Polowanie na planety w promieniach Słońca
Obserwacje planet na nocnym niebie nie są niczym niezwykłym, ale czy można te obiekty zobaczyć w ciągu dnia, kiedy Słońce rozświetla niebo? Chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, to okazuje się to możliwe, ale tylko dla najjaśniejszych planet i w dość szczególnych okolicznościach.
Gdy zachodzi Słońce i zaczyna zapadać zmrok, to bardzo nisko nad zachodnim horyzontem możemy obecnie dostrzec jasną planetę Wenus, a na prawo od niej – wyraźnie słabszego Jowisza. Te dwie najjaśniejsze planety zbliżają się stopniowo do Słońca i z końcem lipca praktycznie znikną z wieczornego nieba. Póki więc są jeszcze widoczne, warto zapolować na nie w ciągu dnia, bo ich jasność jest wystarczająca, aby je ujrzeć nawet w promieniach Słońca.
Wenus świeci tak jasno, że dostrzeżenie jej gołym okiem za dnia nie jest zbyt trudne, jeśli znamy jej przybliżoną lokalizację. Z wyglądu przypomina ona białą kropkę, która kolorem i jasnością odróżnia się od błękitnego tła dziennego nieba. Jednak nie znając jej położenia, trudno ją wypatrzyć na rozległym nieboskłonie. Niedoświadczonym amatorom takich obserwacji może przyjść z pomocą Księżyc, który zazwyczaj raz w miesiącu zbliża się do tej planety. Tak się szczęśliwie składa, że 18 i 19 lipca nasz naturalny satelita znajdzie się w odległości około 5 – 6 stopni od Wenus, stanowiąc niejako drogowskaz do wyznaczenia jej pozycji. Księżycowy sierp jest na tyle duży i jasny, że jego odszukanie na dziennym niebie zwykle nie nastręcza trudności. A jeśli zlokalizujemy Księżyc, w którego pobliżu przebywa Wenus, to możemy znacznie zawęzić obszar poszukiwań i ułatwić sobie odnalezienie planety.
Na rys. 1 przedstawiono położenia Słońca, Księżyca oraz dwóch najjaśniejszych planet: Wenus i Jowisza, w dniach 18 – 19 lipca o godzinie 16.30. Pora dnia nie jest tu przypadkowa, bowiem o tej godzinie najłatwiej będzie odnaleźć Jowisza, który 18 lipca ustawi się pionowo nad Księżycem w odległości 5 stopni. Ponieważ Jowisz świeci kilkakrotnie słabiej od Wenus, to odnalezienie go nieuzbrojonym okiem jest mało prawdopodobne. Wystarczy jednak użyć dowolnej lornetki, aby zobaczyć go w postaci białej gwiazdki na tle błękitnego nieba.
Najważniejszą czynnością przy tych obserwacjach będzie odnalezienie Księżyca na jasnym niebie, który w owych dniach przyjmie kształt dość wąskiego sierpa. Jeśli niebo będzie dostatecznie czyste, to nie powinno być problemów z jego odszukaniem. W przypadku jakichkolwiek trudności warto mieć na uwadze, że 18 lipca Księżyc znajdzie się w odległości około 30 stopni w lewo od Słońca, a 19 lipca odległość ta wzrośnie do 40 stopni. Orientacyjnych pomiarów odległości kątowych można dokonać przy użyciu dłoni. Warto w tym celu zapamiętać, że gdy wyciągniemy rękę przed siebie, to wysokość zaciśniętej pięści ( w kierunku od kciuka do małego palca) stanowi miarę około 10 stopni. Oznacza to, że np. 18 lipca należy szukać Księżyca w odległości mniej więcej trzech pięści w lewo od Słońca. Ta prosta metoda pomiaru dobrze się sprawdza przy tego typu obserwacjach.
Gdy już odnajdziemy Księżyc, wówczas należy wypatrywać Wenus około 6 stopni w lewo (18 lipca) lub w prawo (19 lipca) od jego sierpa. I tu warto posłużyć się kolejną prostą miarką odległości. Otóż grubość kciuka, który widzimy z odległości wyciągniętej ręki, odpowiada wartości około 2 stopni. Wenus powinniśmy odnaleźć bez problemu gołym okiem, ale jeśli komuś się to nie uda, to może skorzystać z lornetki. Natomiast przy poszukiwaniu Jowisza lornetka będzie niezbędna i należy wstępnie skierować ją na Księżyc, po czym przemieszczać powoli ku górze (poszukując Jowisza 18 lipca) lub w bok (wypatrując Wenus).
