Hucuły – wierzchowce z charakterem
Nie są tak piękne jak konie czystej krwi arabskiej. Nie są tak szybkie jak pełnej krwi angielskiej. Są niewielkie, niedrogie, ale za to wytrzymałe, łagodne, pracowite, inteligentne i – co szczególnie ważne – przywiązane do swoich właścicieli. Takie właśnie są konie huculskie.
Gdy z woli Leszka Balcerowicza, niemal z dnia na dzień zlikwidowano Państwowe Gospodarstwa Rolne, tłumaczono nam, że to nie tylko relikt komunistycznego totalitaryzmu, ale forma własności, która nie jest w stanie działać w warunkach wolnego rynku. Nikogo nie obchodziło, że PGR-y produkowały wówczas 35 proc. krajowej żywności. Zamiast przekształcać i powoli prywatyzować, unicestwiono zarówno złe, nieefektywne, jak i nieliczne nowoczesne, dobrze zarządzane kombinaty rolne. Efekt był taki, że przez dwie dekady leżały odłogiem tysiące hektarów po PGR-owskiej ziemi, a we wsiach Pomorza, Warmii i Mazur, ziemi lubuskiej dorasta już kolejne pokolenie bezrobotnych.
Przykładem, że można było inaczej, jest przynoszący zyski kombinat rolny Kietrz, dziś spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, gospodarująca na ponad 8 tys. hektarów.
W jej skład wchodzi stadnina koni huculskich „Gładyszów”, która również jest firmą dochodową.
Niezbyt korzystne warunki klimatyczne Beskidu Niskiego, liczne wzniesienia, słabe ziemie to doskonale warunki do hodowli hucułów.
„Jaśmin” – koń legenda
Spora głowa o szerokim czole, gruba szyja. Tułów silny, długi, szeroki. Grzbiet długi, mocny. Pierś szeroka, uzębienie mocne wolno ścierające się. Niewysoki – w kłębie 135 – 145 cm.
Nie jest to z pewnością opis konia będącego wzorcem piękna, a mimo to wiele obrazów poświęcił im Juliusz Kossak, znawca końskiej urody.
Ale hucuły mają inne zalety. Są wytrzymałe, dzielne, pracowite, inteligentne, odważne. Te cechy zawdzięczają wyjątkowej mieszaninie genów. Na terenach Bukowiny i wschodnich Karpat pojawiły się gdzieś w XV – XVI wieku, a ich przodkami były konie arabskie, nordyckie, orientalne, Przewalskiego, tarpany, tatarskie, tureckie.
Jako pierwszy w 1603 roku w „Hippice” wspomniał o hucułach Krzysztof Dorohostajski, marszałek wielki litewski i baron Świętego Cesarstwa Rzymskiego.
Przez stulecia hodowali je Łemkowie, Bojkowie, Cyganie, Ukraińcy i przede wszystkim Hucule.
W przeciwieństwie do swoich arystokratycznych braci nie miały łatwego życia. Wykorzystywano je do ciężkiej pracy i niemal cały rok spędzały pod gołym niebem. Jedynie w największe mrozy pasterze wpuszczali je do górskich szałasów.
W 1856 r. w Łuczynie powstała pierwsza na świecie stadnina koni huculskich. W 1899 r. w Żabiem zorganizowano pierwszy pokaz, w którym wzięło udział prawie 400 koni.
Do 1939 roku, według oficjalnych statystyk, było w Polsce ponad 800 klaczy tej rasy.
W 1950 r. hucuły, które przeżyły wojnę, zgromadzono w Jodłowniku, niedaleko Limanowej, gdzie utworzono państwową stadninę. W 1984 podjęto decyzję o budowie stadniny koni w Gładyszowie, a rok później przeniesiono tam pierwsze konie.
Dziś w państwowych i prywatnych hodowlach w Polsce żyje półtora tysiąca huculskich klaczy i około 200 ogierów. Najwięcej w „Gładyszowie”: 90 klaczy i 15 ogierów, które mają do swojej dyspozycji 700 hektarów łąk.
Gdy konie czystej krwi arabskiej osiągają na aukcjach gigantyczne ceny (klacz Kwestura 1 125 000 euro), to ich ubodzy huculscy krewni nie mogą liczyć nawet na jeden procent tej kwoty.
Cena klaczy hodowlanych wynosi od 8 do 10 tys. złotych, najlepsze ogiery kosztują do 12 tys. Jednak popyt jest tak duży, że ceny rosną z roku na rok.
