Wirus MERS szaleje
Groźny wirus MERS zaatakował Koreę Południową. Do 13 czerwca zaraziło się 138 osób, 14 pacjentów zmarło. Władze energicznie walczą z epidemią. Zastosowano surowe środki, zamknięto ponad 3 tysiące przedszkoli i szkół, ale społeczeństwo jest bliskie paniki.
Wyludniły się galerie handlowe, teatry, muzea i kina. Nie odbędą się masowe imprezy oraz przedstawienia aktorskie w szkołach. Ludzie chodzą w maskach oddechowych. Zamiast w sklepach wolą kupować przez internet. W dwóch największych sieciach supermarketów E-Mart Lotte Mart wartość tygodniowych zakupów on-line wzrosła o 50 procent.
W recepcjach niektórych budynków w Seulu i innych miastach zainstalowano urządzenia wykrywające osoby z wysoką gorączką.
Prezydent Park Geun Hie odwołała ważną wizytę w Stanach Zjednoczonych i spotkanie z Barackiem Obamą. Niektórzy sprytni obywatele wykorzystują zarazę, aby uzyskać zwolnienie z pracy, lecz sprawna policja czuwa.
Wina wielbłąda
Bliskowschodni Zespół Niewydolności Oddechowej (MERS) to wirus pochodzący z Półwyspu Arabskiego. Spokrewniony jest z wirusem SARS (Zespół Ostrej Ciężkiej Niewydolności Oddechowej), który w latach 2002 – 2003 był przyczyną w różnych częściach świata około 800 pogrzebów. MERS wykryty został w 2012 roku w Arabii Saudyjskiej. Uśmiercił w tym kraju niemal 400 osób. To zagadkowy drobnoustrój i lekarze chcieliby wiedzieć o nim więcej. Jest zapewne wirusem pochodzenia zwierzęcego.
Początkowo epidemiolodzy sądzili, że źródłem zakażenia są nietoperze, które zanieczyściły daktyle ulubione przez mieszkańców Bliskiego Wschodu. Obecnie eksperci uważają, że odpowiedzialność ponoszą wielbłądy, w których od wirusów wprost się roi. Światowa Organizacja Zdrowia ostrzega przed spożywaniem wielbłądziego mleka, uryny oraz niedogotowanego mięsa.
Objawy choroby, którą wywołuje MERS, to wysoka gorączka i kaszel, często zapalenie płuc, niewydolność nerek. Przeciwko zjadliwemu zarazkowi nie ma lekarstwa ani szczepionki. Chorym podawane są tylko preparaty przeciwgorączkowe i przeciw- kaszlowe. Niekiedy pacjenci poddawani są dializie nerek. Według WHO, śmiertelność wśród zarażonych sięga 38 procent, aczkolwiek w Korei Południowej wydaje się niższa. Za to szczep wirusa, który zaatakował ten dalekowschodni kraj, jest zapewne bardziej zaraźliwy. Zakażenie następuje prawdopodobnie drogą kropelkową, aczkolwiek niektórzy przypuszczają, że wirus przenoszony jest także przez komary.
Pacjent zero
Epidemię wywołał pewien 68-letni koreański biznesmen, który odwiedził Arabię Saudyjską i zarażony wrócił do kraju. W internecie krążą pogłoski, że ten „pacjent zero” zainfekował innych pasażerów samolotu, którzy potem rozjechali się po różnych krajach. W Korei Południowej istnieje obyczaj zwany „doctor shopping”, czyli „zakupy medyczne” lub „chodzenie po doktorach”. Chory nie zadowala się poradą jednego lekarza, lecz odwiedza kilku. Tak właśnie postąpił „supersiewca wirusów”, który odwiedził aż cztery szpitale, zarażając w nich personel medyczny i chorych. Dopiero 20 maja lekarze ustalili, że dolegliwości powoduje wirus MERS, ale już było za późno.
Zaraza zaczęła rozprzestrzeniać się po kraju. Prawie połowa infekcji miała miejsce w stołecznym Samsung Medical Center, jednym z pięciu największych szpitali kraju. „Ta katastrofa musiała się wydarzyć. Gdyby ten pacjent szukał pomocy swego lekarza pierwszego kontaktu, który wiedział o jego podróży na Bliski Wschód, wirus zostałby szybko powstrzymany”, ocenia Lee Jae Ho, profesor wydziału medycyny Katolickiego Uniwersytetu w Seulu.
