Śmierć kabaretu
i zmiany sposobu finansowania partii politycznych. My będziemy lansować nowoczesny, efektywny, rozwijający i doskonalący gospodarkę liberalizm”. Klub KORWiN: „Demokracja jest do kitu, ale podobno nic lepszego nie wymyślono.... Chcemy się włączyć we wszystkie działania służące poprawie życia Polaków. Mamy znaczący potencjał intelektualny, wiele naszych propozycji może być bardzo interesujących”. Klub SLD: „Lewica jest Polsce potrzebna, ale musimy przede wszystkim uporządkować się sami. Panią Magdalenę trzeba potraktować jako wypadek przy pracy – każdemu może się zdarzyć. A specjalną uwagę poświęcimy problemom emerytalnym i podatkowym”. Klub PSL: „Niedopuszczalna jest sytuacja, że kojarzy się nas przede wszystkim z KRUS-em i kolesiostwem. Tak być nie może i nie będzie – solennie obiecujemy”.
Marszałek sejmu: „Dziękuję Paniom Posłankom i Panom Posłom za wystąpienia. Nie mylą się chyba ci, co śpiewają: „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina...”.
I wtedy się obudziłem. „Coś taki uśmiechnięty, panienki ci się śniły?” – zagadnęła mnie twardo stąpająca po ziemi żona. Nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć...
Patrzę i oczom nie dowierzam. Widzę na scenie grupę osób – są to mężczyźni. Ich ruchy, gesty, mimika – są nienaturalne, gwałtowne, nagłe, nieprzewidywalne. Ich język – bełkotliwy, głośny. Oni nie mówią, oni krzyczą. W tym krzyku, porykiwaniu i pohukiwaniu są szczątki gwary śląskiej i znacznie więcej języka, którego nie można nazwać polszczyzną potoczną ani kulturalną, bo to jest po prostu jej profanacja. Słownictwo – niewybredne, sposób bycia – żałośnie prostacki, powierzchowność – dziwaczna, strój – ani wieczorowy, ani dzienny, ani poranny, ani wczesnoporanny. O zgrozo! Co się dzieje?! Co z polskim kabaretem?! Szablon, sztampa, tandetne chwyty. Taki kabaret prezentuje nam Polsat SuperHit Festiwal 2015. Gdzie się podziały czasy tzw. ambitnej rozrywki?
Ani Mru-Mru, Neo-Nówka, Zespół Żarówki, ani Kabaret Młodych Panów nie dają tego, czego w dziedzinie rozrywki oczekuje przeciętny Polak, który przecież nie jest analfabetą. Przypuszczam, że widownia, która doskonale się bawi w Operze Leśnej, chyba nie jest reprezentatywną próbką współczesnego poziomu intelektualnego i duchowego rodaków. Był czas, kiedy Polak doskonale rozumiał przesłania i aluzje Kaba- retu pod Egidą, kabaretu Tey, Kabaretu Starszych Panów. Nie były mu obce podteksty polityczne, w lot chwytał aluzje do rzeczywistości społecznej. Nać pietruszki, na którą – według Laskowika i Smolenia – należało się zapisać, była niezrównanym symbolem naszej nędzy ekonomicznej. Każdy z wymienionych kabaretów proponował własną tematykę, własny język i symbolikę. I wszystko to było czytelne. Schyłek PRL-u to renesans kabaretu politycznego i społecznego, który miał swój niemały udział w przygotowaniu społeczeństwa do transformacji roku 1989.
Ale PRL to także czas rozkwitu kabaretu artystycznego, czego przykładem jest Kabaret Starszych Panów. Jego twórcami byli Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski. Wyznacznikami tego kabaretu były: czysta poezja i subtelny, trochę melancholijny nastrój. Piwnica pod Baranami z Piotrem Skrzyneckim i całą plejadą gwiazd nawiązywała do tradycji bohemy artystycznej przełomu XIX i XX w. oraz Zielonego Balonika.
A dzisiaj? Jeden język, jeden styl, jedna poetyka. Poetyka, która jest karykaturą ekspresjonizmu. Jej istotą jest przerysowanie, nadmiar – bełkot i krzyk zamiast mowy, wrzask zamiast śpiewu, lament zamiast milczenia. Dominuje konwencja groteskowa w jej najbardziej trywialnej postaci. Indywidualne popisy Panów Dańca, Kryszaka, Pazury nie tyle bawią, co budzą smutek i zażenowanie, bo przypominają gestem, mimiką i tekstami poczynania cyrkowych klaunów.
Cisną się na usta słowa poety: „Taki wieszcz, jaki słuchacz”. Jest w nich gorzka prawda o współczesnych „zjadaczach chleba” i o tych, co są ich „wieszczami”.
Dzisiaj triumfuje pospolite prostactwo, kabotyńska poza i droga „na skróty” – ku sławie, sukcesowi, powodzeniu, karierze. Dlaczego? Pewnie dlatego, że – jak mówią niektórzy współcześni „mędrcy” – życie jest tylko jedno, a idiotą jest ten, kto poświęca je walce o jakiekolwiek ideały.
Stąd pośpiech, nerwowy jazgot, nic nieznaczące gesty i słowa. Stąd pustka i samotność. Stąd depresja – choroba naszych czasów.
Wydaje nam się, że idziemy, „skacząc po górach”, jak mówił Jerzy Andrzejewski, że osiągnęliśmy szczyty. Przypomnijmy więc słowa Jana z Czarnolasu: „Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,/Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom”. Warto sobie uzmysłowić, że ta prawda nas także dotyczy.