Świadectwo zbrodni
Hydraulik, elektryk, bezrobotny i mechanik samochodowy stworzyli najbardziej brutalny gang porywaczy. Zakładnikom obcinali palce, aby wymusić na rodzinie wysoki okup. Na ławę oskarżonych trafili po ponad 11 latach dzięki zeznaniom byłego kolegi. „Angora” jako pierwsza dotarła do zeznań Janusza M. – członka gangu „obcinaczy palców”, który tak przeraził się jej zbrodniami, że zgodził się na współpracę z prokuraturą w zamian za nadzwyczajne złagodzenie kary.
Kradzieże, rozboje, udział w zorganizowanej grupie przestępczej, a przede wszystkim uprowadzenie dla okupu i zabójstwo – takie zarzuty właśnie usłyszał w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie 39-letni Marcin N. ps. „Suchy”, gangster związany z tzw. grupą mokotowską. N. znaleźli w Wielkiej Brytanii polscy „łowcy cieni”, czyli specjalna elitarna grupa pościgowa Centralnego Biura Śledczego. 16 czerwca Marcin N. został zapakowany do specjalnego samolotu i przetransportowany do Polski. Prokurator postawił mu wiele poważnych zarzutów, a sąd tymczasowo go aresztował. N. trafił do celi dla szczególnie niebezpiecznych przestępców. Może jej już nigdy nie opuścić. Za zarzucane przestępstwa, które miał popełnić, Kodeks karny przewiduje dożywocie, a dotychczasowa kartoteka kryminalna „Suchego” (wielokrotnie karany za przestępstwa popełniane w zorganizowanej grupie) nie będzie przesłanką łagodzącą. Marcin N. był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania od ubiegłego roku na podstawie zeznań swojego byłego kolegi – Janusza M. ps. „Janek”.
Propozycja nie do odrzucenia
W czerwcu 2014 roku Polskę obiegła wiadomość, że Prokuratura Apelacyjna w Warszawie postawiła zarzuty członkom zorganizowanej grupy przestępczej, która w latach 2002 – 2005 porywała dla okupu bogatych biznesmenów i ich dzieci. Informacja ta była tym bardziej szokująca, że przez ponad 10 lat ani policja, ani prokuratura, ani osławiony Wydział do Walki z Terrorem Kryminalnym nie był w stanie rozwikłać zagadek porwań sprzed lat. 18 czerwca 2014 roku Prokuratura Apelacyjna w Warszawie poinformowała, iż „rozbita została solidarność gangsterów”. Oznaczało to, że jeden z nich przerwał milczenie. Tym jednym był Janusz M. ps. „Janek”. Zatrzymany pięć dni wcześniej, 13 czerwca, M. „pękł” i sam, z własnej woli, zdecydował się na współpracę z organami ścigania. Zaproponował, że jeśli jego kara za popełnione przestępstwa będzie nadzwyczajnie złagodzona, opowie o kulisach głośnych zbrodni, w tym o niewyjaśnionych uprowadzeniach dla okupu sprzed lat. Propozycja była kusząca. Prokuratura już 12 rok z rzędu próbowała wyjaśnić kilka głośnych porwań dla okupu (doszło do nich w latach 2002 – 2005), ale brak tropów nie pozwalał skończyć śledztwa ani dopaść sprawców. Propozycja została przyjęta. 18 czerwca 2014 Janusz M. zaczął składać zeznania. Jego wiedza zaskoczyła nawet doświadczonych śledczych z elitarnego wydziału Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, zajmujących się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości.
Dom tortur
Janusz M. opowiedział prokuratorowi Krzysztofowi Kucińskiemu następującą historię: w 2002 roku, jeżdżąc po okolicach Grodziska Mazowieckiego, zauważył ogłoszenie o możliwości wynajmu domku w miejscowości Władysławów. Dom zbudowany w okresie głębokiego PRL znajdował się na końcu ulicy, w cichej okolicy, otoczony lasem. Janusz M. namówił swoich kolegów z półświatka, aby skorzystać z tej możliwości i domek uczynić „bazą” do przetrzymywania zakładników. Jacek K. ps. „Koń” skontaktował się więc z właścicielem, a później wynajął od niego posesję. Emerytowany warszawiak cieszył się, że zyskał dobre i stałe źródło dochodów (gangsterzy terminowo regulowali czynsz). Nie miał pojęcia o tym, że działka, którą wynajmował, stała się więzieniem zakładników porywanych przez gangsterów. Nie wiedział również, że człowiek, któremu wynajął dom, posługiwał się skradzionym wcześniej dowodem osobistym innej osoby. Dowiedział się o tym od policjantów, którzy niespodziewanie zrobili przeszukanie jego mieszkania po tym, jak ustalili, iż kontaktował się z numerem telefonu używanym do rozmów z rodzinami osób porwanych dla okupu. Emeryt złożył obszerne zeznania. Udowodnił, że został wykorzystany przez sprawców i o niczym nie wiedział. W sprawie występuje jako świadek. Co ciekawe, jego relacja nie pozwoliła zidentyfikować sprawców. Stało się to możliwe dopiero w 2014 roku dzięki zeznaniom Janusza M.