Władze wprowadziły ostre środki zaradcze. Urzędnicy bardzo się starają, aby wytropić tych, którzy mieli kontakt w chorymi. Około 3800 osób poddano kwarantannie. Jedni izolowani są w szpitalach, inni w swych mieszkaniach. Funkcjonariusze państwowi śledzą ruchy telefonów komórkowych osób odizolowanych. Wten sposób mają pewność, że poddani kwarantannie rzeczywiście siedzą w domach. Odcięto od świata całą wieś Jangduk, która ma ponad 100 mieszkańców, po tym jak miejscowa kobieta odwiedziła szpital leczący pacjentów z MERS.
Policjanci strzegą dróg prowadzących do Jangduk, pracownicy ochrony zdrowia w ochronnych skafandrach dwa razy dziennie mierzą nieszczęsnym wieśniakom temperaturę. „Nie żyjemy w czasie wojny, mimo to nikt nas o tym wszystkim nie uprzedził”, żalił się telefonicznie pewien mężczyzna ze wsi.
Odizolowano dwa szpitale z personelem medycznym i co najmniej 133 pacjentami na 11 dni – tyle wynosi okres inkubacji wirusa. Pewien urzędnik z Seulu opowiadał: „Żaden pacjent nie może wyjść ze swego pokoju. Pielęgniarki w ochronnych strojach podają im jedzenie. Nikt z zewnątrz nie dostanie się do środka”.
Symbolem trudnych czasów stało się zdjęcie przedstawiające świeżo poślubioną parę oraz gości weselnych w maskach. Przedstawiciel firmy, która organizowała wesele, relacjonował: „To my dostarczyliśmy maski. Po wykonaniu głównego zdjęcia zaproponowaliśmy, że śmieszne będzie zrobienie grupowej fotografii w maskach. Pan i panna młoda się zgodzili. Było wesoło”. W maskach pokazują się na mediach społecznościowych aktorzy i celebryci. Krzykiem mody stało się „selfie w masce”. Lekarze przeważnie są zdania, że maski mają tylko znaczenie psychologiczne, ale publicznie nikt tego nie powie.
Bumelantki w czasach zarazy
Władze czynią energiczne starania, aby nie dopuścić do wybuchu paniki. Policja oskarżyła osiem osób o rozpowszechnianie fałszywych informacji. Niektórzy próbują wykorzystać epidemię, aby nieco odpocząć od trudów zawodowego życia (mieszkańcy Korei Południowej pracują najdłużej w tygodniu na świecie, zaraz po Meksykanach).
20-letnia ekspedientka z miasta Incheon, wspomagana przez swego chłopaka, na Facebooku szerzyła pogłoski, że w jej domu towarowym wykryto złowrogi zarazek. Liczyła, że personel zostanie wysłany na urlop. Pewna mieszkanka Seulu przez dwa dni nie przychodziła do pracy, a kiedy pracodawca chciał poznać przyczynę, uzyskał SMS-em odpowiedź, że kobieta leży w szpitalu zarażona MERS. Czujna policja wszakże ustaliła, że obie panie są zdrowe jak ryby. „Epidemiczne bumelantki” będą miały poważne nieprzyjemności.
Ataku wirusa obawiają się inne kraje regionu. Władze Hongkongu ogłosiły alarm i poddały kwarantannie młodą kobietę, która wróciła z Korei Południowej z gorączką. Radzą też swym obywatelom, aby nie podróżowali do kraju objętego zarazą bez absolutnej konieczności. Wycieczki do Korei Południowej odwołały już 54 tysiące turystów, przede wszystkim z Chin, Tajwanu, Hongkongu i Singapuru.
Specjaliści, jak Kee-Jong Hong, dyrektor koreańskiego Instytutu Pasteura, oceniają, że może minąć nawet pół roku, zanim uda się całkowicie powstrzymać epidemię.
Eksperci próbują ocenić niebezpieczeństwo ze strony MERS dla Europy i Stanów Zjednoczonych. Przeważnie podkreślają, że nie ma poważnego ryzyka. „W Polsce zagrożenie jest bardzo niewielkie, choć zawsze istnieje możliwość zawleczenia wirusa i na to jesteśmy przygotowani”, uspokaja Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Ale całkowitej pewności nie ma. Tylko do Niemiec przybywa z Półwyspu Arabskiego milion osób rocznie. Światowa Organizacja Zdrowia zamierza zwołać w sprawie epidemii nadzwyczajne posiedzenie. (KK)