Byłem przytomny, gdy zasypywali mnie ziemią
Chciał tylko tysiąc złotych, bo tyle miał zapisane w zeszycie. Były szef ociągał się z wypłaceniem zaległej pensji, więc postraszył go Państwową Inspekcją Pracy. I to był największy błąd Dominika B. Właściwie tylko cudem uniknął śmierci i wygrzebał się... spod ziemi.
Ofiarę pierwszy zobaczył Mariusz N. Jechał swoim oplem corsą i nagle z zarośli na szosę wyszedł słaniający się na nogach zakrwawiony człowiek. Wyglądał jak zjawa, zanim upadł na pobocze.
– Zapytałem go, co się stało. Odpowiedział, że chcieli go zabić. Na początku nie mówił kto, bo bał się, że po niego wrócą. Ale w końcu powiedział, że to jego były pracodawca ze swoim pracownikiem.
Wersje oprawców,
wersja ofiary
Zarówno ofiara, jak i oprawcy przyjechali w okolice Warszawy ze Śląska. Dominik B. i Mateusz R. mieszkali we wspólnym pokoju w Piasecznie razem z jakimś Ukraińcem. Do pracy przyjął ich Szymon F., który prowadził firmę remontowo- budowlaną. Pracowali „na czarno” w Warszawie, za co mieli dostawać około 10 złotych na godzinę. Dominik B. po miesiącu postanowił zmienić pracę i zażądał zaległych pieniędzy. Gdy nalegał, został wywieziony do lasu, gdzie zadano mu kilka ciosów tasakiem w głowę iw ręce. Prześladowcami byli właśnie Szymon F. i Mateusz R. Prawdopodobnie przekonani, że Dominik B. nie żyje, przysypali go ziemią, przykryli gałęziami i odjechali. Wcześniej Szymon F. miał jeszcze powiedzieć do swojego pracownika: „Zobacz, Mateusz, tak właśnie kończą ludzie, którzy próbują mnie zastraszyć”... Później wyrzucili jeszcze do pobliskiego zalewu tasak i zabrany wcześniej ofierze telefon komórkowy.
Tego samego dnia wieczorem Szymon F. dowiedział się z telewizji, że Dominik B. jednak żyje. Natychmiast spotkał się z Mateuszem R. – był na niego wściekły, że źle wykonał... zadanie. A później już przyjechała policja.
Po zatrzymaniu obydwaj nie przyznawali się do winy, twierdząc, że Dominik B. dostał jednak zaległą wypła- Oskarżeni: Mateusz R. (22 l.), Szymon F. (30 l.) O: usiłowanie zabójstwa Ofiara: Dominik B. (22 l.) Sąd: Jerzy Kosiela (przewodniczący Jakubowska Oskarżenie: Dorota Sielezin, Prokuratura Rejonowa w Grójcu Oskarżyciel posiłkowy: Dominik B., pełnomocnik – Łukasz Domański Obrona: Grzegorz Wąsik (adwokat Mateusza R.), Andrzej Wierniewicz (adwokat Szymona F.) tę i oddalił się w niewiadomym kierunku. Szymon F. pytany, dlaczego w takim razie były pracownik go pomawia, odpowiedział, że pewnie dlatego, że zwolnił go z pracy i tamten chce się teraz na nim zemścić. Już po aresztowaniu zmienił wyjaśnienia i sugerował, że jego byłego pracownika mógł pobić Mateusz R., bo byli skłóceni z powodu dziewczyny. Podczas wizji lokalnej wskazał miejsce, gdzie Mateusz R. wyrzucił do wody tasak. I wtedy właśnie pomawiany pracownik również zmienił swoje wcześniejsze wyjaśnienia i szczegółowo opisał, co zdarzyło się w lesie. Oraz że inicjatorem tego wszystkiego był Szymon F.
– A co miało być motywem? – pytali śledczy.
– To była chęć zemsty za groźby Dominika B., że doniesie na swojego byłego szefa do Państwowej Inspekcji Pracy.
Z kolei poszkodowany Dominik B. podczas kilku przesłuchań w śledztwie, a także przed sądem, przedstawiał taką samą wersję wydarzeń.
– Pracowałem razem z Mariuszem R. około miesiąca i mieliśmy w sumie dobre kontakty ze sobą. Mieszkaliśmy razem. Owszem, czasami posprzeczaliśmy się przy robocie, ale chodziło o jakieś drobiazgi.
– Na przykład o co? – chce się dowiedzieć sędzia Jerzy Kosela.
– Denerwowałem go, jak czyściłem kostkę brukową. Uważał, że źle to robię. Ale zdecydowałem się odejść z tej pracy, miałem już umówioną następną. – Odszedł pan z własnej woli? – Tak, to była moja decyzja i napisałem esemesa do Szymona F., to znaczy to mojego pracodawcy a dzisiaj oskarżonego.
– Jest pan pewien, że powodem nie był konflikt z Mateuszem R.? – naciska sąd.
– Nie. Nie było też jakiegoś szczególnego konfliktu o jego dziewczynę.
składu
orzekającego),
Grażyna – A powinien być? – Mateusz miał do mnie pretensję, że z nią czasami rozmawiałem. – Może panu groził z tego powodu? – Nie, nigdy mi nie groził. – Czy miał pan jakieś zobowiązania finansowe wobec swojego współlokatora?
– Nie. Byłem tylko winien 150 złotych znajomemu, który robił mi tatuaż.
– A kto płacił za wynajmowanie mieszkania? – Pracodawca, czyli Szymon F. –A ile był panu winien jako pracodawca?
– Chodziło o zaległe wynagrodzenie. Wychodziło dokładnie tysiąc złotych, miałem to zapisane w zeszycie. Prosiłem, żeby oddał mi te pieniądze, ale kazał czekać. – Dlaczego? Jak to tłumaczył? – Mówił, że najpierw muszą skończyć robotę, bo nie ma zamiaru płacić mi z własnej kieszeni. Dlatego, jak tylko dowiedziałem się, że skończyli, to wysłałem kolejnego esemesa. Odpisał, że odda mi następnego dnia, ale nie zobaczyłem tych pieniędzy.
– I dlatego postraszył go pan, że powiadomi Państwową Inspekcję Pracy?
– Tak właśnie było. I wtedy on mi odpisał, że zwróci natychmiast te pieniądze.
– Czy skarżył się pan, że ma długi, które musi pilnie oddać?
– Nie, pisałem tylko, że nie mam za co żyć, a muszę zapłacić za hotel.
Podstępem zwabiony do lasu
Jeszcze tego samego dnia miał zadzwonić Mateusz R. i przekazać informację, że Szymon F. czeka z pieniędzmi w miejscu zamieszkania Dominika B.
– Pracowałem już wtedy w Warszawie. Zwolniłem się i pojechałem autobusem do Piaseczna. Wysiadłem przy bazarku i szedłem w stronę kwatery, kiedy zadzwonił do mnie Mateusz i po-