Bez palca
9 maja 2004 w lesie obok Grodziska Mazowieckiego odnaleziono zwłoki 26-letniego Mariusza M. – syna przedsiębiorcy z Piaseczna. No- siły ślady tortur. Mariuszowi M. przed śmiercią odcięto palec i wysłano go do rodziny, aby wymusić zapłacenie okupu. Wiem, że M. był majętnym człowiekiem. Bardzo obnosił się z tym swoim bogactwem. Słyszałem, że jego rodzina sprzedała ziemię (…) pod salon Toyoty (…) ja byłem obecny przy rozmowach (…) na temat uprowadzenia – zeznawał Janusz M. w prokuraturze. Opisał również sposób porwania młodego człowieka: bandyci obserwowali go, a potem, przebrani za policjantów zatrzymali jego samochód pod pozorem kontroli drogowej. Zabrali M. i odjechali w nieznanym kierunku. Potem zgłosili się do rodziny z żądaniem okupu. M. został zabity po odebraniu pieniędzy z okupu – czytamy w zeznaniach „Janka”. Ja byłem obecny przy tym, jak był zabijany. Zabili go Marcin N. („Suchy”) i Jacek K. („Koń”). Ja byłem przekonany, że M. po zapłaceniu okupu przez rodzinę zostanie wypuszczony. Pamiętam, że były jakieś takie rozmowy, że może nas rozpoznać (…). Pamiętam, że ja mówiłem, aby go jednak wypuścić, aby dać mu narkotyków, żeby nie pamiętał. S. (szef grupy – przyp. L.Sz.) mówił jednak, że to za duże ryzyko i podjął decyzję, aby zabić.
Janusz M. podał prokuratorowi Krzysztofowi Kucińskiemu najcenniejszą informację w sprawie – skład osobowy grupy, która porywała i wymuszała okupy. Okazało się, że stworzyli ją: hydraulik, elektryk, bezrobotny i dwóch mechaników samochodowych – wszyscy z okolic podwarszawskiego Piaseczna. Byli zaskoczeni, gdy w 2014 roku policjanci zatrzymali ich w związku z porwaniami sprzed ponad dekady. Tym bardziej gdy dowiedzieli się, że przed zatrzymaniem nagrywano ich rozmowy telefoniczne, aby zdobyć próbki ich głosu i porównać z głosami porywaczy zarejestrowanymi na policyjnych nagraniach. Ekspertyzy porównawcze nie pozostawiają wątpliwości, że sprawcami porwania Mariusza M. byli ludzie wskazani przez „Janka”. Te- raz w Sądzie Okręgowym w Warszawie trwa ich proces (sygn. akt VIII K 162/14). Prokuratura gromadzi dowody przeciwko ich wspólnikom. Głównym dowodem będą zeznania Janusza M.
Fałszywi policjanci
Z zeznań Janusza M., do których dotarła „Angora”, wynika, iż przestępcy porywali ofiary, przebierając się za policjantów. Potem zabierali ich do kryjówki we Władysławowie i tam przetrzymywali w nieludzkich warunkach. Opowiadał o tym w trakcie śledztwa Łukasz K. – syn przedsiębiorcy z Ursynowa porwany 31 stycznia 2004 i przetrzymywany przez 23 dni. W protokole jego zeznań czytamy: „ Jak wysiadłem z samochodu, ktoś podszedł do mnie, coś tam zagadał, po czym wciągnął mnie do samochodu (…). W tym samochodzie był jeszcze kierowca samochodu, nie pamiętam, czy był ktoś jeszcze (…). Nie miałem możliwości obserwowania trasy, którą jechałem. Miałem zasłonięte oczy. Nie widziałem tego pomieszczenia, w którym byłem przetrzymywany (…). Byłem skrępowany. Jak dobrze pamiętam, to chyba był jakiś łańcuch. Miałem związane ręce tym łańcuchem, połączone z nogami...”. Łukasz K. miał szczęście. Przeżył. Jest jedyną ofiarą, która mogła w tym procesie złożyć zeznania. Stanisław G. – przedsiębiorca spod Warszawy uprowadzony w 2004 roku (uwolniony po wpłaceniu przez rodzinę okupu), wyjechał z Polski, aby zapomnieć o traumie. Robert L. – przedsiębiorca z Piaseczna porwany w 2004 roku ze swojego biura – nie doczekał procesu swoich oprawców. Zmarł w 2008 roku m.in. wskutek straszliwych przeżyć. Porywacze ucięli mu palec, a po wielu dniach niewoli, gdy dostali pieniądze za jego życie, wywieźli go do lasu i porzucili, myśląc, że L. nie żyje. Dzięki pomocy przypadkowych ludzi i szybkiej interwencji lekarskiej L. wówczas przeżył. Takich przypadków było więcej. Janusz M. składa z nich teraz obszerną relację w prokuraturze. Gdy skończy, pracę będą mieli warszawscy sędziowie.