Promocja Boga bez recepty
W razie potrzeby zalecany kontakt z lekarzem lub farmaceutą? Nie – z księdzem lub siostrą zakonną! Przed użyciem należy przeczytać ulotkę dołączoną do opakowania, czyli jak się modlić.
Antydepresanty wyglądają jak prawdziwe leki, ale oczywiście nimi nie są.
– Nie mogą, bo przecież nie wolno nam sprzedawać tabletek – podkreśla Maria Dzwonkowska, ekspedientka w sklepie z dewocjonaliami „Anioł” w Bydgoszczy. – Jeśli ktoś mocno wierzy, to na pewno wyzdrowieje.
Podpowiada, jak należy stosować „leki”, czyli między innymi, gdy jest potrzeba nawrócenia się, pomocy w decyzjach i sprawach najtrudniejszych, wybaczenia komuś, kto nas zranił, pomocy bliźniemu, ratunku dla umierających, siły do walki z pokusami.
Podaje się je w dwóch dawkach. Mniejsza to koronka do Bożego Miłosierdzia – stosowanie trwa siedem minut (czyli zaledwie 0,49 proc. doby). Większej, różaniec, używa się w 21 minut (1,47 proc. doby).
I pomyśleć, że antydepresanty to wcale nie jest oryginalny pomysł, bo najpierw była miserikordyna – „lek” na serce (łac. misericordia oznacza miłosierdzie). Co ciekawe, treść ulotek w pierwszym i drugim przypadku jest niemal identyczna. Miserikordyna zrobiła światową karierę po tym, jak zareklamował ją papież Franciszek.
W 2013 roku „medykament” rozdano 30 tys. wiernym zgromadzonym na placu św. Piotra w Watykanie.
– Był to pomysł Gdańskiego Seminarium Duchownego, a konkretnie diakona Błażeja Kwiatkowskiego. Bardzo spodobał się papieżowi – wspomina bydgoski ksiądz Ryszard Pruczkowski.
Dodajmy, że również antydepresanty mają swój początek w tym seminarium.
„Mam nadzieję, że wielu ludzi na nowo odkryje modlitwę różańcową. Tu nie chodzi o promocję pudełeczka stylizowanego na lekarstwo, a jedynie o promocję Boga” – powiedział w Radiu Gdańsk diakon Błażej Kwiatkowski.
– Oczywiście, ani miserikordyny, ani antydepresantów nie można stosować jako leku, bo to tylko i wyłącznie lek duchowy. Chory powinien wcześniej iść do lekarza i przyjmować zapisane przez niego tabletki. Jednak modlitwa, wiara, wyciszenie czy refleksja mogą wspomóc jego drogę do wyzdrowienia – przekonuje ksiądz Pruczkowski.
W różańcowym biznesie niczego złego nie widzi też Piotr Chwiałkow- ski, prezes Kujawsko-Pomorskiej Izby Aptekarskiej.
– Może mieć dobry wpływ na psychikę. Jeśli człowiek wierzy, pomoże. Wiara potrzebna jest w walce z każdą chorobą, a szczególnie z ciężką. Jako farmaceuta z pełną odpowiedzialnością mówię, że jeśli nie szkodzi, można stosować dalej – twierdzi Piotr Chwiałkowski.
– Jest to celowy zabieg do promocji modlitwy, żartobliwa reklama – uważa dr Łukasz Wojnowski, prezes Kujawsko-Pomorskiej Okręgowej Izby Lekarskiej. – Podoba mi się. Zawsze to lepsze niż jakieś tam cukiereczki. Może mieć nawet efekt silniejszy niż placebo.
– Nie wiem, czy to jest dobry, czy zły pomysł – komentuje dr Paweł Załęcki, socjolog religii UMK w Toruniu. – Słyszałem o „leku” na serce, ale na depresję? Widać biznes się udał, więc jest kontynuowany. Ludzie wierzą w różne rzeczy, niektórzy, że magia pomaga. Stosuje się przecież wiele terapii, między innymi techniki oddechowe. Są tacy pacjenci, którym wystarczy zwykła rozmowa ze specjalistą. Nie widzę jednak problemu w tym biznesie. Byłby wtedy, gdyby sprzedawano produkt o wyglądzie tabletki. A to nawet nie udaje leku. Różaniec? Nie dziwi mnie, widziałem go już w różnych formach – obrączki, a nawet karty kredytowej.