Mikrofon ANGORY
Seks w szkołach
„W badaniach na temat nauki wychowania do życia w rodzinie w szkole pozytywnie zaskoczyło mnie to, że głównym źródłem wiedzy dla młodych ludzi nie jest internet, ale przyjaciele, rówieśnicy oraz rodzina (...). Okazuje się także, że rodzice są znacznie bardziej zgodni co do tego, jak ważna jest edukacja seksualna, niż posłowie na sali sejmowej. To istotna informacja dla wszystkich, którzy uważali do tej pory, że edukacja seksualna to nie jest temat, który powinien być podejmowany w szkole. Chciałabym, by wszyscy to zauważyli: zdaniem zdecydowanej większości rodziców są to ważne zajęcia. Rodzice takiego wsparcia ze strony szkoły oczekują. Widać też, że jest część tematów, którą rodzice chętnie przerzucą na szkołę. Wręcz oczekują, żeby to szkoła przekazała pewien rodzaj wiedzy” – powiedziała minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska. W ten sposób skomentowała wyniki badań na temat edukacji seksualnej przeprowadzonych na zlecenie MEN przez Instytut Badań Edukacyjnych. Pani minister dodała, że jest przekonana, iż podstawa programowa nauczania przedmiotu „Wychowanie do życia w rodzinie” powinna zostać zmieniona. „Ona jest dziś bardzo pojemna. Są elementy, które należy przenieść, są też sprawy, o których podstawa programowa milczy. Dlatego chciałabym w najbliższym czasie powołać zespół ekspertów, który by tę nową podstawę programową przygotował. To oczywiście jest praca, której się nie da wykonać w ciągu dwóch miesięcy. Najpierw przygotujemy materiały dla nauczycieli uczących wychowania do życia w rodzinie. Mój apel do dyrektorów szkół i nauczycieli, by zaznajomili się z badaniami, które zleciło ministerstwo. Te badania dużo mówią o tym, na czym powinni się skupić nauczyciele” – powiedziała Kluzik-Rostkowska. Przesłanie jest jasne – nauczycielu, radź sobie, czytaj badania, wyciągaj wnioski i czekaj na program nauczania.
PKB dla obywateli
Wybory parlamentarne coraz bliżej, więc partie prześcigają się w pomysłach na ulepszenie życia Polakom. Do wyścigu o dobro wyborców włączył się Sojusz Lewicy Demokratycznej. Lider partii, były premier Leszek Miller, zaproponował, by jedna trzecia PKB była przekazywana wszystkim obywatelom RP, a więc również dzieciom i bezrobotnym.
„Uważamy, że jedna trzecia rocznego przyrostu PKB powinna być przeznaczona na wypłatę dla obywateli Rzeczypospolitej, którzy przecież ten dochód tworzą. Przykładowo – jeżeli w tym roku wzrost PKB ma wynosić 3,4 procent, to oznacza 54 miliardy złotych. Jedna trzecia z 54 miliardów to jest mniej więcej 18 miliardów. Te pieniądze powinny być podzielone tak, by trafiły do obywateli. To w przeliczeniu na mieszkańca jest około 500 złotych. Czteroosobowa rodzina – dwoje dorosłych i dwoje dzieci – to jest premia w wysokości dwóch tysięcy” – powiedział podczas konferencji prasowej w Sejmie lider SLD.
Lewica chce ponadto opodatkować transakcje finansowe, a mówiąc językiem posłów Sojuszu, spekulacji finansowych. „Proszę sobie wyobrazić, że dziennie w Polsce obroty tego rynku wynoszą 12 miliardów złotych. Nie pomyliłem się – 12 miliardów. Te kwoty wynikają głównie ze spekulacji na kursie polskiej waluty i gdyby wprowadzić tylko 0,5-procentowe opodatkowanie, to mamy w skali roku 12 miliardów złotych dochodu do budżetu państwa” – argumentował Leszek Miller. Należy rozumieć, że gdy rządziła lewica, obroty rynku spekulacji finansowych były na tyle niskie, że nie opłacało się ich opodatkowywać?