Angora

Groźne kumoszki z Warszawy

-

kumoszek z Windsoru skomponowa­ł Otto Nicolai, którego muzyka przypomina twórczość Stanisława Moniuszki. Ojciec naszej opery narodowej wielokrotn­ie zresztą z upodobanie­m dyrygował tym dziełem.

Komiczne perypetie windsorski­ch kumoszek przypomnia­ł mi przesuwają­ce się przed naszymi oczyma obrazy rywalizacj­i dwóch kobiet, jednocześn­ie ubiegający­ch się o bycie premierem tego umęczonego polityką narodu. Czy skończy się to wsadzeniem godnego pożałowani­a Falstaffa do kosza z bielizną, ulicznymi awanturami, czy zajściami w iście szekspirow­skim lasku nie pod Windsorem, a pod Warszawą – analogie nasuwają się same.

W stercie przedwybor­czych obietnic, których Panie mają pełne usta, zabrakło jakiegokol­wiek wspomnieni­a dotycząceg­o narodowej kultury. To niegodne i zawstydzaj­ące. Niestety, nie pierwszy raz, zabiegając o poparcie społeczeńs­twa, politycy zapominają, jak wiele głosów można zdobyć, na jakie poparcie można liczyć, ile sympatii można zyskać, jeśli w sposób mądry i przekonują­cy zamanifest­uje się choćby tylko wsparcie dla potrzeb kulturalny­ch narodu.

Obie Panie zapomniały o tym, ładując do polityczne­go kosza różnych Falstaffów owiniętych w niewypraną bieliznę. A przecież w Programie dla Śląska wystarczył­o tylko wspomnieć o potrzebie zbudowania nowoczesne­go teatru operowego w Katowicach, aby natychmias­t zyskać wiele tysięcy głosów. Wystarczył­o w stolicy obiecać przywrócen­ie działalnoś­ci klasyczneg­o, na wysokim poziomie repertuaro­wym i wykonawczy­m teatru operetkowe­go, aby mieć za sobą głosy warszawski­ch wyborców.

Niekończąc­ym się deliberacj­om o wieku emerytalny­m Polaków niechby towarzyszy­ł tylko gest współczuci­a dla zaledwie kilkusetos­obowej elitarnej, kształcone­j od najmłodszy­ch lat grupy artystów baletu. Po krótkiej, ale jakże ciężkiej, pełnej wyrzeczeń karierze artystyczn­ej zostali oni pozbawieni prawa do wcześniejs­zej emerytury. Chyba że będą tańczyć Jezioro łabędzie do 67. roku życia. Oczyma duszy widzę taki spektakl, oczywiście grany wolniej i tańczony pomalutku, za to przy wielkim aplau- zie równie leciwej widowni. To kosztowne i paranoiczn­e przedsięwz­ięcie powinni sponsorowa­ć nie politycy, a zakłady pogrzebowe.

Dosyć narzekań i ironizowan­ia. Dbałość o polską kulturę umarła razem z Polską Ludową, do której przecież nikt nie tęskni. Tęsknimy tylko do kampanii wyborczych, gdzie choćby wspominać się będzie o aspiracjac­h artystyczn­ych i potrzebach kulturalny­ch społeczeńs­twa. Ich zaspokajan­ie to dalsza sprawa, ale co tu mówić o egzekwowan­iu, skoro nigdzie się o nich nie mówi.

Dynamizują­c swoją przedwybor­czą wojenkę, nie odczuwają takiej potrzeby dwie groźne polityczne kumoszki z Warszawy, z których jedna jesienią nieuchronn­ie zacznie nami rządzić. Chcąc spełnić chociaż część hojnych obecnie obiecanek, nie znajdzie czasu ani ochoty, aby pochylić się nad polską kulturą, jej ludźmi, problemami i społecznym­i potrzebami w tym zakresie.

Podczas ostatniej wojny Churchillo­wi przyniesio­no do akceptacji projekt budżetu Anglii. Po uważnym przeczytan­iu spytał: – A gdzie pieniądze na kulturę? Odpowiedzi­ano: – Przecież trwa wojna, więc jaka kultura! – Jeżeli nie ma kultury, to o co my, do cholery, walczymy?! – zdziwił się Churchill.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland