Życie jest piękne!
W Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej ciągle trzeba montować nową klamkę. Ludzie, którzy nas nie zastają, tak rozpaczliwie szarpią za nią, że w końcu ją urywają. Telefony wciąż dzwonią, a my, wolontariusze, mamy poczucie, że nie odrobiliśmy lekcji, że nie zdołamy nigdy pomóc wszystkim, którzy o tę pomoc proszą. To poczucie winy jest tym większe, im skuteczniej udaje nam się interweniować.
Bardzo często osoby, które proszą o pomoc, są zupełnie bezradne, nie rozumieją treści otrzymywanych pism, nie pojmują wagi poszczególnych czynności, są przerażone i wymagają prowadzenia za rękę. Zdarza się też, że ludzie zgłaszają się w ostatniej chwili. Tak jak ta starsza pani, która siedzi w biurze i płacze, bo nazajutrz mają ją wyeksmitować na bruk. Kiedyś zgodziła się, aby jej syn wykupił mieszkanie komunalne. Syn stał się jego właścicielem, narobił długów i zniknął gdzieś za granicą. Mieszkanie zlicytowano i teraz już tylko godziny dzielą starszą panią od powiększenia rzeszy bezdomnych. Moja żona Agata pisze do sądu powództwo przeciwegzekucyjne, pisze też do komornika pismo o wstrzymanie eksmisji do czasu, aż sąd rozpatrzy powództwo. Komornik może je uwzględnić, ale przecież nie zawsze tak robi. Jedziemy do podwarszawskich Ząbek do kancelarii komorniczej. Starsza pani pochlipuje na tylnym siedzeniu. Przed kancelarią czekamy dwie godziny.
Wreszcie pojawia się młoda, elegancka, ładna pani komornik. Zapewnia nas, że uwzględni naszą prośbę i wstrzyma czynność egzekucyjną na miesiąc. Ale nie daje niczego na piśmie. Obiecuje, że odpowiednie postanowienie podejmie jutro w mieszkaniu eksmitowanej. Starsza pani uśmiecha się, nie wie, jak dziękować. A my boimy się, czy to nie jest ze strony komorniczki jakiś okrutny żart. Czy jutro nie okaże się, że jednak eksmisja dojdzie do skutku.
Wracamy z ciężkim sercem, w samochodzie kończy się paliwo, pali się lampka rezerwy, w Kancelarii wyłączyli internet i telefon, a na koncie usiadł jakiś kolejny komornik. Jest jednak i dobra wiadomość. Rodzina, która prawie od trzech lat u nas mieszka (małżeństwo z dzieckiem), dostała wreszcie od miasta przyzwoitą ofertę lokalu socjalnego. Na jesieni nasz syn odzyska swój pokój i przestanie spać na materacu u młodszych dzieci. Życie jest piękne!