Przeciętne lornetki, w zależności od typu, mają pole widzenia rzędu 5 – 8 stopni, więc przy odrobinie szczęścia możemy za ich pomocą zobaczyć jednocześnie Księżyc, Wenus i Jowisza. Taka sytuacja może mieć miejsce 18 lipca, kiedy wszystkie trzy obiekty znajdą się najbliżej siebie.
Używając lornetki (lub innego sprzętu) do dziennych obserwacji nieba, trzeba zachować daleko idącą ostrożność. Należy bowiem uważać, aby przypadkiem nie spojrzeć przez lornetkę w kierunku pobliskiego Słońca, bo jego silne światło, skupione przez dodatkowe soczew- ki, może szybko uszkodzić nam oczy. Dlatego najlepiej jest osłonić się przed bezpośrednim światłem Słońca, stając za jakimś budynkiem, drzewem itp., mając w zasięgu wzroku jedynie Księżyc i jego najbliższe okolice.
Obserwacje jasnych planet na dziennym niebie, prowadzone przez lornetkę lub teleskop o powiększeniu co najmniej 15 – 20 razy, mogą dać niekiedy lepsze rezultaty niż obserwacje wieczorne. Obecnie można dostrzec Wenus wczesnym wieczorem, lecz jest ona widoczna bardzo nisko nad horyzontem, co utrudnia obserwację. Na tak małej wysokości (kilka stopni) występują silne turbulencje powietrza, które zniekształcają jej obraz w teleskopie, przez co staje się on dość niewyraźny. Natomiast na dziennym niebie możemy oglądać planetę znacznie wyżej, gdzie szkodliwy wpływ atmosfery jest znikomy i obraz jej tarczy w teleskopie bardzo zyskuje na jakości. A trzeba wiedzieć, że obecnie tarcza Wenus ma kształt sierpa, który ładnie się prezentuje w okularze lunety lub teleskopu, szczególnie za dnia. Dlatego tym bardziej warto podjąć trud jej odszukania na dziennym niebie. Komu się to nie uda, może odnaleźć planetę wczesnym wieczorem tuż nad zachodnim horyzontem (rys. 2).
www.vademecum-astronomii.pl redakcja@vademecum-astronomii.pl
Bez większych ceregieli powiem, że to doskonała (pro)pozycja na wakacyjną zabawę. Posiada wszystkie cechy uprzymilające wszelkiego rodzaju prywatki, potańcówki. Na płycie seksownej amerykańskiej piosenkarki i aktorki znalazły się bowiem same melodyjne, taneczne kawałki w stylu pop. Już słyszę głosy, że tego rodzaju twórczość nie dowodzi większych ambicji. Nieprawda. Ile to się trzeba natrudzić, żeby każdy numer był atrakcyjny i jak najmniej podobny do poprzedniego. Sprawić, by słuchacz nie czuł się zmęczony po szóstym, siódmym, ale chciał więcej i jeszcze miał siłę je zatańczyć. Taka sztuka udaje się niewielu artystom. Hilary podołała zadaniu.
Sony. Cena ok. 40 zł.
Do lekkich i łatwych (aczkolwiek przyjemnych) nie zaliczę czwartego albumu amerykańskiej artystki Melody Gardot. U wyznawczyni buddyzmu pojawia się co prawda ogrom wrażliwych dźwięków, lecz są one wysmakowane. Opowiadające o ludziach żyjących na krawędzi, a więc nieco „smętnawe”. Melodie Melody oscylują w gatunkach szeptanego soulu, czasem niemrawego gospel, lekkiego rocka. Pasują bardziej na jesienne wieczory niż słoneczne plaże. Dużą rolę odgrywają sekcje dęte, w tym nawet różnego rodzaju… rogi. To wszystko jest poszukiwaniem, ale wydaje się, że dobrze jest poszukiwać czegoś nowego, nawet jeśli miałoby to okazać się troszkę dziwne. Idealnie to ujęłaś, Melody.
Universal. Cena ok. 50 zł.
Historia polskiej fonografii odnotowała już artystów parających się pochodzącym z Jamajki nurtem reggae. Mesajah, Bas Tajpan, Maleo Reggae Rockers... Od 1994 roku jest wśród nich także założona w Pile grupa Jafia, której frontmanem, kompozytorem i autorem tekstów jest Dawid Portasz. Miłość, pokój, wolność to główne przesłania gatunku. Jednak w tym przypadku te hasła wydają się bardziej uduchowione, niż były w założeniu. Czy to w rodzimym języku, czy też po angielsku. Taką mamy mentalność, potrzebę i już. Rozbudowane żeńskie chóry tylko utwierdzają mnie w tym poglądzie. Ja tu cuduję, a tymczasem muzyczka przyjemnie się sączy…
Warner. Cena ok. 40 zł.