Dziwny kraj
Przepisy, które demoralizują Czas wypić piwo, które sobie nawarzyli Zostają tylko... odaliski O, mowo polska!
i mówią, że zawsze było podobnie. Owszem, można powiedzieć, że każdy mógł zostać żołnierzem, ale czy powiemy np. lekarzowi, że „było się uczyć” na prawnika, to by miał lepiej?
W związku z głodowymi płacami motywację do pracy mamy bardzo niską (...). Dlatego dochodzi do wielu spięć, nieporozumień, konfliktów między jednymi a drugimi. Jak może prawidłowo funkcjonować wojsko, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń na Ukrainie, jeśli jest rozdarte od wewnątrz? Czy armia może być silna, jeśli ludzie w niej pracujący są sfrustrowani i czują się niedocenieni? Przecież to sytuacja wręcz patologiczna!
Na łamach ANGORY zamieszczono listy dotyczące niekulturalnego zachowania rowerzystów na ścieżkach rowerowych. Pragnę i ja jako rowerzysta dołączyć swoje uwagi, niektóre zbieżne z opiniami pana Janusza („Uwaga, rower!!! ANGORA nr 23) i pana Byłego Rowerzysty („Można jeszcze «bez trzymanki», ANGORA nr 26).
Wygląda na to, że bardzo wielu amatorów jednośladów napędzanych siłą mięśni nie rozumie, po co wprowadza się ścieżki rowerowe. Pędzą oni (a pęd to z fizyki iloczyn prędkości i masy przemieszczającego się obiektu) rowerami jak tylko się da najszybciej, napędzając strachu napotykanym na swej drodze przechodniom: idącym lub pchającym wózki dziecięce (z dziećmi!) czy inwalidzkie. Nie wiem, jak policja radzi sobie z takimi osobami, ale od znajomego emeryta dowiedziałem się, jaką miał on rozmowę z policjantem. Zatrzymany mimo powolnej jazdy po chodniku niebędącym ścieżką rowerową na uwagę o nieprzepisowej jeździe spytał funkcjonariusza, gdzie jest policja, kiedy rozpędzone łby piratują po wyznaczonych szlakach, stanowiąc zagrożenie dla postronnych. Zgadzam się z przedmówcą z Radomia, że opisywane zachowania są przejawem bezmyślności i (może przede wszystkim) arogancji. Sam jako rowerzysta jeżdżę ostrożnie, schodzę z roweru na przejściach, ale daleko mi do emerytury.
Choć wolę jeździć po asfalcie (jezdni), nie mam nic przeciwko tworzeniu ścieżek rowerowych. Ale tylko przy bardzo ruchliwych ulicach i gdy chodnik jest dosyć szeroki. W moim Żyrardowie wtłoczono ruch rowerowy m.in. na ulicach Lima- nowskiego, Mireckiego i części Okrzei (okolice rynku), co z uwagi na wąskość znajdujących się tam chodników i ciasnotę horyzontów myślowych wielu rowerzystów było szczytem głupoty, a razem wzięte stanowią mieszankę wybuchową.
Podsumowując, protestuję w związku z demoralizacją rowerzystów przez nadopiekuńcze budowanie im ścieżek rowerowych na każdej niemal ulicy!
Mam na myśli oczywiście Polskę. Zauważmy – niewiele jest chyba krajów, które wydały tylu wspaniałych, godnych podziwu i uznania lekarzy, informatyków, pisarzy i poetów, naukowców, kompozytorów, aktorów i reżyserów, sportowców... Wielu bohaterów wojennych, walczących nie tylko o wolność Polski! Długo można by wymieniać...
A jednocześnie... Gdy już mamy upragnioną wolność, natychmiast się dopadamy. Szybko stajemy się podejrzliwi, nieżyczliwi i zawistni, zapominamy, że przecież wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Nieprzypadkowo przed referendum dot. akcesu do Unii Europejskiej Jacek Fedorowicz wymyślił hasło: „Jeśli zagłosujesz za – twojemu sąsiadowi się pogorszy”.
Nie odnoszę się w liście do polityki, gospodarki, światopoglądów i wychowania, choć tematy te ściśle wiążą się z naszym życiem codziennym. Myślę, że tytuł listu ma swoje uzasadnienie – żyjemy w rzeczywiście dziwnym kraju. Z jednej strony mamy niekwestionowane powody do dumy, z drugiej – do wstydu. Ale czyż nie kochamy wszyscy – każdy na swój, często specyficzny, sposób – takiej właśnie Ojczyzny?
Z niepokojem śledzę tragiczną sytuację uchodźców z Afryki oraz problemy wynikające z tego dla społeczeństw europejskich. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że i my, Polacy, jak każde cywilizowane społeczeństwo, winniśmy im pomagać. Ale tylko w miarę swoich możliwości i (choć brzmi to trochę nie na miejscu...) „zasług” w doprowadzeniu do tej ludzkiej tragedii.
