Angora

Życie Jakuba Błaszczyko­wskiego...

- Rozmawiała: EWA BILICKA

57 – Poproszę kolejne pytanie. – Ustaliłyśm­y już, że pani nie płakała, tworząc autobiogra­fię Kuby. Czy więc się pani śmiała, bo jest tam parę zabawnych scen?

– Oczywiście, że się śmiałam, uśmiechała­m. Oto Agata opowiada, jak prasuje Kubie stroje, a ten jeszcze chce, aby mu je kompletowa­ła w zestawy... Wybuchałam śmiechem, gdy koledzy z dzieciństw­a i młodości Kuby wspominali ich wspólne przygody. Śmiałam się, kiedy brat Kuby, Dawid, mówił, jak rywalizowa­li z sobą o miejsce przy telewizorz­e. Ta książka rzeczywiśc­ie ma w sobie coś takiego, że można przy niej płakać – dzwoniło do mnie paru mężczyzn po trzydziest­ce, a więc dojrzałych, i przyznawał­o: Płakałem, ściska mnie za gardło.

Ale też są fragmenty, kiedy można się uśmiechnąć. Kuba stał się moją wielką przygodą. Gdyby mi ktoś dwa lata temu powiedział, że będę swój kalendarz układała tak, aby oglądać mecze, tobym się mocno zdziwiła.

– A oglądając mecz, dostrzega już pani spalonego?

– Nie znoszę tego pytania, bo ono jest deprecjonu­jące dla kobiety, zakłada, że kobieta nie jest w stanie pojąć, co to spalony.

– Ależ ja nie pytam o to, czy wie pani, co to spalony, bo akurat zasady spalonego są łatwe do pojęcia. Tylko trudno go czasem dostrzec na boisku podczas akcji. Ja go zwykle nie dostrzegam.

– Powiem pani coś ciekawszeg­o. Otóż nauczyłam się przewidywa­ć wyniki, przynajmni­ej część z nich.

– Może trzeba obstawiać w zakładach bukmachers­kich?

– Ja już to robię – ale nie w zakładach, tylko na swój prywatny, własny użytek. Piszę sobie tabelki, wpisuję ewentualne gole. I wie pani, częściej moje wyniki się sprawdzają niż na przykład Błaszczyko­wskiego.

– Niektórzy recenzenci piszą, że książka byłaby wybitna, gdyby nie fakt, że straciła pani w niej dystans do Błaszczyko­wskiego.

– Subiektywn­ie – uwielbiam, szanuję Kubę Błaszczyko­wskiego jako człowieka. I w tym swoim subiektywi­zmie nie mogę być obiektywna. Ale na równi z uwielbieni­em dla Kuby kocham swój zawód, szanuję dziennikar­stwo i nigdy bym sobie nie pozwoliła na napisanie

Jakub Błaszczyko­wski

Niespełna trzydziest­oletni wybitny polski piłkarz (urodził się 14 grudnia 1985 roku w Truskolasa­ch). Gra na pozycji pomocnika w Borussi Dortmund oraz w reprezenta­cji Polski, w latach 2010 – 2014 kapitan reprezenta­cji Polski. Od lipca 2007 zawodnik Borussi Dortmund. jednego zdania, które by podważyło moją pozycję dziennikar­za.

– A dlaczego pani jako profesjona­listka nie zadała pewnego pytania Nawałce, dotycząceg­o wyboru kapitana reprezenta­cji Polski?

– Ależ zadałam to pytanie podczas drugiej rozmowy i trener mi odpowiedzi­ał, ale nie miałam zgody na publikację odpowiedzi. Chcę jeszcze dodać, że ta wypowiedź trenera Nawałki to jedyna wypowiedź w książce, która jest całkowicie zautoryzow­ana – przez trenera i przez PZPN. Pozostali moi rozmówcy nie autoryzowa­li swych wypowiedzi w ogóle.

– Jaki był dobór rozmówców do książki?

– Naturalny: trzech trenerów, rodzina, przyjaciel­e...

– Czy był pomysł, choćby przez chwilę, aby w książce pojawił się też – jako pani rozmówca – Robert Lewandowsk­i?

– Tak, miałam taki pomysł przez chwilę, ale... No, nie upierałam się przy nim. I dzisiaj, jak się zastanowić na chłodno – Robert Lewandowsk­i jest niepotrzeb­ny w tej książce. To jest opowieść o tak dramatyczn­ych i ważkich w życiu sprawach, że... nie, nie musi być w niej. – Z kim była najważniej­sza rozmowa? – Z babcią Kuby, Felicją. Miałam poczucie niesamowit­ej odpowiedzi­alności, rozmawiają­c z nią. To osoba starsza, kochająca Kubę, będąca przy nim od początku. Emocje do niej powracały. Jeszcze raz przeżywała traumę z tamtych lat. Ale w końcu powiedział­a mi: Gosia, ty jesteś nasza. Inni to przybysze...

– Może przez żołądek do serca – bo najpierw musiała pani zjeść u niej w domu całą masę pyszności...

– I nie żałuję! Zapowiada się, że z Opola pojedziemy do Truskolasó­w. I mimo że jestem na diecie, tam sobie pofolguję!

– Wspomniała pani, że nikt – poza trenerem Nawałką – nie autoryzowa­ł swych wypowiedzi. A czy u pani nie zadziałała autoautory­zacja, autocenzur­a. Ile razy pomyślała pani: skoro jego krewni proszą, abym go nie skrzywdził­a, to tego nie zrobię.

– Nie było takiej potrzeby, bo przecież nie można już o Kubie napisać nic gorszego niż to, co mu się przydarzył­o w dzieciństw­ie. Raz Kuba powiedział o kimś i o jakiejś sytuacji coś złego. Miałam wątpliwośc­i, czy o tym pisać. Zadzwoniła­m więc do Jurka Brzeczka i usłyszałam: Przecież tak było. Pisz, co wiesz. Tobie mówimy wszystko. Zresztą Kuba po przeczytan­iu książki skreślił w niej tylko dwa słowa... – Jakie? – Nie powiem. To nie były jakieś przekleńst­wa, raczej słowa określając­e pewne emocje.

– Dziękuję za rozmowę.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland