Uwaga, pieszy...
Chciałbym dołożyć swoje trzy grosze do spraw poruszonych w 23. numerze ANGORY w liście Pana Janusza z Rumi pt. „Uwaga, rower!!!”. Pisze On o przesadnym lobbingu na rzecz rowerzystów i ich zachowaniu się na drogach. Ja chciałbym jednak o pieszych.
Dawniej od najmłodszych lat uczyło się dzieci zasad prawidłowego przekraczania jezdni. Była taka reguła. Stań przy drodze, popatrz najpierw w lewo, potem w prawo, a następnie znowu w lewo i dopiero jak nic nie jedzie – przechodź. Tak do tej pory czyni wiele osób starszych. Jednak już od wielu lat, wpaja się najmłodszym i starszym, że na przejściu dla pieszych mają bezwzględne pierwszeństwo. Co jakiś czas dodaje się im (pieszym) kolejne uprawnienia. Teraz pieszy ma pierwszeństwo z chwilą wejścia na pasy, za chwilę pierwszeństwo uzyska, gdy będzie miał zamiar już wejść, a za jakiś czas – już dziesięć metrów przed przejściem. Aż kiedyś dojdziemy do granic jakiegoś absurdu.
Piesi czują od dawna moc przepisów za sobą i bezwzględnie to wykorzystują. Wchodzą bezmyślnie, zdecydowanie na jezdnię – w kapturach na głowie, pod parasolem, matki z wózkami – bez rozglądania się, kilka metrów przed samochodami, które muszą mocno hamować. Wielokrotnie jest tak, że jeden pieszy zatrzyma kilka samochodów, bo odczekanie 3 – 5 sekund to zbyt długi dla niego czas. Nie przewidują, co może się stać w wypadku mokrej lub oblodzonej jezdni. Prym wiodą w tym ludzie młodzi. Są bezczelni i z tupetem.
Obserwując pieszych na drogach, stwierdzam, że poprzez wieloletnie wpajanie ludziom, że są świętymi krowami na jezdni, zatracili oni naturalny instynkt samozachowawczy.
W dużych miastach jest to poważny problem. Na ulicach co 100 – 200 metrów albo światła, albo pasy. W takich warunkach jeździ się fatalnie. Pierwszy bieg, drugi i stop. I tak kilka kilometrów z pracy do domu. Żadnej płynności ruchu, spalanie 12 l/100 km.
Nie odmawiam pieszym prawa do bezpiecznego przejścia przez drogę. Ale niech i oni wykażą się choć odrobiną rozumu, bo przecież w dzisiejszych czasach nie ma podziału na kierowców i pieszych. Samochód ma prawie każdy i raz jest się pieszym, a za chwilę kierowcą. Mam sąsiada, „kapturowca”, który jeździ swoim wysłużonym audi wąską uliczką osiedlową z prędkością 50 km/godz. Natomiast idąc na drugą stronę do sklepu, potrafi grozić, wymachując rękami kierowcy, który nie przepuścił go na pasach. Wielu jest takich, którzy sami łamią prawo, narażając innych na niebezpieczeństwo, a za chwilę domagają się praw dla siebie.
Przesyłam pozdrowienia.