Skąd te „zasługi”? Jak dotąd nie natrafiłam na wyraźne wyartykułowanie zasług państw, które w wielowiekowym procederze kolonialnym, w grabieżczy sposób eksploatowały zarówno tamtejsze bogactwa natu- ralne, jak i niewolniczą siłę roboczą. Budowały potęgę gospodarczą swoich krajów i dostatek obywateli. W rękach lokalnych kacyków pozostawiały okruchy uzyskiwanych dóbr. Jednocześnie uzależniały owych kacyków od dobrodziejstw danych z łaski.
Dlaczego więc teraz nie zmusza się tych państw do spijania piwa, które same sobie nawarzyły?!
Mój niepokój jest tym większy, że nie słychać nic o międzynarodowych działaniach profilaktycznych. Tu jest miejsce dla rządów krajów postkolonialnych. Mogą jeszcze zapobiec dalszemu rozwojowi podobnych tragedii w innych państwach afrykańskich. Państwach, w których na oczach całego świata „hoduje się” nowych emigrantów, którzy w niedalekiej przyszłości również będą szukali ratunku w Europie.
Dużo do myślenia daje lektura wielu wydawnictw i oglądanie filmów, które przedstawiają luksusy państw afrykańskich (Angola, Kongo, Zair itp.), zdominowanych przez obce kapitały. Opisy i obrazy te są piękne, a zarazem budzą strach. Z jednej strony przedstawiają raj na ziemi, ale po głębszym zapoznaniu się z tymi tematami okazuje się, że te luksusy są dla zagranicznych biznesmenów i często wynikają z grabieżczej eksploatacji bogactw naturalnych afrykańskich państw i państewek. A eksploatatorzy zatrudniają przy tym jedynie niewielki procent tubylców, których rodziny mogą jako tako przeżyć. Reszta społeczeństwa wegetuje, żebrze i ima się różnego rodzaju kombinacji zadowolona, że jednak ma jakieś szanse na przetrwanie.
Ale co będzie za kilka czy kilkanaście lat, gdy bogactwa naturalne wyparują razem z obcymi miliarderami? Dlaczego więc już TERAZ nie słyszy się o profilaktycznych działaniach światowych i europejskich gremiów, mających zmuszać wyzyskiwaczy do uczestniczenia w zabezpieczeniu afrykańskich społeczności przed koniecznością podobnej jak obecnie „turystyki”? Czyż wszyscy możemy spokojnie spać, nie zdając sobie sprawy z tykającej na afrykańskim kontynencie bomby z opóźnionym zapłonem? Bomby zagrażającej kolejnym milionom ludzi, którzy wkrótce zgłoszą się hurtem do Europy po pomoc humanitarną... Z poważaniem
Wiem, że narażę się tym listem wielu miłośnikom serialu „Wspaniałe stulecie”. Cieszy się on ogromną popularnością, ale dla mnie to okropieństwo.
By nie być gołosłownym, obejrzałem trzy odcinki. Nigdy nie spotkałem w jednym filmie tylu intryg, spiskowania, knucia. Uważam, że ten serial może mieć fatalny wpływ na rodziny, młodych ludzi, a nawet naszych polityków. Z ekranu płyną same złe rzeczy, a to przyzwolenie na uśmiercanie rodzeństwa, rozpusta, przygotowania małych dzieci do zabijania. Pogarda i nienawiść wyrażające się w słowach: „Wyruszaj na podbój i niech Bóg ma cię w opiece”.
Jeśli raz jeszcze zerknę w telewizor podczas emisji któregoś odcinka, to jedynie po to, by popatrzeć na odaliski w haremie. Sam wolę tysiąckrotnie nasz polski wspaniały serial „Ranczo”. Pokazana w nim z humorem, choć nieco wykrzywiona, rzeczywistość potrafi rozbawić. Wziąłbym w jasyr całe Wiłkowyje!
Jestem Polką, ale nie humanistką i nie nauczycielką języka polskiego. Ale choć mam wykształcenie techniczne, bardzo mnie razi sposób wypowiedzi gości zapraszanych do studia telewizyjnego (do różnych programów). Oto przykład. Pani psycholog zaproszona do telewizji każde zdanie oznajmujące kończy słowem: „taaak?”. Nie jest ona wyjątkiem. Inna „moda” to: TE dziecko, TE okno, TE słowo. To już prawie norma. Ostatnio zdarzyło mi się kilka razy usłyszeć: „półtorej roku”.
Za to przestało być modne używanie w każdym zdaniu określeń: „dokładnie” i „po prostu”. Zastąpiło je „nie wiem, tak jakby”. Ale hitem tych (polskich...) wypowiedzi pozostaje słowo: „zajebisty”!
Kiedyś prasa, radio i telewizja były dla nas wzorem poprawnego pisania i mówienia w języku polskim (a przynajmniej starały się...). Dziś słyszę, jak spikerka w TVP mówi, że „mieli kupę szczęścia” w katastrofie śmigłowca. Obecnie już w przedszkolach uczymy dzieci języka angielskiego, a nawet chińskiego. To bardzo dobrze, ale jednocześnie szkoda, że nie znamy dobrze mowy ojczystej. Zastanawiam się, czy teraz gorzej jej uczą?