Do historii stadniny przeszedł gniadosrokaty „Jaśmin”, który już za życia stał się legendą. Pięciokrotny złoty medalista wystaw krajowych. Żył 30 lat, z tego przez 23 lata zajmował się tym, czym koń o jego cechach zajmować się powinien, to znaczy kryciem klaczy. Pozostawił po sobie 188 oficjalnych potomków i kilkunastu z nieprawego łoża.
Gdyby był arabem, kosztowałby miliony. Choć od jego śmierci minęło już kilka lat, to w Gładyszowie i okolicy każde dziecko wie, kim był „Jaśmin”. Dziś jego imię noszą miejscowy klub jeździecki oraz hotel.
Hucuły są długowieczne i do późnych lat cieszą się dobrym zdrowiem. Trzydziestolatek nie jest rzadkością, a dwudziestokilkuletnia klacz może jeszcze urodzić zdrowe i dorodne źrebaki.
Utrzymanie konia kosztuje 200 złotych miesięcznie. Ponieważ rocznie rodzi się 40 – 50 źrebaków, hodowla przynosi niewielkie straty, które są wyrównywane z działalności turystycznej (hotel na 50 miejsc, karczma, organizacja „zielonych szkół” i obozów jeździeckich).
W stadninie pracują 32 osoby, którym w zależności od potrzeb pomaga kilkunastu pracowników sezonowych.
– Mamy nowoczesny sprzęt. Jesteśmy dobrze zorganizowaną firmą, która może pochwalić się zdyscyplinowanymi i świadomymi pracownikami – zapewnia dyrektor Sta- nisław Ciuba. – Tu nikogo nie trzeba pilnować, każdy wie, co ma do zrobienia, i wykonuje swoją pracę najlepiej jak potrafi.
Gwiazdy kina
Dziś już nikt nie używa hucułów do prac w polu. Biorą udział w pokazach i zawodach w ujeżdżaniu, powożeniu, woltyżerce i konkursie skoków, choć nawet najbardziej skoczne są w stanie pokonać przeszkody mające najwyżej 125 cm, gdy rekord świata w potędze skoku ich większych braci wynosi aż 2,47 metra.
– Nasze konie może nie są najbardziej skoczne, ale mają charakter, są silne i waleczne – twierdzi dyrektor. – Co roku organizowane są zawody w ciągnięciu kłód drzewa. Konie startują parami. Często zdarza się, że w trudnym terenie nie radzą sobie przedstawiciele dużych, ciężkich ras. Tymczasem hucuły ciągną z taką siłą i determinacją, że pękają łańcuchy. Są niesamowicie wytrzymałe. Przed dwoma laty razem z Węgrami i Słowakami zorganizowaliśmy trwający miesiąc rajd wyszehradzki, w którym wzięło udział prawie 20 koni. I tylko pięć naszych hucułów przeszło całą trasę.
Z racji swojej inteligencji i opanowania konie z „Gładyszowa” brały udział w wielu filmach: „Papuszy”, „Quo vadis”. Szczególnie upodobał je sobie reżyser Jerzy Hoffman, który zatrudnił je w „Bitwie Warszawskiej”, „Starej baśni”, a także „Ogniem i mieczem”.
– Nasze hucuły nie boją się wystrzałów, upadków, są dobrze ułożone i odnoszę wrażenie, że sprawiało im to przyjemność – mówi Ciuba. – Ale żeby je dobrze ułożyć, trzeba poświęcić im dużo czasu. Trzeba do nich mówić, nawiązać kontakt emocjonalny, a będą oddane jeźdźcowi jak pies.
Spokój i łagodny charakter sprawiły, że hucuły są dziś wykorzystywane przede wszystkim w hipoterapii.
Korygowanie postawy ciała, regulacja napięcia mięśniowego, doskonalenie poczucia rytmu, stymulacja i normalizacja czucia powierzchniowego, zmniejszenie zaburzeń emocjonalnych, rozwijanie pozytywnych kontaktów społecznych – w tych dolegliwościach i problemach szczególnie pomocny jest hucuł.
– Moim zdaniem nie ma na świecie lepszej rasy do hipoterapii – zapewnia pan Stanisław.
Stadnina sprzedaje więc swoje konie na pniu. Coraz więcej kupują Słowacy i Węgrzy, chcieliby i Ukraińcy, ale większość tamtejszych hodowców nie stać na taki wydatek.
„Gładyszów”, tak jak dwie inne państwowe stadniny nie przynosi kokosów. Nie musi, gdyż jego głównym zadaniem jest zachowanie dla potomności konia, który narodził się na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej i dzięki swoim cechom stał się wyjątkowym wierzchowcem.