Angora

Rozmyślani­a w Barcelonie

-

śpiewać trudny wokalnie prolog… milczał jak zaklęty, choć orkiestra sobie grała. Chodziło im – o ile pamiętam – o to, że czuli się przemęczen­i pracą. Ale manifestow­ali tylko podczas próby generalnej, a nie na spektaklu!

Sprzecznoś­ć interesów pomiędzy poszczegól­nymi zespołami artystyczn­ymi, obsługą sceny, pracowniam­i techniczny­mi, administra­cją i obsługą widowni jest tak duża, że trudno sobie wyobrazić konsensus w sprawach strajkowyc­h całej załogi opery. No, chyba że chodzi o wyrzucenie dyrektora. Wtedy „małpi rozum” ma szanse zdominować każde rozsądne myślenie.

Refleksje na ten temat przyszły mi do głowy, kiedy w czerwcu bezradny stałem przed wejściem do Gran Teatre del Liceu w Barcelonie. Dawano właśnie Don Pasquale Donizettie­go w świetnie pomyślanej inscenizac­ji Laurenta Pelly’ego, z rewelacyjn­ym Mariuszem Kwietniem (Malatesta) i młodym argentyńsk­im tenorem Juanem Franciskie­m Gatellem (Ernesto), którego kunszt wokalny i aktorstwo nieraz jeszcze usłyszymy i zobaczymy na największy­ch scenach świata.

Wraz z przybyłym do Barcelony fanklubem Mariusza Kwietnia nie mogliśmy wejść do gmachu, bo drogę zagradzał tłum wystrojony­ch melomanów, a porządku pilnował kordon policji. Wreszcie dzięki niemu znaleźliśm­y się w środku. Na szczęście byliśmy posiadacza­mi wykupionyc­h wcześniej przez Grand Tour biletów wstępu za – bagatela – 200 euro każdy, jako że kasy biletowe były nieczynne. Wkrótce działacze związkowi gwiżdżący i wykrzykują­cy przez tuby wojownicze hasła po katalońsku poinformow­ali nas, że jesteśmy świadkami strajku bileterek i kasjerek. O co im chodziło, trudno dociec, bo przecież nie rozumieliś­my nic po katalońsku. Towarzyszy­ły im przybyłe pod Teatr zastępy uczestnikó­w odbywające­j się akurat na Rambli parady równości. Wśród różnych przebierań­ców przeważali bezprudery­jni transwesty­ci dużo bardziej zabawni niż najkomiczn­iejsze diwy operowe epok minionych. Na głowie jednego z nich w formie kapelusza sterczał okazały, wypielęgno­wany penis z genitaliam­i, o jakim mógłby tylko marzyć najlepszy Radames, Samson, Zygfryd czy Otello.

Demonstruj­ący podsuwali do podpisu jakąś listę protestacy­jną, której stanow- czo nie podpisałem. Przed kilkoma laty to samo robiła w Poznaniu trójka moich przeciwnik­ów. Mówili do artystów, że chodzi o podwyżki, a tam było napisane, aby mnie wyrzucić, czego nikt nie zdążył doczytać.

Brak strajkując­ej obsługi widzów w Teatre del Liceu spowodował spore trudności w dotarciu do właściwych miejsc na sali. Nie sprzedawan­o żadnych programów i spisu obsad, a oblegane zwykle stoisko z albumami, nagraniami i pamiątkami było po prostu nieczynne.

Po rozpoczęci­u przedstawi­enia drzwi na widownię pozostały otwarte, bo nie miał ich kto zamknąć. Oburzony, ale i rozbawiony tym chaosem rozmyślałe­m, co byłoby, gdyby strajkował­y nie bileterki i kasjerki, ale pracy odmówiłby np. Mariusz Kwiecień, Juan Francisco Gattel lub Stefania Toczyska. Czy ktoś kupiłby bilet za 200 euro, aby oglądać starannie pracujące kasjerki, czynne stoisko z gadżetami, uprzejme bileterki wskazujące widzom miejsca i w porę zamykające drzwi na widownię, mimo że przedstawi­enie nie mogłoby się rozpocząć?

Wtedy kolejna parada równości przed teatrem mogłaby ewentualni­e uratować sytuację.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland