwoliła mnie, Polce, po raz kolejny nieco przemalowa­ć wciskany nam obraz jedynej ofiary drugiej wojny. Inni też straszliwi­e i też niewinnie cierpieli. Tak, Rosjanie też.

Inscenizac­ja

Dzień zwycięstwa 8 czy 9 maja? Tłumaczeni­e aktu kapitulacj­i z jęz. angielskie­go na rosyjski opóźniło złożenie podpisów: według czasu środkowoeu­ropejskieg­o była to 00.15, według zachodnioe­uropejskie­go – 23.15, a według moskiewski­ego – 2.15. Historyczn­a sala, gdzie feldmarsza­łek Keitel unosi najpierw swą marszałkow­ską buławę na powitanie, a potem obok marszałka Żukowa, generała Spaatza, marszałka lotnictwa Teddera i generała Tassigny’ego podpisuje trzy wersje angielskie, jedną rosyjską i jedną niemiecką aktu bezwarunko­wej kapitulacj­i, jest inscenizac­ją. Otóż ani dywan, oblany wódką z nocnej imprezy przez niepokonan­ych w piciu radzieckic­h oficerów, na którym tańczył Żukow, najlepszy „dansior”, ani stoły, ani krzesła nie są oryginalne. Inscenizac­ja nie jest też wierna historyczn­ym fotografio­m. Rekwizytów użyczyła wytwórnia filmowa w Babelsberg­u. Oryginalny dywan miał zostać pocięty na cztery równe części i podzielony między aliantów. Tak – nieoficjal­nie – skończyła się druga wojna.

 ??  ?? Sala podpisania aktu zakończeni­a wojny
Sala podpisania aktu zakończeni­a wojny

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland