TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Niemal każdy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu był kiedyś, w epoce słusznie minionej, niezapomnianym, ekscytującym i fascynującym wydarzeniem artystycznym. Rozrywką na najwyższym poziomie. Werdykty jurorów wywoływały kontrowersje i były przyczynkiem do zajadłych ogólnopolskich dyskusji. Wiele piosenek mających swoją premierę na tym festiwalu stawało się autentycznymi przebojami, evergreenami śpiewanymi do dziś. Wykonawcy tych hitów cieszyli się ogromną popularnością. Zostawali prawdziwymi estradowymi gwiazdami. Tak było, ale od dawna już nie jest. Opolski festiwal stracił swój blask i znaczenie. Spowszedniał i nikogo już nie elektryzuje. Przestał być kreatywny. Nie jest już miejscem, gdzie rodzą się przeboje i gwiazdy. Obecnie artyści traktują opolski festiwal jak chałturniczy przystanek na trasie koncertowej. Zatrzymują się, zagrają, skasują, ile się da, i ruszają dalej w drogę. Opole upodobniło się do wielu innych letnich festiwali. W tym roku zwróciłem uwagę na stolicę polskiej piosenki tylko dlatego, że jeden z koncertów poświęcony był mojemu ukochanemu zespołowi Skaldowie, który obchodzi swoje 50-lecie istnienia. Ich jubileuszowy koncert „Ktoś mnie pokochał” – Urodzinowe Debiuty ze Skaldami był dla mnie wzruszającą, sentymentalną podróżą w czasy mojej młodości. Każdy ich przebój jest mi bliski, każde słowo, każda nutka siedzi we mnie i tak już pozostanie do końca życia. Bo to są perły wśród polskich piosenek. Leszek Moczulski, Agnieszka Osiecka i Wojciech Młynarski napisali przepiękne teksty do genialnych kompozycji Andrzeja Zielińskiego. Nie sposób ich wszystkich wymienić, jak też niemożliwością jest ustalić, która z nich najładniejsza, najważniejsza, bo wszystkie one i ładne, i ważne. Na jubileuszowym koncercie piosenki Skaldów były poddane przeróbkom interpretacyjnym, czasami daleko idącym, a mimo to nie straciły świeżości, uroku i wdzięku. Dziękuję z całego serca jubilatom za ten koncert i za to wszystko, co do tej pory stworzyli.